MSWiA: nie dopuściliśmy do eskalacji przemocy we Władysławowie
54 policjantów, 55 funkcjonariuszy straży granicznej oraz łódź patrolowa pilnowało porządku podczas "utarczek" zwolenników i przeciwników aborcji, do których doszło w niedzielę, gdy holenderski statek-klinika aborcyjna "Langenort" cumował w porcie we Władysławowie - poinformował posłów wiceminister SWiA Tadeusz Matusiak.
26.06.2003 | aktual.: 26.06.2003 12:52
"Policjanci, strażnicy graniczni nie dopuścili do eskalacji przemocy. Zapewnili wszystkim uczestnikom zdarzenia możliwość demonstrowania swoich poglądów" - oznajmił Matusiak, odpowiadając na pytania Piotra Gadzinowskiego (SLD). Dodał, że "ani policja, ani straż graniczna nie chcą być stroną w tych sprawach".
Według ministra, podczas przybijania statku do polskiego nabrzeża w porcie przebywało około 400 osób. "Podczas całego incydentu policjanci legitymowali najbardziej agresywnych uczestników zajścia. Wylegitymowano łącznie 20 osób" - poinformował Matusiak.
Poseł Sojuszu pytał wiceministra m.in. o to, dlaczego podległe mu służby porządkowe dopuściły do aktów przemocy wobec feministek i do "dewastowania holenderskiego statku" przez prawicowych bojówkarzy i działaczy Ligi Polskich Rodzin. "Dlaczego zezwolono na promowanie publicznych gróźb wobec statku, tworzenia atmosfery nienawiści, przyzwolenia dla aktów przemocy i łamania prawa" - dociekał Gadzinowski.
Zdaniem Matusiaka, o skuteczności działania policji i straży granicznej może świadczyć list szefowej Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Wandy Nowickiej i szefowej holenderskiej fundacji "Kobiety na falach" Rebecci Gomperts, w którym dziękują one funkcjonariuszom za "wszechstronną pomoc".
Dodatkowe pytania wiceministrowi zadawał Cezary Stryjak (SLD). Niektóre powodowały żywe reakcje wśród posłów na sali.
"Jak to możliwe, żeby z jednej strony dopuścić do eskalacji nienawiści wobec osób i rzeczy martwych, a przecież z drugiej strony, w pięknym staropolskim geście, powitano statek mszą świętą? (...) Czy kapitan portu nie nadużył swoich uprawnień karząc grzywną statek, który dopłynął do nabrzeża mając uszkodzony silnik, a załoga chorobę morską? Czy polskie statki są atakowane w portach za granicą?" - brzmiały niektóre z pytań.
"Przecież, panie ministrze" - mówił Stryjak, zwracając się do Matusiaka - "dzięki przypłynięciu statku "Lagenort" świat usłyszał o porcie we Władysławowie, co władze samorządowe powinny sobie przypisać jako dobrą kartę". "Czy po tych wydarzeniach nie będziemy przypadkiem postrzegani jako zaścianek Europy?" - pytał poseł.
Matusiak nie ustosunkował się do tych pytań, tłumacząc, że na część z nich odpowiedział wcześniej prokurator krajowy, i że "nie chciałby wkraczać w obręb nie swoich zagadnień".
Holenderski statek-klinika aborcyjna "Langenort" do portu we Władysławowie wpłynął w niedzielę wczesnym popołudniem. Kiedy statek przybijał do nabrzeża, witało go kilkadziesiąt osób, zarówno jego przeciwników, jak i zwolenników. Krzyczano m.in.: "Mordercy", w stronę jednostki poleciały jajka. Mimo, że nabrzeże ochraniali funkcjonariusze, nie obeszło się bez incydentów. Dwie młode kobiety zostały oblane czerwoną farbą. Jeden z mężczyzn próbował nożem odciąć linę cumowniczą, co uniemożliwili mu funkcjonariusze Straży Granicznej.