PolskaMówi tylko po polsku, chcą go deportować do Mongolii

Mówi tylko po polsku, chcą go deportować do Mongolii

Rzecznik praw dziecka interweniuje w sprawie mongolskiego chłopca, którego rodzina ma być deportowana z Polski. - Wyrzucenie go ze środowiska, z którym się zżył i odesłanie do kraju o tak odmiennej kulturze, mogłoby złamać mu życie - przekonuje Marek Michalak. Podkreśla, że chłopiec mówi tylko po polsku.

24.01.2011 | aktual.: 24.01.2011 14:46

Pięcioosobowa rodzina Batdavaa przebywa w Polsce od 2000 r., mieszkają w Krakowie; najmłodszy syn urodził się już w naszym kraju. Rodzina, mimo że od 12 lat przebywa w Polsce, dotąd nie zalegalizowała swego pobytu. Na początku bieżącego roku rodzina, decyzją wojewody małopolskiego, została umieszczona w ośrodku dla uchodźców w Przemyślu; grozi jej deportacja do Mongolii.

Dwóch starszych synów to studenci krakowskiej AGH, najmłodszy Robert - urodzony w Polsce - uczęszcza do szkoły podstawowej. To w jego sprawie zwrócono się do RPD, który podjął interwencję w tej sprawie.

- Pracownicy mojego biura skontaktowali się z Urzędem ds. Cudzoziemców, zapoznali się z dokumentacją dotyczącą tej rodziny. Jestem przekonany, że ta interwencja musi zakończyć się sukcesem. Uważam, że rodzina, która od tylu lat mieszka w Polsce, zżyła się z lokalną społecznością i funkcjonuje w niej bez zarzutu, niejako nabyła prawa, żeby z nami pozostać. W dodatku Robert urodził się w naszym kraju, mówi tylko po polsku, tak naprawdę to Polska jest jego ojczyzną, a nie Mongolia - powiedział Michalak.

Jak dodał, wiele osób zwracało się do niego w ostatnich dniach w tej sprawie, a pierwszą informację na ten temat uzyskał od zatroskanej ich losem sąsiadki. Z prośbą o pomoc występowała również dyrektorka szkoły, w której Robert się uczy. - Ona także nie ma wątpliwości, że ostatnie wydarzenia są z pewnością źródłem traumatycznych przeżyć dla tego dziecka. A wyrzucenie go ze środowiska, z którym się zżył i odesłanie do kraju o tak odmiennej kulturze, mogłoby złamać mu życie w sposób nieodwracalny. Pani dyrektor podkreśla, że Robert jest zdolnym uczniem, lubianym przez kolegów, życzliwym wobec innych. Uważam, że Polska powinna raczej przygarniać takie osoby, a nie je od siebie odtrącać - uznał RPD.

Podkreślił, że choć ostateczna decyzja należy do właściwych organów i musi być podjęta zgodnie z obowiązującym prawem; został zapewniony, że sytuacja Roberta i jego rodziny zostanie wnikliwie przeanalizowana. - Mam nadzieję, że Robert już wkrótce wróci do swojego domu, do swojej szkoły, do swoich kolegów. Na pewno dołożę wszelkich starań, aby tak się stało - zapewnił rzecznik.

Sprawę rodziny Batdavaa bada także rzeczniczka praw obywatelskich Irena Lipowicz. Do jej biura trafiła petycja grupy przyjaciół i sąsiadów rodziny, którzy zwrócili się z prośbą o wstrzymanie deportacji. Jak tłumaczą, nielegalny pobyt rodziny przez tyle lat w Polsce wynikał z nieznajomości prawa. W sprawie interweniuje także europoseł PO Bogusław Sonik. Również uczelnia, na której studiują starsi synowie, interesuje się losami ich rodziny.

Według wojewody małopolskiego rodzinie wielokrotnie proponowano rozwiązania prawne, które pomogłyby w legalizacji pobytu w Polsce, ta jednak z możliwości tych nie korzystała. Były krótkie okresy, kiedy mieli tzw. wizy proceduralne, wydawane na czas załatwienia sprawy. Decyzję wojewody o wydaleniu rodziny podtrzymały Urząd ds. Cudzoziemców i sąd. W związku z tym, że jeden z synów jest tuż przed obroną pracy inżynierskiej na Akademii Górniczo-Hutniczej, wojewoda poprosił Straż Graniczną o pomoc, aby student mógł przyjechać na egzamin końcowy.

Agata Kwiatkowska

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)