"Można dojść do wniosku, że żyjemy w bardzo szczęśliwym kraju"
Patrząc na to, co od pewnego czasu dzieje
się w polskiej polityce, można dojść do wniosku, że żyjemy w
bardzo szczęśliwym kraju - pisze w "Trybunie" Wiesław Dębski.
17.10.2008 | aktual.: 17.10.2008 05:22
Wszędzie wokół mówią o wielkim kryzysie ekonomicznym, który już u nich jest, bądź może nadejść w każdej chwili. Ich politycy rządzący i opozycyjni, premierzy i prezydenci spotykają się, rozmawiają - wszystko po to, by opisać ewentualne zagrożenia i przygotować na nie lekarstwo. Kryzys bowiem to dziś dla nich najważniejsza sprawa. Grozi przecież nie tylko upadkiem banków, ale także - a może przede wszystkim - spowolnieniem gospodarki i idącym za nim gwałtownym spadkiem dochodów budżetowych i równie gwałtownym wzrostem bezrobocia.
Jak zauważa autor, tak jest u nich. A u nas? U nas wieś spokojna, wieś wesoła... Po prostu wyspa powszechnej szczęśliwości na wzburzonych falach oceanu kryzysu. Takie przynajmniej wrażenie sprawiają polscy politycy kłócący się na oczach całej Europy o jakieś samoloty, piny, krzesła i tym podobne duperele... Zapewne nasz kraj nie ma poważniejszych problemów.
"Powtarzam, tak zdają się myśleć nasi politycy. Bo ja mam zupełnie inne od nich zdanie. I poważny z nimi problem" - akcentuje Dębski. "Im dłużej słucham obozu prezydenckiego czy rządowego (tego pierwszego w szczególności), im dłużej patrzę na ich zmęczone twarze, tym częściej myślę o tym, co będzie za dwa lata. Czy znów będę musiał dokonywać w czasie kampanii prezydenckiej wyboru mniejszego zła? Mam nadzieję, a nawet przekonanie, że jednak nie. Dla obu zwalczających się obozów mam bowiem złą wiadomość - nic nie wskazuje, by Polacy kupowali tak pokrętną politykę".
Jeśli gry i zabawy na świeżym powietrzu będą się przedłużać, za dwa lata wyborcy mogą powiedzieć: sorry, panowie, ale wam już dziękujemy. I zaczną szukać trzeciego wyboru - kogoś bardziej zrównoważonego, zajętego sprawami państwa a nie cyrku, kogoś, za kogo nie trzeba będzie się wstydzić przy okazji każdego szczytu Unii Europejskiej i nie tylko. Że dzisiaj tej trzeciej opcji nie widać? Spokojnie, boje małego i dużego pałaców w końcu spalą dotychczasowych faworytów i zostanie miejsce dla kogoś nowego... - konkluduje publicysta "Trybuny".
Więcej: *Trybuna - Sto słówTrybuna - Sto słów*