Mubarak nie odszedł - tłum jest wściekły; 5 osób nie żyje
Jak podała arabska telewizja Al-Dżazira, w nocnych zamieszkach w Kairze zginęło pięć osób po tym, jak rozwścieczony tłum ruszył w kierunku pałacu prezydenckiego i siedziby państwowej telewizji. Protestujący Egipcjanie zapowiedzieli, że nie ustąpią, póki prezydent Hosni Mubarak nie odejdzie. Po południowych modlitwach ma rozpocząć się "marsz milionów". Ma w nim wziąć udział ok. 20 milionów Egipcjan z całego kraju. Jest to ich odpowiedź na orędzie Mubaraka do narodu, w którym poinformował, że zgodnie z konstytucją przekaże swe kompetencje wiceprezydentowi Omarowi Suleimanowi, ale nie ustąpi ze stanowiska.
10.02.2011 | aktual.: 11.02.2011 09:36
Chwilę po wystąpieniu Mubaraka oświadczenie wygłosił wiceprezydent Suleiman.
Jak podała państwowa agencja informacyjna MENA, w związku z nieustającymi protestami i decyzją prezydenta Mubaraka, dowódcy egipskiej armii przeprowadzili ważne spotkanie i zamierzają wydać oświadczenie do demonstrantów domagających się ustąpienie prezydenta Hosniego Mubaraka.
MENA podała, że głównodowodzący egipskiej armii i minister obrony, marszałek Mohammed Husejn Tantawi, przewodniczył spotkaniu Rady Najwyższej Sił Zbrojnych, po którym armia wyda ważne oświadczenie do narodu.
Słowa, które wzburzyły tłum
Mubarak zapowiedział, że osoby stojące za organizacją zamieszek zostaną ukarane. Złożył kondolencje rodzinom ofiar, które zginęły podczas antyrządowych protestów. Zapewnił, że "nie przelali krwi na darmo".
Jak powiedział, zamierza wypełnić wszystkie swoje obietnice. Obiecał podążać drogą pokojowej transformacji do września, gdy odbędą się wybory prezydenckie. Ponownie poinformował, że nie weźmie w nich udziału. - Jestem zdeterminowany spełnić wszystkie obietnice - powiedział prezydent Egiptu.
Mubarak wyraził zrozumienie dla żądań młodych Egipcjan, którzy pragną dla siebie lepszej przyszłości.
- Moim zadaniem jest ochrona konstytucji (...) i przekazanie władzy temu, kto zostanie wybrany we wrześniowych wyborach. To obietnica, którą składam przed Bogiem i narodem (...). Razem poprowadzimy Egipt do bezpiecznych brzegów - powiedział.
Przemówienie prezydenta Hosniego Mubaraka tłum zebrany na placu Tahrir w Kairze przyjął okrzykami: "Odejdź, odejdź". Jak napisał jeden z użytkowników Twittera, skandowano wezwanie do marszu na pałac prezydencki w piątek po południu i do strajku generalnego.
Zebrani na placu wymachiwali w kierunku ekranu, na którym pokazywano transmisję przemówienia, butami, co jest bardzo obraźliwe w społeczeństwie arabskim.
Manifestanci apelowali do wojska, rozmieszczonego licznie wokół placu, by przyłączyło się do powstania. - Armio egipska, czas na wybór: reżim czy naród - wołano.
- Piątek, dzień modłów w islamie, jest potencjalnie najbardziej zapalnym dniem protestów w świecie arabskim - przypomniał w wypowiedzi dla BBC Robert Danin z Rady Stosunków Międzynarodowych w Waszyngtonie. - Dlatego oczekuję, że jutro to dopiero będzie dzień - ostrzegł Danin.
"We właściwym czasie"
Mubarak zapowiedział przeprowadzenie zmian w konstytucji, które, m.in., "pozwolą znieść stan wyjątkowy" i umożliwiały mu bezterminowe sprawowanie urzędu, bez konkurencji faktycznie liczących się kandydatów w wyborach. Dotyczy to 5-6 artykułów. Zapewnił, że będzie "czuwał nad wcieleniem ich w życie".
Prezydent Egiptu dopuścił możliwość anulowania "we właściwym czasie" artykułu 179, który zezwala na specjalne, wykluczające normalne gwarancje procesowe postępowania karne wobec osób podejrzanych o działalność terrorystyczną. Artykuł ten jest jednym z prawnych filarów obowiązującego od 1981 roku stanu wyjątkowego.
Nowelizacja miałaby dotyczyć m.in. artykułu 76, który pozwala na start w wyborach prezydenckich kandydatów niezależnych tylko wtedy, gdy uzyskają wcześniej poparcie co najmniej 65 deputowanych izby niższej parlamentu - gdzie dominuje kierowana przez Mubaraka Narodowa Partia Demokratyczna.
Zmieniony miałby być także artykuł 77, gwarantujący prezydentowi dowolną liczbę reelekcji, dzięki czemu Mubarak rządzi obecnie już piątą kadencję. Egipska opozycja domaga się wprowadzenia zasady najwyżej dwóch kadencji.
Prezydent oświadczył, że nie ugnie się pod dyktatem zagranicy. Obiecał podążać drogą pokojowej transformacji do września.
- Nigdy nie działałem pod wpływem zewnętrznego nacisku. Zawsze walczyłem na rzecz pokoju. Mój naród zawsze był dla mnie najważniejszy. Dlatego czuję ból w sercu, gdy słyszę zarzuty stawiane przez niektórych moich rodaków. (...) Musimy wznieść się ponad podziałami, zjednoczyć się i działać na rzecz Egiptu - powiedział Mubarak. - Egipt stanie znowu na nogach - dodał.
