"Miodowe pułapki" - jak szpiedzy wykorzystywali do swojej gry... romanse
Francuski dyplomata Bernard Boursicot ponoć dopiero na swoim procesie odkrył, że jego pochodząca z Chin ukochana i "matka" ich syna to w rzeczywistości... mężczyzna. Zauroczony Francuz dał się przez lata zwodzić tajnej chińskiej policji, z którą współpracował. I tak romans został wykorzystany w szpiegowskiej grze. Nie po raz pierwszy. Oto kilka głośnych przykładów "miodowych pułapek".
Choć stanowisko wartownika w ambasadzie nie wydaje się zbyt prestiżowe, dzięki łatwemu dostępowi do różnych zakamarków placówki taki żołnierz może być idealnym celem obcych służb specjalnych. Zwłaszcza, jeśli jest młody, samotny i niespecjalnie bystry. A taki zdawał się być Clayton Lonetree, z pochodzenia rdzenny Indianin, z wyboru marines. W latach 80. służył on w ambasadzie amerykańskiej w rosyjskie stolicy.
Lonetree poznał 25-letnią Violettę Seinę w moskiewskim metrze pod koniec 1984 r. Trudno było przejść obok niej obojętnie. Piękna Rosjanka zaprzątała jego myśli zresztą już wcześniej - była lokalnym pracownikiem ambasady w wydziale celnym i to tam wpadła wojskowemu w oko. Znajomość szybko przerodziła się w płomienny romans, a 25-latka przedstawiła Amerykanina swojej rodzinie, także "wujkowi Saszy". W rzeczywistości tajemniczy krewny, Aleksiej Jefimow, był oficerem KGB. Wkrótce "Sasza" zaczął prosić wartownika o przysługi, jak zdobycie informacji o zabezpieczeniach w ambasadzie. Nim Lonetree się obejrzał, wpadł w szpiegowską sieć. Nie mógł się z niej wyplątać nawet po przeniesieniu w marcu 1986 r. do placówki w Wiedniu - dalej zależało mu na Violetcie i dalej spotykał się z "Saszą", który przekazywał od ukochanej listy. Oczywiście, w zamian za cenne informacje.
Wilhelm Dietl, były oficer niemieckiego wywiadu, a potem dziennikarz, opisuje w książce "Niewidzialny front. Kobiety w tajnych służbach", że ostatecznie Lonetree nie wytrzymał i opowiedział oficerowi CIA w Austrii o wszystkim: pięknej Rosjance, jej wujku i ujawnionych informacjach. Agencja wszczęła ogromne i kosztowne (milion dolarów) śledztwo. Z placówek amerykańskich w Moskwie i Leningradzie odwołano 28 marines, a trzech podejrzanych aresztowano (nie tylko Lonetree okazał się mieć podejrzane ukochane). Jak podaje Dietl, szkody oszacowano na 20 mln dol.
Claytona Lonetree skazano pod koniec 1987 r. na 30 lat więzienia. Został jednak przedterminowo zwolniony po dziewięciu latach za dobre sprawowanie. Przez lata twierdził, że z Violettą połączyła go miłość. Ona zresztą też.
Pikantne zdjęcia KGB i pornos CIA
KGB była w czasach zimnej wojny wręcz znana z zastawiania "miodowych pułapek". Podstawione "przynęty" (zarówno kobiety, jak i mężczyźni - zależnie od upodobań ofiary) rozkochiwały w sobie zachodnich dyplomatów czy wpływowych dziennikarzy lub po prostu zaciągały ważne persony do łóżka, by móc je potem szantażować zdjęciami miłosnych uniesień.
Czytaj również: Śmierć kanadyjskich ambasadorów - czy pomagali Sowietom?
Nie zawsze jednak plany sowieckich agentów szły jak po maśle. W mediach od wielu lat krąży historia (nie wiadomo ile w niej prawdy, a na ile to zwykła anegdota) o tym, jak KGB miało próbować zaszachować prezydenta Indonezji Ahmed Sukarno za pomocą sekstaśmy. Ale oficerowie wywiadu mogli się co najwyżej mocno zdziwić reakcją głowy państwa wobec ich starań.
