Młody aktywista zwrócił uwagę dziennikarzowi. "Wiedziałem, że takie słowa mogą zaboleć"
Wojciech Samoniewicz był jednym z protestujących w obronie Margot. Gdy usłyszał, że dziennikarz nazywa ją Michałem Sz., postanowił zainterweniować. - Jeżeli nie zmienimy nienawistnego języka, to nasze społeczeństwo się nie zmieni - mówi Wirtualnej Polsce aktywista.
08.08.2020 11:16
Aktywistka LGBT Margot została zatrzymana za zniszczenie proaborcyjnej furgonetki. Sąd zdecydował, że trafi do aresztu na dwa miesiące. Przeciwnicy tej decyzji tłumnie zebrali się przed siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii. Po aresztowaniu aktywistki ulicami Warszawy przeszedł protest, na którym zatrzymano kolejne kilkadziesiąt osób.
Jednym z uczestników protestu był Wojciech Samoniewicz, działacz Lewicy i młodzieżówki Wiosny. - Nigdy nie byłem świadkiem takiej brutalności policji - mówi w rozmowie z WP o wczorajszych wydarzeniach. - Nie jestem zwolennikiem wielu haseł, które były wykrzykiwane przez tłum. Ale powinniśmy zrozumieć zdenerwowanie, żal i troskę ludzi o Margot - stwierdza.
- Zamaskowani policjanci najpierw wtopili się w tłum, później zaczęli wynosić ludzi za ręce i nogi do furgonetek - opisuje aktywista, który później był razem z posłami Lewicy na komisariacie, gdzie przewieziono zatrzymanych. - To, co się stało wczoraj, przerosło moje najśmielsze wyobrażenia - mówi.
Aktywista kontra dziennikarz. "To jest pani Margot"
O Wojciechu Samoniewiczu zrobiło się głośno, gdy upomniał dziennikarza TVN24. Paweł Łukasik mówił na wizji nie o Margot, ale o Michale Sz. - To jest pani Margot. Ja tylko proszę o to, żeby pan mówił poprawnie - zwrócił się do dziennikarza. - W dokumentach policyjnych to jest Michał Sz. Nie sposób pominąć tej rzeczywistości - odparł dziennikarz. - Nie ma takiej rzeczywistości. Jeżeli Margot czuje się kobietą, to i pan, i ja, powinniśmy to uszanować - stwierdził aktywista. Margot to w oficjalnych komunikatach jest przedstawiana jako Michał Sz.
- Uważam, że to jest ważne, ponieważ redaktor jednej z największych stacji telewizyjnych powinien używać odpowiedniego języka. Zwłaszcza w sytuacji, gdy policja zachowuje się tak brutalnie, jak wczoraj - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską swoją interwencję.
Zdaniem Samoniewicza takie słowa nie powinny paść na antenie. Nie tylko dlatego, że były bolesne dla osób LGBT. - Historia pokazała, że każda zmiana społeczna zaczyna się od języka, czy w odpowiedni sposób używamy tego języka. Pierwszą formą agresji jest agresja językowa, dopiero później przechodzi się do czynów - wyjaśnia aktywista.
- Chciałem z całą serdecznością zwrócić dziennikarzowi uwagę. Nie chcę oceniać, czy to było zamierzone, czy nie. Gdy zareagowałem, miałem nadzieję na zmianę, miałem nadzieję, że dziennikarz to zrozumie - stwierdza Samoniewicz.
Jego interwencja spotkała się ze skrajnymi ocenami. Część osób go poparła, inni zaś wyśmiali. - Reakcje są różne, bo mamy społeczeństwo, które nie jest uświadomione. Większość nie ma pojęcia o tym, czym jest transpłciowość albo niebinarność - ocenia.
- To jest kwestia wręcz pokoleniowa. Mam nadzieję, że zmiana przyjdzie z czasem. Musi zmienić się system edukacji, łącznie z edukacją seksualną, która jest niesamowicie ważna - podsumowuje.