Na Śląsku brak nowoczesnych śmigłowców ratunkowych
W niemal pięciomilionowym województwie śląskim nie ma śmigłowca ratunkowego, który mógłby przylecieć na pomoc ofiarom wypadku nocą lub w trudnych warunkach pogodowych, deszczu i mgle.
30.09.2010 | aktual.: 01.10.2010 10:02
Nowoczesny Eurocopter, który spełnia te warunki, trafi do gliwickiego oddziału Lotniczego Pogotowia Ratunkowego najwcześniej w marcu. Ma go za to już oddział w Krakowie, choć w Małopolsce przy ani jednym szpitalu nie ma lądowiska, którego można byłoby używać w nocy. Śląsk ma dwa takie lądowiska - w Szpitalu św. Barbary w Sosnowcu i w Szpitalu Pod Szyndzielnią w Bielsku-Białej.
Na dodatek Justyna Sochacka, rzecznik LPR, twierdzi, że nawet gdy Eurocopter trafi do bazy w Gliwicach, to i tak długo nie będzie latać nocą. - Nie przewidujemy wydłużenia dyżurów na godziny nocne. Załoga i lekarze muszą się oswoić z nowym sprzętem. Oblatać go - podkreśla rzecznik.
Grzegorz Stępień z bazy w Gliwicach wyjaśnia, że obecnie ma do dyspozycji śmigłowiec Mi-2 Plus: - Można nim latać tylko od wschodu do zachodu słońca - dodaje. Tymczasem przy ratowaniu życia ważna jest każda minuta. - Czas od wypadku do udzielenia specjalistycznej pomocy powinniśmy ograniczyć do minimum - podkreśla dr Czarosław Kijonka ze Szpitala św. Barbary, gdzie od maja czynne jest nowoczesne lądowisko. Śmigłowce z pacjentami lądują na nim średnio raz dziennie.
Czy służby ratownicze poradziłyby sobie równie sprawnie z wypadkiem zbiorowym, jak Niemcy z ofiarami wypadku autokaru pod Berlinem? Sprzętu i ludzi nie brakuje. Procedury zostały wielokrotnie przetestowane i to niestety także w tragicznych okolicznościach. Jedyny mankament to brak w regionie nowoczesnego śmigłowca.
- Jakieś 10 lat temu mieliśmy wypadek autobusu z dziećmi. Popełniono wtedy błędy. 30 poszkodowanych przewieziono do jednego szpitala w Tychach - opowiada Andrzej Szczeponek, wiceszef Wydziału Zarządzania Kryzysowego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Choć do wypadku doszło o 15, lekarze zakończyli badania dopiero późno w nocy. To była nauczka. Opracowano nowe procedury. - Sprawdziły się przy katastrofie w MTK, wypadku w kopalni Wujek-Śląsk, czy wypadku autokaru przewożącego dzieci z Litwy. Akcje ratownicze były prowadzone bardzo sprawnie - mówi.
Polecamy w wydaniu internetowym: www.slask.naszemiasto.pl