Morderca ks. Popiełuszki chciał oczernić papieża
To szczyt perfidii i obłudy! Komunistyczna
bezpieka szykowała przeciw naszemu papieżowi nikczemną intrygę,
która mogła wstrząsnąć Kościołem na całym świecie. Zamierzała
posłużyć się obrzydliwym kłamstwem: że papież miał kochankę! -
pisze "Fakt".
Według "Faktu", mózgiem operacji był kapitan SB Grzegorz Piotrowski. Ten sam, który półtora roku później bestialsko zamordował księdza Jerzego Popiełuszkę.
Rok 1983. Od zamachu na Ojca Świętego minęły dwa lata, w Polsce zawieszono właśnie stan wojenny. Mimo politycznych represji i koszmarnej biedy był to dla Polaków czas nadziei. Bo w czerwcu miał przyjechać do nas wielki Polak - papież - piszą dziennikarze "Faktu" Tomasz Pompowski i Anna Sarzyńska.
Ale to właśnie wtedy Służba Bezpieczeństwa ukartowała plan. Jego pomysłodawcą był młody kapitan SB Grzegorz Piotrowski, przygotował fałszywki - rzekome listy miłosne do Karola Wojtyły. Miała je pisać pracownica "Tygodnika Powszechnego", z którym jeszcze w latach 70. był związany ówczesny arcybiskup krakowski Karol Wojtyła.
W lutym 1983 r. do mieszkania ks. Andrzeja Bardeckiego, redaktora "Tygodnika Powszechnego", zapukały dwie kobiety, agentki SB. "Przedstawiły się jako pracownice kościelnego komitetu pomocy i powiedziały, że mają dla księdza paczkę - opowiedział "Faktowi" historyk Marek Lasota z Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie, który przygotowuje książkę na temat inwigilacji papieża. "Moment był świetne dobrany. W domu była tylko gospodyni, która bez wahania przyjęła pakunek - relacjonuje.
Co było w środku? Właśnie sfabrykowane listy miłosne. Ks. Bardecki natychmiast je spalił. Jak się okazało - słusznie! Bo dwa dni później SB zrobiła w jego domu rewizję. I nie znalazła listów, które zamierzała potem publicznie ujawnić. A ks. Bardeckim próbował posłużyć się po to, by esbeckim fałszywkom dodać wiarygodności.
Dziennik stwierdza, że plan spalił na panewce. A wściekły Piotrowski osobiście przyjechał do Krakowa, by knuć przeciw papieżowi dalej. I tu spotkała go kara! Jadąc po pijanemu autem, w towarzystwie jednej z agentek SB, która odwiedziła księdza Bardeckiego, rozbił się na drzewie. I trafił do szpitala...
Ale to nie była, niestety, pierwsza akcja SB przeciw Ojcu Świętemu. Bo bezpieka założyła mu teczkę już w 1959 r., gdy był w Krakowie biskupem pomocniczym. "Agenci interesowali się, z kim kontaktuje się Wojtyła, co mówi i dokąd podróżuje" - powiedział "Faktowi" historyk dr Antoni Dudek. (PAP)