- Wszyscy Egipcjanie muszą działać ramię w ramię, zaangażować się w dialog międzynarodowy i wspólnymi siłami przełamać kryzys - powiedział prezydent.
Stwierdził również, że rozpoczęto "konstruktywny dialog", w którym biorą udział wszystkie siły polityczne. Zapowiedział, że zmiany w konstytucji zagwarantują "uczciwe i przejrzyste" wybory prezydenckie i "niezawisłość sądów".
- Niech Bóg będzie z wami - zakończył. Chwilę później Omar Suleiman wygłosił oświadczenie. Wicepremier zapewnił, że "ruch 25 stycznia" (wówczas rozpoczęły się masowe protesty) osiągnął swój cel i nastąpią zmiany w konstytucji. Obiecał, że zrobi wszystko, by przekazanie władzy w Egipcie nastąpiło pokojowo. Wiceprezydent zaapelował również, by protestujący rozeszli się do domów. Powiedział też, że Mubarak "postawił interes narodu ponad wszystkim".
Suleiman oświadczył, że kraj nie pogrąży się w chaosie. Powiedział też, że egipska armia będzie "chronić rewolucję młodzieży". Zapewnił, że droga do dialogu pozostaje otwarta.
Orędzie, zapowiadane na godzinę 22, rozpoczęło się z 45-minutowym opóźnieniem.
Wcześniej premier Egiptu i członek kierownictwa partii Hosniego Mubaraka powiedzieli BBC, że prezydent być może ustąpi. Podkreślono jednocześnie, że Mubarak nie podjął jeszcze decyzji.
"Nie na to czekali"
- Prezydent Hosni Mubarak formalnie nie ustępuje, przekazuje część uprawnień wiceprezydentowi Suleimanowi, który w tej chwili ma wolną rękę do wprowadzenia w konstytucji zmian prowadzących do demokratyzacji. Widać, że oddawanie prezydenckiego fotela idzie Mubarakowi ciężko. Nawiązywał do 60 lat swojej służby publicznej dla Egiptu; mówił, że nadal chce dla Egiptu pracować i w Egipcie umrzeć. To nie było to, co chciały usłyszeć miliony Egipcjan, nie tylko na placu Tahrir, ale w całym kraju. Nie powiedział, że odejdzie czy usunie się na bok. To duże rozczarowanie. Te słowa mogą tylko zradykalizować nastroje - powiedział o przemówieniu Mubaraka Grzegorz Dziemidowicz, dyplomata, orientalista i archeolog, były ambasador w Egipcie.
Zamach stanu?
Rzecznik wojska odczytał w egipskiej telewizji państwowej "komunikat nr 1", głoszący, że armia dyskutuje nad środkami niezbędnymi dla ocalenia narodu.
Według agencji AP, nazwanie odczytanego w państwowej telewizji oświadczenia "komunikatem nr 1" może sugerować zamach stanu.
Zamachu stanu obawia się również przedstawiciel Bractwa Muzułmańskiego Essam al-Erian. - Wygląda to jak zamach stanu. Czuję niepokój. Prezydent nie jest problemem, jest nim reżim - powiedział agencji Reutera.
"Misja zakończona"?
Dowódca wojska Hassan al-Roweny zapowiadał, że oczekiwania protestujących zostaną spełnione. Przez cały dzień trwało nadzwyczajne posiedzenie najwyższej rady wojskowej. Mubarak ani wiceprezydent Omar Suleiman nie brali w nim udziału. Nie pojawili się w kadrach filmowych pokazanych w relacji z tego spotkania, któremu przewodniczył minister obrony.
Czytaj również: Krzyczą "wolność i sprawiedliwość" myślą "Allah i islam"?
Sekretarz generalny Partii Narodowo-Demokratycznej (NDP) Hossam Badrawi stwierdził wcześniej, że ma nadzieję, iż Mubarak przekaże władzę wiceprezydentowi Omarowi Suleimanowi. W rozmowie z BBC dodał, że byłby zdziwiony, gdyby Mubarak nadal był prezydentem w piątek. Z kolei według telewizji CNN władzę miał przejąć komitet wojskowy.
Przekonany o odejściu Mubaraka był Wael Ghonim, jeden z najważniejszych młodych organizatorów protestów, który założył ich grupę na Facebooku. Napisał na Twitterze, że "misja została zakończona".
Z kolei minister ds. informacji Anas Ahmed el-Fiki podawał, że Mubarak nadal jest u władzy i nie ustąpi, a pogłoski o jego dymisji to plotki.
- Wszystko jest w rękach prezydenta Mubaraka i nie podjęto żadnej decyzji - cytowała agencja MENA premiera Ahmeda Szafika.
Waszyngton jest na bieżąco
- Jesteśmy świadkami tworzenia się historii w Egipcie - mówił jeszcze przed orędziem Mubaraka prezydent USA Barack Obama. Dodał, że bardzo dokładnie śledzi sytuację w Egipcie. Nie skomentował bezpośrednio doniesień o ewentualnej dymisji prezydenta Mubaraka.
Obama dodał, że Stany Zjednoczone zrobią wszystko co w ich mocy, by pomóc w przeprowadzeniu uporządkowanych i autentycznych zmian w Egipcie.
Według prezydenta USA "niezwykła liczba Egipcjan", głównie ludzi młodych, wyszła na ulice, by żądać zmian.
Rzecznik Białego Domu Robert Gibbs zapewnił, że Waszyngton obserwuje sytuację w kraju na bieżąco.