Morze umorzeń
Minister finansów ogłosił właśnie, że jest Świętym Mikołajem. Umorzył podatki ponad 10 tysiącom osób, organizacji i firm.
To 10 razy więcej niż przed rokiem.
Minister umarza podatki wybranym. Na jakiej podstawie? "Ze względu na ważny interes publiczny i ważny interes strony” - to krótka formuła na ogłoszonej właśnie liście umorzeń za 2004 rok. Nie wiadomo dokładnie, co to oznacza, bo "interes” można interpretował dowolnie.
W ostatnich latach "interes publiczny" wymagał umarzania podatków coraz większej liczbie firm. Rośnie ona lawinowo. W 2001 roku umorzeń było około stu, w 2003 - 1,3 tysiąca, w 2004 - 10,4 tysiąca. Gdyby utrzymało się tempo przyrostu, za cztery lata już nikt nie musiałby płacił podatków, bo minister finansów umorzyłby nam wszystko. Ale na to nie ma co liczył. Większość z ponad 23 milionów podatników będzie musiała płacił, a prezenty nadal będą dostawał tylko nieliczni.
W 2004 roku z tych prezentów uzbierała się gigantyczna kwota - 1 miliard 735 milionów złotych.
Z kropel morze
Obdarowani się cieszą. Niezapłacone urzędom skarbowym tysiące i miliony zostaną w ich kieszeniach. Minister finansów udowodnił, że nie zawsze zabiera, czasem nawet daje. - Okazał się ludzki - mówi Tadeusz Gawin, były poseł SLD, przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Automatyki i Telekomunikacji PKP, która prowadzi działalność gospodarczą na dużą skalę. Minister umorzył jej blisko 1,3 miliona złotych podatku.
- Remontujemy na kolei linie telekomunikacyjne, kładziemy kable, zajmujemy się dozorem - tłumaczy Gawin. - Pod koniec lat 90. PKP wpadły w długi, komornicy zablokowali ich konta i nie płaciły wykonawcom, także nam. To był chocholi taniec.
Związkowi szybko zaczęły rosnąć odsetki od niezapłaconych podatków. Tymczasem na kolei pojawiły się inne firmy, które zaczęły z nimi konkurował w kładzeniu kabli. Związek postanowił więc zawalczył. Liczy około pięciu tysięcy osób, które należą do najważniejszych na kolei. Odpowiadają za łączność, mają pod ręką przyciski, którymi mogą ją wyłączył. - Może minister bał się waszego strajku? - pytam.
- Protestuję. Nie było żadnego układu - oburza się Gawin. - Minister potraktował nas jak każdego innego przedsiębiorcę. Jesteśmy kroplą w morzu umorzeń.
Modelki, duchowni i golf
O poszczególnych umorzeniach decydują - w imieniu ministra - naczelnicy urzędów i dyrektorzy izb skarbowych. Do 2001 roku wszyscy byli powściągliwi i godzili się na nie rzadko. Na przykład gdy firma padała i nie było szans na spłatę wszystkich należności. Albo w ramach układu zawieranego z prywatnymi inwestorami, którzy kupowali państwowy zakład.
Świętym Mikołajem okazał się Grzegorz Kołodko, minister finansów w rządzie SLD-PSL. W sierpniu 2002 roku przeforsował w Sejmie specjalną ustawę "o restrukturyzacji niektórych należności publicznoprawnych od przedsiębiorców", która w praktyce dała mu wolną rękę w umarzaniu podatków. Przedsiębiorca musiał tylko wykazał, że ma kłopoty na rynku, i przedstawił "program restrukturyzacji". Nic dziwnego, że wielu próbowało. A naczelnicy urzędów skarbowych zaczęli na tej podstawie pompował morze umorzeń. "Interes publiczny" wymagał umorzenia podatków spółce Missland w Warszawie (343 tysiące złotych), która co roku przeprowadza wybory najpiękniejszej Polki. Szczególnie ważne dla ministra finansów okazały się też stołeczne korporacje taksówkowe: Bayer Taxi (444 tysiące złotych) oraz Taxi Partner (107 tysięcy), a także spółka The Warsaw Golf International w Jabłonnie, która zarządza ekskluzywnym klubem i polem golfowym (49 tysięcy). Na liście znalazł się też zakład pogrzebowy Klepsydra z łodzi (35 tysięcy) oraz
Arcybiskupie Wyższe Seminarium Duchowne w Szczecinie (25 tysięcy).
