Moralny obowiązek wobec Unii
Wypełnienie przez kraje przystępujące do UE zobowiązań negocjacyjnych i dostosowanie do wymogów członkostwa nie tylko leży w interesie całej poszerzonej Unii, ale jest ich "moralnym obowiązkiem" wobec Komisji Europejskiej.
13.02.2003 16:12
Podkreślił to w wywiadzie dla szefa Dyrekcji Generalnej ds. Poszerzenia w Komisji Europejskiej, Eneko Landaburu.
"Popieraliśmy was często w dyskusji z państwami członkowskimi, musieliśmy pokonać wiele przeszkód, żeby je przekonać. Komisja podjęła ryzyko. Byłoby bardzo źle dla naszej instytucji, gdyby kraje kandydujące nie stanęły na wysokości zadania" - powiedział Hiszpan.
"Bowiem im mniej wypełnicie zobowiązań, tym ostrzejsza będzie krytyka i tym bardziej Komisja zostanie osłabiona. Bo będzie się mówiło, że to Komisja wynegocjowała byle co i byle jak" - tłumaczył.
Według niego, Komisja zawarła z krajami przystępującym do Unii, w tym z Polską, układ oparty na zaufaniu. Kraje te obiecały, że nadrobią zaległości w przygotowaniach, a Komisja w zamian rekomendowała zakończenie z nimi negocjacji członkowskich.
"9 października przy okazji regularnych raportów zawarliśmy układ oparty na zaufaniu, zwłaszcza z krajami, które były mniej gotowe od innych, a których nie będę wymieniał. Mam nadzieję, że kandydaci będą go honorować. Jeżeli nie, krytyka będzie bardzo ostra" - przestrzegł Landaburu.
W marcu Komisja sporządzi pierwszą, cząstkową aktualizację regularnych raportów, ale kluczową wagę będzie miał końcowy raport. Komisja ogłosi go pod koniec października na podstawie całorocznego monitorowania postępu w realizacji zobowiązań przez kandydatów.
Hiszpan nie sądzi, żeby ewentualna krytyka tych postępów w ostatnim raporcie znacząco wpłynęła na ratyfikację Traktatu Akcesyjnego (o przystąpieniu nowych członków do UE) w obecnych państwach Unii.
Ale "nie wyklucza" on, że rażące niedociągnięcia stwierdzone w październiku 2003 roku skłonią Komisję Europejską do zastosowania klauzuli ochronnej w pierwszym dniu członkostwa 1 maja 2004 roku.
"Zostałoby to przygotowane zawczasu i weszłoby w życie automatycznie, żeby chronić się przed sytuacją, w której kandydaci nie wypełniliby zobowiązań" - przestrzegł Landaburu.
Klauzula ochronna pozwala wyłączyć nowe państwo członkowskie z tej dziedziny wspólnej polityki, której reguł nie wdrożyło. Skąd Komisja będzie wiedziała w październiku, czego nie wykona dany kraj do maja następnego roku? "Są rzeczy, których się nie da zrobić w ciągu sześciu miesięcy" - wyjaśnił Hiszpan.
Nie chciał wskazywać dziedzin, w których Polsce groziłoby takie opóźnienie. Odesłał do regularnego raportu, w którym Komisja ubolewała nad polskimi zaległościami we wdrażaniu systemu administracji i kontroli dopłat dla rolników, standardów weterynaryjnych, reguł polityki rybołówstwa, unii celnej.
Landaburu uważa, że jest za wcześnie na definitywne oceny. "Trzeba poczekać do końcowego raportu. Zamierzamy wykonać nasze zadanie rygorystycznie, z całą powagą, nie będziemy się wstrzymywać z krytyką i z pokazywaniem sytuacji takiej, jaka jest" - ostrzegł.
Hiszpan jest zadowolony z Traktatu Akcesyjnego i nie widzi już przeszkód na drodze do jego podpisania 16 kwietnia. Komisja jest też, według niego, "raczej spokojna", jeśli chodzi o wyniki referendów w krajach kandydujących, także w Polsce.
Landaburu "nie bardzo zrozumiał całego tego zamieszania" wokół systemu dopłat bezpośrednich dla rolników. Ale przyznał, że "znaleźliśmy mniej ciężki sposób wdrożenia systemu standardowego niż stosowany w Unii". To jego zdaniem zasługa Dyrekcji Generalnej ds. Rolnictwa.
Komisja "nie mogła przystać na dodatkowe wsparcie produkcji, która nie dostaje dopłat bezpośrednich w krajach Unii. Był problem cukru, ziemniaków i mleka. To było nie do przyjęcia dla naszych państw członkowskich" - tłumaczył Hiszpan.
"Nie były one skłonne pozwolić na dyskryminację własnych producentów w wymienionych sektorach, a poza tym panowało przekonanie, że w Kopenhadze poszliśmy już na wystarczająco dużo ustępstw wobec Polski" - dodał.
Landaburu nie sądzi, żeby trwająca ratyfikacja Traktatu Akcesyjnego związywała ręce delegatom krajów kandydujących do Konwentu Europejskiego, który debatuje nad przyszłą unijną konstytucją.
"Proces ratyfikacji będzie dotyczył traktatu, a nie postaw w konwencie" - powiedział.
Ale przyznał, że "my, Europejczycy z przekonania, mamy obawę, żeby Polska nie okazała się krajem, który opowiada się za metodą międzyrządową i za nacjonalizmem. Mamy mniej tego typu obaw wobec innych krajów kandydujących, ponieważ w czasie konwentu zajmują stanowisko bardziej prointegracyjne i wspólnotowe" - ocenił. (iza)