Rozpasana namiętność Sukarno nie była wielką tajemnicą. Sowieci mieli więc postanowić to wykorzystać, kiedy prezydent odwiedzał w 1959 r. Moskwę. Jak opisuje serwis Pravda.ru, podstawione stewardesy tak rozochociły przywódcę już podczas lotu do Rosji, że zaprosił je do swojego hotelu. Tam ich prywatną imprezę nagrały ukryte kamery. KGB myślało, że ma głowę państwa w garści. Kiedy jednak pokazano mu film z orgii, ten odparł, że chciałby dostać więcej kopii, by mogły go puszczać indonezyjskie kina. Wszak naród powinien być dumny z tak jurnego przywódcy.
Nie tylko KGB zresztą próbowało wykorzystać do zdyskredytowania prezydenta Sukarno jego... wrażliwość na kobiece wdzięki. CIA wpadło na pomysł, by nakręcić film porno z sobowtórem indonezyjskiego przywódcy, który daje się uwieść sowieckiej agentce. Nie wiadomo, jak dokładnie wyglądały castingi, ale agentom ponoć trudno było znaleźć kogoś przypominającego głowę azjatyckiego państwa. Ostatecznie więc aktor nosił lateksową maskę. Zdjęcia niejako z planu wpadły potem w ręce ważnych przedstawicieli Indonezji. Amerykanie sądzili, że wywołają ogromne poruszenie w kraju, a prezydent straci urząd. Plan CIA spełzł jednak na niczym - albo Indonezyjczycy dostrzegli oszustwo, albo nic sobie nie robili z rozwiązłości Sukarno. Romea ze Stasi
Agentami "Romeo" nazwano szpiegów wschodnioniemieckiego wywiadu zagranicznego Stasi - HVA, którzy wykorzystywali romanse, by zdobywać informacje. Przystojni i uwodzicielscy - tacy musieli być wybrani oficerowie. Ich ofiarami były zachodnioniemieckie sekretarki w strategicznych resortach, które odczuwały większą satysfakcję ze swoich karier, niż życia osobistego. Po prostu, samotne, nieśmiałe kobiety lub po nieudanych związkach. Dla przeszkolonych agentów, których dodatkowo często wyposażano w grube portfele, okazywały się łatwym łupem.
Helga Berger, pracownica MSZ RFN, poznała swojego "Romea" w 1960 r. Andrzej Krajewski, który opisał historię niemieckiej sekretarki w książce "Największe wpadki tajnych służb", podaje, że prawdziwe nazwisko szpiega do dziś nie jest znane. Wiadomo jedynie, że nosił pseudonim "Lindner". Właściwie, nie ukrywał on przed "ukochaną", iż jest agentem wywiadu. Twierdził, że pracuje w służbie... "Jej Królewskiej Mości" - MI6. Podekscytowana sekretarka przez lata przekazywała z ministerstwa cenne informacje, tylko że trafiały one tak naprawdę do Stasi.
W 1967 r. Berger przeniesiono do Warszawy, do niemieckiego Przedstawicielstwa Handlowego. I stamtąd przekazywała ona ważne dokumenty swojemu kochankowi. Korzystało z nich nie tylko NRD, ale też polskie komunistyczne służby. Po pewnym czasie HVA alarmowało o krecie w służbach PRL, ale i Warszawa, i Moskwa zignorowały ostrzeżenia. Gdy niemal po dekadzie Berger wróciła do RFN, została aresztowana. Dopiero wtedy dowiedziała się, że szpiegowała dla Stasi, a nie Brytyjczyków.
Przypadków podobnie zwodzonych zachodnioniemieckich sekretarek okazało się być dużo więcej. Ile? Tego dokładnie nie wiadomo. Pewnym jest, że agenci NRD uwiedli pracownice bońskich ministerstw obrony i finansów, ale także kwatery głównej NATO (początkowo w Paryżu, potem w Brukseli). Od końca lat 70. zaczęły sypać się głowy i wyroki więzienia - częściej dla ofiar "Romeów", niż ich samych.
