Mit Oracza
Cieszcie się zaiste, iżeśmy przybyli, a może nasze przybycie przyniesie wam obfitość dobra wszelakiego, a z potomstwa zaszczyt i sławę – mówią tajemniczy Goście przybyli do Piasta, syna Chościska, i jego żony Rzepki na postrzyżyny. Tak opisuje narodziny nowej (pierwszej?) dynastii w dziejach polskich Gall Anonim. Jesteśmy u zarania państwa. Jak jednak oddzielić legendę od prawdy w tego rodzaju przekazach?
04.01.2006 09:13
W średniowieczu, a i w czasach nowożytnych powstanie chrześcijańskiego państwa lub dynastii, a więc sacrum, nie mogło być dziełem przypadku. Miało nosić Boży stygmat. Zastanawiające jest przy tym, dlaczego nie przetrwały lub znikły w pomroce dziejów państwa i plemiona pruskie sąsiadujące z państwem Polan, o których nikt oprócz uczonych specjalistów nie pamięta: Galindii, Nadrowii, Natangii, Sambii? Czy dlatego, że nie przyjęły chrześcijaństwa na czas, a więc i stygmatów cudownego pochodzenia? Podbój zbrojny tych plemiennych związków przez ledwie 100 zakonników-rycerzy niewiele tłumaczy; Krzyżacy naprzeciw sobie mieli wszak dużo liczniejszych i bitniejszych wojowników, którzy mimo to przegrywali.
Gall Anonim opisuje w swej „Kronice”, jak dwaj Goście „z tajemnej woli Boga” zostają odpędzeni przez mieszczan grodu księcia Popiela, szykujących się do uczty z okazji postrzyżyn jego synów. Gall opisu z pewnością nie zmyślił, jest na to zbyt racjonalistyczny i uważny. Ktoś mu te sceny opowiedział, jakiś duchowny zapewne. Scena ta jednak nie wydaje się oryginalna: przypomina biblijne pojawienie się aniołów w Sodomie, z którymi tłum sodomczyków chciał poswawolić, za co został porażony ślepotą. Badacze wskazują też na zbieżność relacji z francuską legendą o św. Germanie; istnieją też porównania z „Metamorfozami” Owidiusza.
Dalej Gall pisze, że „oburzeni nieludzkością” poddanych Popiela przepędzeni Goście zostają zaproszeni do chatki prostego oracza Piasta, biedującego na przedmieściach. Zapewniają o wdzięczności.
Popiel, którego Gall Anonim potem nazywa Pumpil, przyjmie zaproszenie prostego oracza na postrzyżyny syna, gdyż „książę wcale nie uważał sobie za ujmę zajść do swego wieśniaka”. Wizyta ta nie uchroni go wszakże przed karą i utratą tronu.
Gościna trwa w aurze cudownych zdarzeń. Piast jest biedny, nie ma nic, poza „beczułką dobrze sfermentowanego piwa” i ubitym prosiakiem. Ale „goście (...) każą spokojnie Piastowi nalewać piwo, bo dobrze wiedzieli, że przez picie nie ubędzie go, lecz przybędzie”. Mięso ubitego prosiaka i piwo podane przez Piasta-oracza rozmnażają się niczym wino w Kanie Galilejskiej. Ubywa piwa natomiast w naczyniach Popiela: „ci co ucztowali u księcia znaleźli puste”.
Za okazane serce i gościnę tajemniczy posłańcy, w których domyślamy się Aniołów, wynagradzają kmiotka Piasta mitrą książęcą. Karzą jednocześnie niewdzięcznego władcę Popiela zagryzionego, „jak opowiadają też starcy sędziwi”, przez myszy na wyspie, zapewne poza granicami ówczesnego państwa Polan. Ten z kolei mit ma swe korzenie zapewne w Nadrenii; nie jest wykluczone, że przywiozła go ze sobą palatynówna reńska Rycheza, żona Mieszka II Lamberta. W zamian uwiozła potem ze sobą koronę Bolesława Chrobrego, pozbawiając młode państwo najważniejszych insygniów.
