Mocne słowa znanego posła: trzeba to rozpieprzyć
Jeśli posłowie nie zrozumieją, że mają służyć obywatelom, a nie partiom, to trzeba będzie to wszystko rozpieprzyć - uważa poseł niezrzeszony Kazimierz Kutz w wywiadzie dla "Wprost".
29.08.2011 | aktual.: 30.08.2011 13:22
Były reżyser, wspominając swoją karierę parlamentarną, którą rozpoczynał w Platformie Obywatelskiej, mówi "szybko się rozczarowałem". Kutz opisuje również pracę nad ustawą budżetową i porównuje ją do jarmarku, "na którym każdy poseł próbuje pokazać, jak walczy o swój region". Lokalni posłowie wnoszą poprawki, które "partyjna góra równiutko przycina". - To taka niewiele wnosząca w realia obywateli zabawa posłów w demokrację - uważa.
W 2007 r. został posłem z list PO. Kutz opisuje także jakim zdziwieniem było dla niego posiedzenie klubu. Zamiast debat i ideologicznych sporów, kończyło się na "urzędniczym rozliczaniu i delegowaniu, co kto ma załatwić w imieniu partii". Dodatkowo za każde złamanie dyscypliny partyjnej grozi kara. - Miła panienka z biura klubowego wręczyła mi pismo, a w nim rachunek - wspomina. Chcąc być uczciwym wobec swoich wyborców, zgłosił 17 poprawek wbrew partyjnej dyscyplinie. Każda miała go kosztować tysiąc złotych. Nie zapłacił dzięki pomocy Jerzego Federowicza, który pobiegł z rachunkiem do Zbigniewa Chlebowskiego.
Partyjny zabieg zapobiegania występowania przed szeregi był jednak skuteczny wb. innych nowicjuszy. - Poziom rezygnowania z siebie jest w partiach ogromny. Mnie to przestał bawić - mówi.
- Lojalnie zdobyłem dla partii wszystko, co na Śląsku było do zdobycia. W zamian nie otrzymałem nic - ubolewa.
Były reżyser jest posłem od czterech kadencji. Jego zdaniem polski parlament zmienia się na gorsze. - Mam wielki żal do Platformy, że nie potrafiła stworzyć własnego języka historycznego. Pozwoliła PiS narzucić debacie publicznej retorykę narodowo-konserwatywno-katolicką. W efekcie mamy dwie Polski. I tylko walka między nimi liczy się w polskiej polityce - zdradza.