Uwodzicielka Mosadu
Brytyjscy dziennikarze ostrzegali Mordechaja Wanunu przed jego nową przyjaciółką, "Cindy", którą poznał w kolejce po gazety. Pojawienie się w takim momencie "pięknej i anielskiej" kobiety - jak określili ją autorzy książki "Mossad. Najważniejsze misje izraelskich tajnych służb", Michael Bar-Zohar i Nissim Mishal - musiało się wydawać podejrzane. Był wrzesień 1986 r. "Sunday Times" właśnie przygotowywał materiał o tym, że Izrael posiada broń atomową. Informacji dostarczył im Wanunu, były technik w ośrodku jądrowym w Dimonie. Jasne było, że Mossad zastawi na niego pułapkę. Nie wiedział tylko, że będzie tak słodka.
"Cindy" owinęła sobie Wanunu wokół palca. Pozwalała na gorące pocałunki, ale na nic więcej. Chyba że... para poleci wspólnie do Rzymu, gdzie będzie mogła zapomnieć o bożym świecie. Izraelczyka nie trzeba było długo namawiać. W rzeczywistości izraelscy agenci nie chcieli przeprowadzać akcji eksfiltracji na terytorium Wielkiej Brytanii, którą rządziła wówczas Margaret Thatcher.
Tymczasem Wanunu spotkała w Wiecznym Mieście przykra niespodzianka - został obezwładniony i odurzony specjalnym środkiem. Z Włoch morzem wywieziono go do Izraela, gdzie czekał go sąd i oskarżenia o zdradę.
Ostatecznie, Izraelczyk trafił do więzienia na 18 lat (na wolność wyszedł w 2004 r.). Brytyjska gazeta i tak wydrukował ujawnione przez niego rewelacje. Dziennikarze odkryli też prawdziwe nazwisko "Cindy" - Cheryl Ben Tow.
Chińska kochanka/kochanek
Historia Bernarda Boursicot, francuskiego dyplomaty, który był na placówce w Chinach, jest naprawdę niezwykła. Mężczyzna został uwiedziony przez śpiewaka pekińskiej opery, którego uważał za kobietę i z którym... miał dziecko. A przynajmniej tak sądził.
Shi Pei Pu odgrywał żeńskie role w przedstawieniach, więc Boursicot uznał, że ma do czynienia ze zdolną śpiewaczką. Rozpoczął się ich romans i, jakkolwiek może się to wydawać nieprawdopodobne, wkrótce na świat przyszedł jego owoc - "syn" pary. W rzeczywistości dziecko kupiono od biedniej, chińskiej rodziny. Związkowi francuskiego dyplomaty i jego kochanki/kochanka zagroziła jednak chińska tajna policja. Boursicot drżał o bezpieczeństwo Shii, dlatego zgodził się przekazać Chińczykom tajne dokumenty z francuskiej placówki. Gdy w 1979 r. dyplomata wrócił do Paryża, postanowił ściągnąć do siebie Shi Pei Pu i "syna". Dopiero we Francji parą zainteresowały się służby. Kochankowie stanęli wkrótce przed sądem i to wówczas Boursicot miał się dowiedzieć, że żył z mężczyzną. Oboje dostali kilkuletnie wyroki za szpiegostwo, które potem skrócono.
Słodkie przynęty CIA i na CIA
Aleksandr Ogorodnik, sowiecki ekonomista i dyplomata, miał ogromną słabość do pięknych kobiet. Zwłaszcza Latynosek. Już pracując w ambasadzie w Bogocie uwikłał się w romans z sekretarką, dla której rozwiódł się z rosyjską żoną - opisuje Nigel West, autor "The A to Z od Sexspionage". Potem jego serce zabiło mocniej dla pewnej Hiszpanki. To właśnie ona namówiła go do współpracy z CIA. Był rok 1973. "Trigon", bo taki pseudonim operacyjny nadała mu agencja, dostarczał jej tajne materiały przez kolejne cztery lata, także gdy wrócił do Moskwy. To właśnie stamtąd napłynęły dla Amerykanów najcenniejsze dokumenty, ponieważ Ogorodnik był wówczas zatrudniony w departamencie amerykańskim MSZ.