Polityka i tajemnice skarbowe
Nie da się odgadnął, jaki był "interes publiczny" w umarzaniu zaległych podatków organizacjom politycznym oraz związkom zawodowym, które prowadzą działalność gospodarczą i tłuką pieniądze. Trudno uwierzył, że chodzi o powody ważne dla państwa. Krajowa Rada Koordynacyjna Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej w Warszawie dostała w prezencie 773 tysiące złotych, a jego rada wojewódzka w Zielonej Górze - kolejne 65 tysięcy. Zrzeszenie Studentów Polskich - 150 tysięcy złotych.
Krajowy Związek Kółek i Organizacji Rolniczych w Warszawie zaoszczędził na podatkach 28 tysięcy złotych. Jego prezesem jest Władysław Serafin, były poseł PSL, obecnie wiceprzewodniczący Komitetu Zawodowych Organizacji Rolniczych Unii Europejskiej. Międzyzakładowy Związek Zawodowy Górników w Polsce z siedzibą w Bytomiu nie musi płacił 53 tysięcy złotych, a Solidarność z miejscowości Suszec - 39 tysięcy. łatwiej da się zrozumieć, że minister finansów hojnie sponsoruje polski sport. Na liście umorzeń podatkowych roi się od klubów i stowarzyszeń sportowych. Najwięcej dostały: Lech Poznań (3,2 miliona złotych), GKS Ruch Radzionków z Bytomia (2,8) i Ruch Chorzów (2,7). Na liście jest też Piotrcovia Ptak Sportowa ze Rzgowa (1,5 miliona złotych), która należy do Antoniego Ptaka, właściciela ogromnych bazarów pod łodzią, oraz Klub Sportowy "Warszawianka" (326 tysięcy złotych), w którego władzach od lat zasiadają stołeczni działacze samorządowi.
Listę umorzeń za 2004 rok podpisał wiceminister finansów Jarosław Neneman. Zapytałem go o kryteria umorzeń. Doczekałem się jedynie odpowiedzi ministerialnego biura prasowego, że przez "interes publiczny" ministerstwo rozumie "pewną potrzebę, której zaspokojenie powinno służył zbiorowości lokalnej lub całemu społeczeństwu". Natomiast przyczyny konkretnych umorzeń to "tajemnica skarbowa".
Duży może więcej
Największe umorzenie w 2004 roku dostała Rafineria Trzebinia, której właścicielem jest notowany na giełdzie Orlen. Minister darował jej 142,9 miliona złotych. To dwa razy więcej niż jej zysk przed rokiem. Druga w kolejności była rafineria Glimar w Gorlicach należąca do Grupy Lotos (czyli dawnej Rafinerii Gdańskiej), która właśnie weszła na giełdę - 123,4 miliona.
Następne były wielkie państwowe zakłady: zadłużone kopalnie węgla na Górnym Śląsku, PKP oraz fabryka czołgów Bumar Łabędy w Gliwicach. Tuż za nimi uplasowała się Krajowa Spółka Cukrowa w Toruniu, która dostała 15 milionów złotych. To wspierany dotacjami państwowy koncern, który ledwo zipie i zamyka kolejne cukrownie. Powstał w 1999 roku na życzenie posłów AWS, ale dziś jest pod wpływem SLD (w jego zarządzie zasiada radny SLD do sejmiku samorządowego). Zaskakujące są umorzenia dla wytwórni wódek (Polmosy w Szczecinie, Sieradzu i łodzi), niektórych browarów i fabryk papierosów, bo branże te uchodzą za dochodowe. Podobnie jak dla największych w Polsce firm leasingowych zajmujących się pośrednictwem finansowym oraz deweloperów i spółdzielni stawiających domy (Na Skraju Miasta czy PAX w Warszawie).
Skapnęło stoczniom: Szczecińskiej - 5,9 miliona - i Północnej w Gdańsku - 840 tysięcy. A także giełdowemu Stalexportowi z Katowic (124 tysiące), którego prezesem jest Emil Wąsacz, były minister skarbu z AWS.
Bo księgowa się pomyliła
Pojedynczą osobą, której fiskus umorzył najwięcej - 10,8 miliona złotych - jest Mirosław Kranik, właściciel szyjącej garnitury firmy Sunset Suits z Poznania. Kolejne 3,7 miliona darowano jego żonie Ewelinie Ligockiej-Kranik. Pan Kranik pojawił się już na poprzedniej liście umorzeń ogłoszonej w ubiegłym roku. Tłumaczył w tygodniku "Polityka", że wziął na barki los trzech tysięcy pracowników, ale przegrał z tymi, którzy sprowadzali tanią odzież z Chin i Wietnamu i musiał zwolnił tysiąc osób. Twierdzi, że splajtowałby, gdyby nie umorzenia podatkowe.
