Morderca ks. Popiełuszki chciał oczernić papieża
To szczyt perfidii i obłudy! Komunistyczna
bezpieka szykowała przeciw naszemu papieżowi nikczemną intrygę,
która mogła wstrząsnąć Kościołem na całym świecie. Zamierzała
posłużyć się obrzydliwym kłamstwem: że papież miał kochankę! -
pisze "Fakt".
29.01.2005 | aktual.: 29.01.2005 10:03
Według "Faktu", mózgiem operacji był kapitan SB Grzegorz Piotrowski. Ten sam, który półtora roku później bestialsko zamordował księdza Jerzego Popiełuszkę.
Rok 1983. Od zamachu na Ojca Świętego minęły dwa lata, w Polsce zawieszono właśnie stan wojenny. Mimo politycznych represji i koszmarnej biedy był to dla Polaków czas nadziei. Bo w czerwcu miał przyjechać do nas wielki Polak - papież - piszą dziennikarze "Faktu" Tomasz Pompowski i Anna Sarzyńska.
Ale to właśnie wtedy Służba Bezpieczeństwa ukartowała plan. Jego pomysłodawcą był młody kapitan SB Grzegorz Piotrowski, przygotował fałszywki - rzekome listy miłosne do Karola Wojtyły. Miała je pisać pracownica "Tygodnika Powszechnego", z którym jeszcze w latach 70. był związany ówczesny arcybiskup krakowski Karol Wojtyła.
W lutym 1983 r. do mieszkania ks. Andrzeja Bardeckiego, redaktora "Tygodnika Powszechnego", zapukały dwie kobiety, agentki SB. "Przedstawiły się jako pracownice kościelnego komitetu pomocy i powiedziały, że mają dla księdza paczkę - opowiedział "Faktowi" historyk Marek Lasota z Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie, który przygotowuje książkę na temat inwigilacji papieża. "Moment był świetne dobrany. W domu była tylko gospodyni, która bez wahania przyjęła pakunek - relacjonuje.
Co było w środku? Właśnie sfabrykowane listy miłosne. Ks. Bardecki natychmiast je spalił. Jak się okazało - słusznie! Bo dwa dni później SB zrobiła w jego domu rewizję. I nie znalazła listów, które zamierzała potem publicznie ujawnić. A ks. Bardeckim próbował posłużyć się po to, by esbeckim fałszywkom dodać wiarygodności.
Dziennik stwierdza, że plan spalił na panewce. A wściekły Piotrowski osobiście przyjechał do Krakowa, by knuć przeciw papieżowi dalej. I tu spotkała go kara! Jadąc po pijanemu autem, w towarzystwie jednej z agentek SB, która odwiedziła księdza Bardeckiego, rozbił się na drzewie. I trafił do szpitala...
Ale to nie była, niestety, pierwsza akcja SB przeciw Ojcu Świętemu. Bo bezpieka założyła mu teczkę już w 1959 r., gdy był w Krakowie biskupem pomocniczym. "Agenci interesowali się, z kim kontaktuje się Wojtyła, co mówi i dokąd podróżuje" - powiedział "Faktowi" historyk dr Antoni Dudek. (PAP)