PolskaNa połyk i do bunkra

Na połyk i do bunkra

Ponad 130 więźniów z Dolnego Śląska przyłapali w ubiegłym roku strażnicy na próbach przemytu. Za kraty próbowali wnieść narkotyki, alkohol, a nawet telefony komórkowe. Miejsca, w których je chowali, świadczą o tym, że ich pomysłowość nie zna granic.

13.04.2007 08:48

Więziennych przemytników jest coraz więcej. Jeszcze w 2005 roku strażnicy wykryli nieco ponad 80 podobnych przypadków. Dlaczego ta liczba rośnie? – Coraz częściej skazani wychodzą do pracy na zewnątrz. To dla nas spory problem, bo bardzo ciężko dokładnie przeszukać w jednym czasie kilkaset osób. I więźniowie to wykorzystują – przyznaje Krzysztof Kucharski, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej we Wrocławiu.

Zbunkrowane prochy

Więziennicy przyznają, że największym problemem w polskich zakładach karnych są obecnie narkotyki, głównie amfetamina i marihuana. Są bowiem łatwe do ukrycia. – Skazani nie wnoszą ich w kieszeni czy torbie. Mają o wiele wymyślniejsze kryjówki, które trudno odkryć nawet wyszkolonemu psu – przyznaje Stanisław Furdykoń, szef ochrony Zakładu Karnego w Strzelinie. – Chowają je na przykład do odbytu. Nazywają to miejsce „bunkrem” – opowiada. Innym sposobem jest przemycanie narkotyków na tzw. połyk. Skazany połyka prezerwatywę z prochami, aby po kilkunastu minutach ją zwymiotować. Trzeba tylko wypić dużo bardzo słonej wody. W ubiegłym roku dolnośląscy strażnicy wykrywali narkotyki także w pisakach, orzechach, pojemnikach z masłem, dezodorancie, kremach do golenia, paście do zębów, a nawet... kuli ortopedycznej. – Narkotyki dla więźniów próbują wnieść także osoby, które ich odwiedzają – przyznaje Renata Tyczkowska z Zakładu Karnego w Oleśnicy. – Niedawno pewna kobieta, wybierająca się na spotkanie z jednym z naszych
skazanych, schowała je w obcasie buta – opowiada.

Kuszą darmowe minuty

Obok narkotyków za więzienną bramę skazani próbują wnieść także telefony komórkowe. – Tylko w ostatnim roku mieliśmy siedemnaście takich przypadków – wylicza Ryszard Kędzia, dyrektor Zakładu Karnego w Głogowie. – Zazwyczaj wychodzą na jaw dopiero wtedy, gdy więźniowie zaczynają korzystać z komórek w celach – przyznaje. Bo wbrew pozorom i te urządzenia można doskonale schować. – Jeden z więźniów ukrył aparat w odbycie – przypomina sobie Kędzia, nie ukrywając zdziwienia. Inni przynoszą komórki w częściach, jeszcze inni proszą znajomych, by przerzucili je przez więzienne mury. Więziennicy pamiętają też komórki ukryte w skrytce wydrążonej w stole, w obudowie lampy, podeszwie buta, a nawet torebce z ryżem. Po co skazanym komórki, skoro za kratami mogą korzystać ze zwykłych automatów telefonicznych? – Kuszą ich niskie ceny aparatów oraz darmowe rozmowy z wybranymi numerami – tłumaczą więziennicy. Luiza Sałapa z Centralnego Zarządu Służby Więziennej przyznaje, że czasem w przemycie telefonów pomagają więźniom sami
strażnicy. Dlaczego? Bo mają w tym interes. To właśnie przez te telefony skazani mogą dokonywać bankowych przelewów. Tak opłacają współpracujących z nimi strażników. – Walczymy z tym zjawiskiem, ale trudno udowodnić, że komórka trafiła za więzienny mur przy pomocy pracowników zakładu. Obu stronom: i więźniom, i nieuczciwym strażnikom zależy na dyskrecji tak samo mocno – rozkłada ręce Sałapa.

Promile w cenie

Pomysłowość więźniów na przechytrzenie strażników nie zna granic. W osłupienie wprawił ich niedawno pewien przestępca, który trafił do zakładu w Głogowie. Za kraty próbował wnieść spirytus. Wiedział, że butelki przez bramę nie przeniesie. Przelał więc alkohol do prezerwatywy, po czym przykleił ją do genitaliów. Zmieściło się pół litra spirytusu. – Ale do celi go nie doniósł. Wpadł podczas osobistej rewizji – podkreśla dyrektor Ryszard Kędzia. Skazani coraz częściej wykorzystują do przemytu małe dzieci. Wiedzą, że ich nie przeszukujemy – mówi Luiza Sałapa, rzecznik Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Niedawno strażnicy z jednego z polskich więzień znaleźli w pieluszce niemowlaka 18 tabletek extasy. Matka przyprowadziła dziecko na widzenie z ojcem. Narkotyki wykryto przypadkiem, bo kobieta oddała strażnikowi dziecko, gdy sama musiała przejść przez bramkę wykrywającą metale. Strażnik w taki sposób chwycił niemowlaka, że pod pampersem wyczuł palcami twarde tabletki narkotyku.

Bez psa ani rusz

Walka strażników z więziennymi przemytnikami przypomina zabawę w kotka i myszkę. Strażnicy nie zamierzają jej jednak przegrywać. Do dyspozycji mają coraz nowsze sposoby walki z nieuczciwymi skazanymi. W wielu zakładach pracują już na przykład nowoczesne urządzenia, wykrywające, czy w okolicy działa telefon komórkowy. Dzięki nim błyskawicznie można dotrzeć do celi, w której ktoś korzysta z nielegalnie wniesionego aparatu. – Bardzo pomaga nam też pies. To on wskazuje wiele kryjówek. Bez niego nasza praca byłaby o wiele trudniejsza – przyznaje Stanisław Furdykoń z Zakładu Karnego w Strzelinie. – Niezbędna jest też bardzo dokładna kontrola paczek, które trafiają do skazanych – podkreśla Ryszard Leszczyński z więzienia w Zarębie Górnej pod Lubaniem.

Próby przemytu w polskich więzieniach w roku 2006
628 – narkotyki i inne środki odurzające
302 – telefony komórkowe
60 – alkohol

Łukasz Pałka, Michał Gigołła (RK)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)