Mistrz bez domu

Wisła może wygrać z każdym, ale nie każdą drużynę może zaprosić do Krakowa. Choć jej stadion nadaje się do wyburzenia, nikt nie wie, kiedy i gdzie powstanie nowy – pisze w „Newsweeku” Krzysztof Olejnik.

09.06.2003 08:45

Bogdan Basałaj, prezes Wisły, w swym przyciasnym gabinecie powiesił na ścianie komputerową wizualizację krakowskiego stadionu marzeń. Widzi ją za każdym razem, gdy podnosi wzrok znad biurka. Z zapałem opowiada, w którym miejscu nowego obiektu mogłyby powstać muzeum, restauracja, sklep, nowe zadaszone trybuny i centrum telewizyjne. Potem bierze do ręki kalkulator i liczy: -_ Na taki obiekt przyszłoby co najmniej 18 tys. widzów. Wystarczy, by każdy kupił bilet za 25 zł, a na jednym meczu klub zarobiłby 450 tys. zł. Pojedynków przy tak licznej widowni moglibyśmy w sezonie rozegrać 20, co daje spółce 9 mln przychodu, czyli kwotę równą niemal połowie rocznego budżetu._

Ale gdy pytamy, jakie są szanse, by najlepsza polska drużyna mogła wkrótce walczyć w Lidze Mistrzów na swoim obiekcie, prezes Basałaj odpowiada krótko: prawie żadne. W razie awansu Wisła będzie musiała szukać stadionu poza Krakowem. A budowa jej własnego obiektu odwleka się w nieskończoność. Choć przez ostatnie sześć lat Wisła stała się krajową potęgą, jej stadion zamiast zachwytu budzi litość. Najlepsi i najdrożsi piłkarze polskiej ligi grają na fatalnej murawie, a kibice oglądają spotkania z niedokończonych trybun. A wszystko przez spory o atrakcyjne grunty Krakowa.

Bogusław Cupiał, właściciel drużyny i firmy Tele-Fonika, potentata w produkcji kabli, wydał na zbudowanie zespołu 80 mln zł. Od 3 lat piłkarska spółka, dysponująca rocznym budżetem w wysokości 20 mln zł, sama na siebie nie zarabia. Teraz właściciel mógłby zainwestować w obiekty. Ale nie może, bo nie ma praw do terenów, na których stadion mógłby powstać.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)