Historię słodkiej pułapki, w którą dał się złapać, kończy gorzka pigułka. W 1977 r. działalność szpiegowska dyplomaty wyszła na jaw, a on sam zatrzymany. Według "Archiwów Mitrochina" - byłego człowieka KGB, który wywiózł na początku lat 90. na Zachód tysiące tajnych materiałów - w areszcie "Trigon" zgodził się spisać zeznania, ale poprosił o prywatne pióro. Śledczy naiwnie się zgodzili, ale nie wiedzieli, że jest w nim ukryta trucizna. Szpieg połknął ją i zmarł niemal natychmiast. Samobójczą pigułkę dostarczyło mu wcześniej CIA.
Jednak amerykański wywiad nie tylko wykorzystywał "miodowe pułapki", ale ludzie CIA sami też w nie wpadli. Stało się tak w przypadku dobiegającej 30 roku życia Sharone Scranage, pracownicy niższego szczebla w biurze CIA w Ghanie. W 1983 r. młoda Amerykanka poznała w Akrze przystojnego, choć nieco starszego od niej, Michaela Agbotui Soussoudisa. To właśnie przez tę znajomość Scranage musiała oświadczyć przed sądem dwa lata później: - Bardzo przepraszam za wszystkie szkody, które wyrządziłam.Jakie to były szkody? Zauroczona kobieta zdradziła m.in. kochankowi nazwiska Ghańczyków, którzy współpracowali z CIA. Ludzie ci szybko zostali aresztowani i skazani na wieloletnie więzienie.
Amerykanie połapali się, że kobieta jest "wtyczką" ghańskiego wywiadu, gdy po powrocie do USA nie przeszła standardowego tekstu na wykrywaczu kłamstw. Scranage wyznała wszystko śledczym z ręką na sercu i pomogła FBI w aresztowaniu swojego kochanka. Sąd wziął to pod uwagę i pod koniec 1985 r. była pracownica CIA usłyszała wyrok jedynie pięciu lat. Soussoudis natomiast wymieniono na aresztowanych Ghańczyków. Jego wolność za ich wolność.
Seks i szpiegostwo
Sekszpiegostwo uprawiano jednak nie tylko w czasach zimnej wojny, gdy świat był podzielony na dwa wrogie sobie obozy. Ten, najwyraźniej bardzo efektywny, układ namiętności i podstępnego zdobywania informacji przetrwał upadek żelaznej kurtyny bez większych wstrząsów.
W 2005 r. w USA doszło do skandalu, gdy wyszło na jaw, że pracownik Departamentu Stanu Donald Keyser był uwikłany w romans z agentką tajwańskiego wywiadu Isabelle Cheng. Pięć lat później media rozpisywały się o innej historii, w której centrum znalazła się dziewczyna o figurze modelki, jej liczne romanse, znane osobistości, narkotyki i sekstaśmy. Tak wybuchło Katyagate - od imienia młodej Rosjanki Ekateriny Gerasimovej, która uwodziła przeciwników Kremla, a wspólne, swobodne i pełne namiętności spotkania nagrywała na wideo. Z kolei w ubiegłym miesiącu głośno było o zawieszeniu w czynnościach służbowych dwóch wysokich rangą oficerów amerykańskiej marynarki wojennej. Toczy się właśnie śledztwo w sprawie jednego z azjatyckich kontraktorów marynarki USA, który rzekomo zdobywał przychylność amerykańskich oficerów za pomocą pieniędzy i prostytutek.
Wydaje się więc, że mariaż seksu i szpiegostwa będzie trwał tak długo, jak długo będzie w ogóle zapotrzebowanie na różnego rodzaju tajemnice. A to wydaje się nigdy nie kończyć.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska