Miodowicz: umorzenie sprawy Cimoszewicza to skandal
Członek sejmowej komisji śledczej ds. PKN
Orlen Konstanty Miodowicz powiedział, że umorzenie
postępowania w sprawie zatajenia informacji w oświadczeniach
majątkowych składanych przez Włodzimierza Cimoszewicza jest
"skandalem" oraz "wyzwaniem wobec zdrowego rozsądku i wobec prawa".
02.09.2005 | aktual.: 02.09.2005 16:37
Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła postępowanie w sprawie zatajenia informacji w oświadczeniach majątkowych składanych przez Cimoszewicza. Uznała, że nieumyślnie zataił on w oświadczeniach majątkowych posiadanie akcji PKN Orlen i BMC, wobec czego nie można mówić o przestępstwie. Umorzono też śledztwo w sprawie rzekomego składania przez Cimoszewicza fałszywych zeznań przed sejmową komisją śledczą.
Odnoszę wrażenie, że dawno już nie mieliśmy do czynienia z takim popisem arogancji ze strony prokuratury i manifestowaniem jej pełnego podporządkowania politycznej dyspozycji - ocenił Miodowicz. Dodał, że jedyną analogię do tej sytuacji odnajduje w sprawie umorzenia postępowania dotyczącego tzw. moskiewskich pieniędzy, dostarczonych przez KGB byłym funkcjonariuszom PZPR.
Tego rodzaju ekscesy stanowią zagrożenie dla porządku prawnego Rzeczpospolitej, uzasadniają funkcjonowanie sejmowych komisji śledczych i wymagają poddania ich kontroli przez czynniki międzynarodowe - podkreślił poseł. Tymi czynnikami - w jego opinii - mogą być "te struktury, które stoją na straży prawa w Unii Europejskiej".
Miodowicz nie chciał szerzej komentować postawienia przez prokuraturę czterech zarzutów Annie Jaruckiej. Tylko jedna rzecz zastanawia mnie w tej sprawie - jak to się dzieje, że zarzuty zostały postawione w oparciu o wersję jednej strony, bez wysłuchania drugiej, bowiem Jarucka nie została do tej pory przesłuchana - dodał.
Podkreślił, że to jest również wyzwanie - "nie tylko dla tych, którzy kierują się myśleniem w kategoriach odpowiedzialności za państwo i w kategoriach prawnych, ale także dla tych, którzy ośmielają się myśleć logicznie". Wszystko, co w tej sprawie miałem do powiedzenia, powiedziałem już w moich rozlicznych oświadczeniach publicznych - zaznaczył. Dodał, że szczególnie chciałby odwołać się do swojej wtorkowej wypowiedzi.
We wtorek Miodowicz zapowiedział, że nie ujawni publicznie nazwiska osoby, która skontaktowała go z Jarucką. Podkreślił też, że upoważnienie, jakiego rzekomo udzielić jej miał Włodzimierz Cimoszewicz do zmiany jego oświadczenia majątkowego za 2001 rok, po raz pierwszy zobaczył podczas jej przesłuchania przed komisją 16 sierpnia. Dodał, że jest zdania, iż weryfikacja autentyczności tego dokumentu nie leżała w gestii komisji.
Prokuratorzy prowadzący sprawę b. asystentki Cimoszewicza Anny Jaruckiej zdecydowali się postawić jej cztery zarzuty. Podstawowy zarzut to składanie fałszywych zeznań podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen. Chodzi o zeznania, w których Jarucka opisywała, jak doszło do zamiany oświadczenia majątkowego Cimoszewicza w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w kwietniu 2002 r.
Kolejny zarzut to posłużenie się sfałszowanym dokumentem, upoważniającym Jarucką do zamiany tego oświadczenia. Prokuratura zarzuciła Jaruckiej także nielegalne posiadanie 15 dokumentów MSZ, które w momencie, gdy zmieniała stanowiska, powinny zostać przekazane do poszczególnych departamentów. Zarzuca jej też nielegalne przetrzymywanie pięciu dokumentów związanych z oświadczeniem majątkowym Cimoszewicza (samo oświadczenie i PIT-y ówczesnego szefa MSZ).