"Morze porywa ludzi". Ostrzegają przed zjawiskiem na Bałtyku

Ratownicy ostrzegają przed prądem wstecznym. Za jego sprawą możemy utopić się, będąc w wodzie po kolana. - Plażowicze nazywają to sytuacją, gdy "morze porywa ludzi" - tłumaczy Magdalena Wierzcholska, członkini zarządu pomorskiego WOPR.

Prąd wsteczny może doprowadzić do utonięcia
Prąd wsteczny może doprowadzić do utonięcia
Źródło zdjęć: © East News | Przemek Swiderski/REPORTER
Mateusz Dolak

Sezon wakacyjny to okres, kiedy Polacy chętnie wypoczywają nad wodą. To niestety też czas, kiedy w Polsce odnotowuje się najwięcej utonięć. - Pamiętajmy, że kąpieliska strzeżone zazwyczaj działają od 10 do 17/18. Do wody nie wchodzimy przy czerwonej fladze. Jej brak oznacza, że kąpielisko jest niestrzeżone - przypomina Magdalena Wiercholska.

Wypoczywający nad Bałtykiem powinni uważać szczególnie na tzw. "prąd wsteczny". Jest to zjawisko, które na morzu występuje od zawsze. Na szczęście świadomość, że może się pojawić rośnie wśród plażowiczów z każdym rokiem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- To najczęstsze zagrożenie dla przebywających w morzu. Nazywamy go prądem rozrywającym, a plażowicze używają sformuowania "morze porywa ludzi" - tłumaczy przedstawicielka WOPR.

Prądy wsteczne mogą pojawić się przy samym brzegu i nie widać ich znad powierzchni wody. - Tego niebezpieczeństwa od razu nie widać. To nie jest tak, że prądy wciągają pływaków pod wodę. One odciągają osoby od brzegu. Jeżeli już taki prąd występuje, może człowieka podciąć i zabrać grunt pod nogami. Te prądy polegają na tym, że wypłukują dno - mówi rozmówczyni WP.

Jak rozpoznać prąd wsteczny?

Jak rozpoznać, że zbliża się prąd wsteczny? Przede wszystkim powinniśmy obserować wodę podczas kąpieli. Brak fali łamiących się na powierzhcni, czy nietypowe wzory ruchu wody, a nawet zwiększona ilość piany mogą zwiastować prąd wsteczny.

- Prąd wsteczny bardzo szybko poczujemy. Wtedy mamy wrażenie, że płyniemy w miejscu. Jeżeli nie możemy się odepchnąć rękami i woda nas wciąga, to wtedy mamy do czynienia z tym zjawiskiem. Jeżeli w pobliżu jest ratownik, najlepiej się temu poddać i nie walczyć. Warto położyć się na plecach, nie panikować i zachować spokój. Możemy też próbować odbić na boki, ale nigdy do przodu czy tyłu - wyjaśnia Wierzcholska.

- Ratownik na pewno zauważy, kiedy pojawi się prąd wsteczny. Jeżeli jesteśmy w stanie, dajmy mu sygnał, że potrzebujemy pomocy. Większość utonięć ma miejsce w panice, kiedy osoba traci siły, zachłyśnie się wodą. A tu należy zachować spokój i opanować emocje - dodaje.

Jeżeli widzimy, że ktoś w wodzie potrzebuje pomocy, a nawet jesteśmy dobrymi pływakami, nie powinniśmy podawać tej osobie ręki. Najlepiej wtedy sięgnąć po przedmiot asekuracyjny. Polskie plaże inwestują w ogólnodostępne koła ratunkowe, boje.

- Nie powinniśmy mieć kontaktu ręka w rękę z poszkodowanym, bo ta osoba może po prostu nas utopić. Każdy ma telefon na plaży, trzeba natychmiast zadzwonić na 601 100 100. Powinniśmy podać numer wejścia na plażę i obserwować poszkodowaną osobę cały czas - radzi członkini zarządu pomorskiego WOPR.

Tylko w czerwcu w Polsce utonęły 33 osoby. W zeszłym roku było to 450 osób, z czego w morzu tylko 18. Oprócz jednego przypadku, wszyscy nad Bałtykiem utonęli w miejscach niestrzeżonych.

- Ratownicy patrzą na wodę i nie ma możliwości, aby otworzyli kąpielisko przy prądach wstecznych - zapewnia Wierzcholska.

Nieprzyjemne sytuacje na Bałtyku

Rozmówczyni WP żali się jednak na turystów. Mówi, że wielokrotnie spotykała się z sytuacjami, kiedy ludzie wchodzili do wody pomimo czerwonej flagi.

- Dochodziło do wielu nieprzyjemncyh sytuacji. Problemem są też rodzice, którzy nie pilnują dzieci, tylko leżą na kocu za parawanem. Dziecko na sprzęcie dmuchanym wchodzi do wody i nagle okazuje się, że dryfuje kilkadziesiąt metrów od brzegu. Sprzęt tego typu jest dobry na basen, a nie na Bałtyk - podkreśla ratowniczka WOPR.

- Wielu osobom wydaje się, że tylko się opalamy. Wielokrotnie też bywa tak, że pod naszym adresem padają wyzwiska. Niektórzy nas nie słuchają i twierdzą, że są dobrymi pływakami, że wywieszamy flagę czerwoną, bo jesteśmy leniwi. Padają argumenty, że to wolny kraj i można robić co się chce. Kolega miał taki przypadek, że siłą wyciągał z innymi ratownikami mężczyznę pod wpływem dopalaczy i alkoholu - słyszymy.

Wierzcholska żali się, że ratownik w Polsce nie jest respektowany. - Rzadko kiedy młodzi ludzie stosują się do poleceń. Niejednokrotnie musimy wzywać policję. Są też sytuacje, gdy gubią się dzieci i przybiegają do nas spanikowani rodzice. Rodzice są też pod wpływem alkoholu, albo dziecko przychodzi i mówi, że nie może znaleźć parawanu - podsumowuje ratowniczka WOPR.

Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj też:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lokalnemorzebałtyk
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (345)