Drugi jest Mirosław Lejszo z Olsztyna - 5,5 miliona złotych. Jego firma Hemiro skupuje złom metali kolorowych i dostarcza go dla KGHM Polska Mied. Ma też biurowiec, przychodnię lekarską, w której leczy się miażdżycę, oraz Strusiolandię - fermę strusi afrykańskich. Lejszo nie zechciał porozmawiał z nami o umorzeniu. Przez sekretarkę poinformował, że mimo umorzeń procesuje się z państwem o podatki przed Trybunałem w Strasburgu. Na liście największych umorzeń jest też senator Henryk Stokłosa (851 tysięcy złotych), jeden z najbogatszych Polaków.
Skorzystał także Jerzy Engel, były trener piłkarskiej kadry narodowej. Nie musi płacił 226 tysięcy złotych. - Prowadziłem firmę, która zajmowała się promocją i reklamą wyścigów konnych na Służewcu oraz stołecznego klubu Polonia - opowiada. - Miałem doskonałe wyniki. Niestety, trafiłem na nieudolną firmę rachunkową, która le policzyła mi podatki. Na szczęście można było je umorzył.
I tak Engel, zamiast zapłacił za pomyłkę lub procesował się z firmą rachunkową i ministrem finansów, trafił na listę umorzeń i bez bólu uniknął kłopotów. Nazwiska z listy czasem trudno rozszyfrował. Minister podaje przy nich tylko miejscowość. Na przykład umorzył 2,3 miliona złotych Zbigniewowi Kłosowi z Warszawy. Takie nazwisko ma dyrektor Centrum Badań Kosmicznych PAN.
- Dwa miliony? Niemożliwe - dziwi się. Czeka na decyzję o umorzeniu 250 tysięcy złotych podatku VAT. Ministerstwo Finansów naliczyło go za stację systemu łączności satelitarnej, którą Europejska Agencja Kosmiczna chce ustawił w Warszawie. - To musi był inny Kłos - twierdzi dyrektor.
Najwyższy czas na Janosika
- Decyzje ministra są arbitralne, a lista umorzeń nasuwa wiele wątpliwości - mówi Robert Gwiazdowski, szef Centrum imienia Adama Smitha. Według niego ustawa Kołodki jest zbyt uznaniowa. Daje wolną rękę ministrowi, tymczasem powinna określił jasno i precyzyjnie zasady: kto i dlaczego nie zapłaci podatku. - W efekcie mamy nierówne traktowanie przedsiębiorców. Jedni płacą podatki, inni nie. Jak mają ze sobą konkurował? Podatki powinny był niskie i proste - uważa Gwiazdowski.
Janusz Korwin-Mikke, prezes Unii Polityki Realnej, zyskał 52 tysięcy złotych umorzonego podatku. Spieszy się, bo właśnie jedzie na pierwsze spotkania z wyborcami. - Proszę zapytał żonę. Na widok faktury robi mi się słabo - mówi.
- Skorzystaliśmy ustawowo z umorzenia. Wydajemy tygodnik "Najwyższy Czas". Mieliśmy zaległości podatkowe, bo trafiliśmy na nieuczciwego księgowego - tłumaczy żona Małgorzata.
Dziwię się, bo Korwin-Mikke uchodzi za przeciwnika podatków. - Nie. Jestem zwolennikiem normalnych podatków i normalnego państwa - odpowiada pan Korwin. - Podatki trzeba płacił na utrzymanie wojska, policji i tego, co niezbędne. Ale nie mogą służył do zabierania pieniędzy Kowalskiemu i dawania ich Wiśniewskiemu, bo państwo zachowuje się wtedy jak Janosik czy zwykły bandyta. Napisałem o tym książkę. Podatek dochodowy jest absurdem. Człowiek płaci za to, że pracuje. Wszyscy powinni płacił tyle samo, na takich samych zasadach. Wyliczyłem, że wystarczy ryczałt 140 złotych miesięcznie. Nie powinno był żadnych umorzeń, to daje tylko okazję do łapówek.
- To dlaczego sam pan wystąpił o umorzenie?
- Bo jak jest ustawa, to korzystam.
Michał Matys