Motyw Oracza, założyciela dynastii z wyroków Bożych, pojawia się nie tylko w Polsce. Również pierwszy legendarny władca Czech Przemysł został powołany na tron wprost od orki w polu. Jak pisze Jerzy Wyrozumski, podobne relacje spotykamy w austriackiej potem Karyntii. Kronikarz czeski Kosmas w XII w. opowiadał z powagą, że w izbie na zamku w Wyszehradzie przechowywane są łapcie z łyka, w jakich chadzał Przemysł. Możni mieli zapamiętać, skąd się brał ich władca i że do ludu mógł się odwołać.
Jak się wydaje, motyw wywyższonego oracza ma swe korzenie jeszcze głębsze, nawet uwzględniając wielowiekową powszechność tego zawodu. Być może sięga aż do antycznych przekazów o Katonie lub Cincinacie, powołanych wprost z pola do służenia lubej ojczyźnie. Cudowne zdarzenia, nawiązujące do Ewangelii, były państwu Polan bardzo potrzebne. Cuda wskazywały bowiem pokoleniom, że dynastia powstała wskutek interwencji Siły Wyższej, została naznaczona metafizycznymi zdarzeniami, w związku z czym poddani mieli być wierni i posłuszni późniejszym pomazańcom Bożym. Wiara chrześcijańska i przestrzeganie sacrum władzy książęcej, a potem królewskiej stały się najistotniejszym lepiszczem państw i porządku społecznego w krajach europejskich aż do czasów Oświecenia i rewolucji francuskiej. Na tym to fundamencie trwała też Polska Piastowska, a potem Rzeczpospolita szlachecka.
Wielu badaczy odrzucało i odrzuca owe „bajki”: Tadeusz Wojciechowski w 1896 r. pisał: „poszukiwanie ziarna dziejowego w badaniach kronikarzy o czasach przed Mieczysławem [Mieszkiem] nie doprowadzi nas do niczego”. Obecne sądy, szczególnie w czasach postmodernizmu, są bardziej stonowane.
Atmosfera cudowności przenika też u Galla opowieści o chrzcie. „Ten zaś Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, który pierwszy nosił to imię, a przez siedem lat od urodzenia był ślepy”. Narodzenie polskiego państwa chrześcijańskiego miało być zatem przejrzeniem na oczy.
„Zaiste, ślepą była przedtem Polska, nie znając ani czci prawdziwego Boga, ani zasad wiary, lecz przez oświeconego [cudownie] Mieszka i ona także została oświecona, bo gdy on przyjął wiarę, naród polski został uratowany od śmierci w pogaństwie” – pisał Gall.
Tropem jest używanie w najstarszych kronikach polskich siódemki, uchodzącej co najmniej od czasów Pitagorasa za niezwykłą liczbę. Jak podaje mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem, chrzest Mieszka miał mieć również tajemny wyraz w liczbach. „Z końcem roku siódmego zrządzeniem Bożym został oświecony i po odzyskaniu wzroku wykazał przedsiębiorczość nad wiek (...) siedem bowiem z wielu powodów służy do wyrażenia ogólności (...) przez siedem lat dzieciństwa [Mieszka], my przez cały czas naszego uporu byliśmy pogrążeni w ciemnościach”. Po czym wreszcie spływa na Polskę łaska chrztu: „światło siedmiorakiej łaski. Jego [Mieszka] więzi siedem nałożnic, my wikłamy się w siedem grzechów głównych”. W końcu Mieszko pozbywa się siedmiu nałożnic, a magiczna siódemka, tak często używana w gnozach, podkreśla cudowny charakter narodzenia się chrześcijańskiego Państwa Polskiego.
Mistrz Wincenty rozbudowuje jeszcze bardziej elementy cudownych i mitycznych zdarzeń związanych z powstaniem Polski. Łączy je najpierw z imieniem rzymskiego (?) Grakcha, który doprowadza Polskę do „świetnego rozkwitu”. Czy ten przybysz wygłaszający mowy, przytoczone in extenso przez kronikarza, to założyciel stolicy Polski Krakowa (nazwanego tak od imienia Grakcha)?
