MSZ nic nie wie o materiałach, o których mówił prezydent
Wiceminister SZ Ryszard Schnepf powiedział
w środę, że MSZ nic nie wie na temat "materiału dyplomatycznego",
z którego miałoby wynikać, że kolumna z prezydentem Lechem
Kaczyńskim w Gruzji natrafiła na rosyjski posterunek.
Lech Kaczyński powiedział we wtorkowym wywiadzie telewizyjnym, że "z materiału dyplomatycznego, którego nie mogę tutaj dokładnie opisywać, wynika, że był to po prostu rosyjski posterunek kontrolny na terytorium, które było kontrolowane przez władze w Tbilisi przed 7 sierpnia tego roku".
- O ile wiem, żadnych takich notatek (prezydent) nie przekazywał MSZ - podkreślił Schnepf w rozmowie z dziennikarzami. - Trudno mi powiedzieć co miał na myśli - ocenił.
Wiceminister SZ dodał, że "nie sądzi", iż to MSZ jest źródłem tego typu informacji, o których mówił prezydent.
Schnepf pytany czy L. Kaczyński mógł się opierać na informacjach wywiadowczych, którymi nie dysponuje MSZ, powiedział, że jego zdaniem, "nie byłoby to możliwe".
- Jest rozdzielnik, jeśli chodzi o materiały o charakterze wywiadowczym. Zawsze są w nim osoby najważniejsze w państwie - także minister SZ - przypomniał.
Schnepf podkreślił, że w sprawie incydentu podczas pobytu prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji jest wiele faktów, "które budzą wątpliwości". Jako przykład podał to, że polscy ochroniarze byli "oddaleni od prezydenta" i - jak ocenił - "złamane zostały podstawowe warunki zabezpieczenia bezpieczeństwa głowy państwa polskiego".
- Ta sytuacja musi być przeanalizowana i oceniona bardzo krytycznie - zaznaczył. Ocenił, że dobrze jest wskazywać "na problem gruziński" i to, że "porozumienie Rosji z UE nie jest przestrzegane". - Pytanie, czy metoda, która została przyjęta jest najbardziej skuteczna. MSZ ma co do tego wątpliwości - podkreślił.
- Podejrzewam, że to nie pan prezydent wybierał tę drogę działania, ale gospodarz (prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili)
- stwierdził.
Zdaniem Schnepfa, jeżeli taktyka prezydenta okaże się skuteczna i UE rzeczywiście wykaże się większą aktywnością w sprawie Gruzji, "to trzeba podziękować prezydentowi".
- Te odgłosy, które mamy w tej chwili z innych stolic, to nie są głosy, które by potwierdzały, że obraliśmy dobrą drogę - zastrzegł. Dopytywany o te sprawę powiedział tylko, że są to "głosy zaniepokojenia".
Pytany, czy jeśli prawdą się okaże, że niedzielny incydent to była gruzińska prowokacja, wpłynie to na pozycję Polski na świecie odparł, że "ma nadzieję, że nie".
W niedzielę w Gruzji konwój samochodów z prezydentami Lechem Kaczyńskim i Micheilem Saakaszwilim został zatrzymany przy granicy z Osetią Południową. Rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało. Prezydenci, którzy jechali z Tbilisi do jednego z osiedli przy granicy z Osetią Płd., zawrócili do stolicy Gruzji.