Bo pojawia się też książę nadwiślański Krak, powołany przez lud z Karyntii i obrany królem. Historycy analizując to podanie potwierdzili, że: „Krak mógł istnieć i mógł Kraków założyć”. Uczony mistrz Wincenty, późniejszy biskup, znawca dzieł starożytnych, dodaje też, że „był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli całożercą”, czyli smok wawelski. W jego „Kronice” młodszy syn Grakcha zabija starszego, niczym Kain Abla albo Romulus Remusa. Odniesień biblijnych jest u Kadłubka dużo więcej; pisze np., że dzięki Przybyszom-Aniołom, którzy się pojawili na postrzyżynach, Siemowit „wśród martwych popiołów nie tylko iskrę chwały Polaków wzniecił, lecz nieśmiertelne miano Polski niemal między znaki zodiaku wpisał”.
Po swojemu też interpretuje imię Mieszka: wywodzi je od „zmieszania się” rodziców na wieść, że ich syn urodził się ślepy. „Albo w znaczeniu ukrytym, ponieważ od niego, zda się, rzucony został posiew walki duchowej” – dodaje nasz krakowski uczony. Mistrz Wincenty pełnymi garściami czerpał także ze starożytności, zestawiając z polskimi dziejami podboje Aleksandra Macedońskiego i Cezara, wplatając w to na dobitkę dzielnych władców krakowskich Lestków i ich „Lechitów”. Tym samym zainicjował „obłęd lechicki polskiej historiografii” (termin Antoniego Małeckiego). Wywody o pochodzeniu Polaków od Lechitów zostały utrwalone później, od 1517 r., przez teorie sarmackie Miechowity. Uległo im w XIX w. wielu historyków niemieckich, a z polskich August Bielowski, Karol Szajnocha i najgłośniejszy Franciszek Piekosiński z teorią najazdu Normanów na Lechitów. W 1881 r. Piekosiński dopatrzył się podobieństwa znaków runicznych z herbami szlachty polskiej i zdania nie zmienił pomimo druzgocącej krytyki Stanisława Smolki, Michała
Bobrzyńskiego, Antoniego Małeckiego, Karola Potkańskiego, największych tuzów polskiej mediewistyki!
Wiarę w narodziny Polski w aurze niezwykłych zdarzeń utrwalały także inne kroniki. Zmieniały się jednak interpretacje postaci i rzeczy: w „Kronice Wielkopolskiej” dwaj przybysze to „aniołowie lub według niektórych męczennicy Jan i Paweł”. Tym razem cudownie mnoży się miód pitny, a nie piwo. No bo jakże to, gości z Nieba częstować pospolitym piwem, które pili jeno kmiecie? Przy okazji kronikarz wielkopolski – być może biskup poznański w latach 1242–1253 Buguchwał II, a może kustosz katedry poznańskiej Godzisław zwanym Baszkiem, znany z dokumentów z lat 1268–73, wywodzi nowatorsko imię Mieszka od „oto znowu zamieszka w królestwie”.
Nie byliśmy wyjątkiem. Autorzy legendarnych wersji historii wywodzili frankijskich Merowingów od Jezusa, Magdaleny i św. Graala. Cudowność narodu wybranego, sięgającego korzeniami czasów biblijnych, narastała wraz ze wzrostem znaczenia tak we Francji, jak i w Polsce i w wielu innych krajach. Już w końcu XIII w. w „Kronice Dzierzwy” (Mierzwy) czytamy: „Należy wiedzieć więc, że Polacy są z rodu Jafeta, który był synem Noego. Gdy ojciec mu błogosławił, wykrzyknął zachęcony duchem Bożym: Niech Bóg da Jafetowi dużą przestrzeń. Ten Jafet między wieloma synami, których zrodził, miał jednego, któremu na imię było Jawan, a którego Polacy nazywają Iwanem”.
Można się uśmiechnąć z naiwności przekazów, ale Mierzwa w XIII w. zdawał się przewidywać powstanie ogromnej Rzeczypospolitej w wyniku unii z Wielkim Księstwem Litewskim i jej obszarami ruskimi.
Jerzy Besala