Ministrant mówił o tolerancji. Proboszcz usunął go z parafii
Mikołaj służył jako ministrant przez dwanaście lat. Po tym czasie usłyszał, że już nie jest godny pełnienia tej funkcji. - Proboszcz powiedział, że przyniosłem Kościołowi plamę na honorze - opowiada. Przez swoje poglądy musiał zdjąć szaty i iść do domu.
Z początku było tak, jak w każdą niedzielę: Mikołaj poszedł na mszę do swojej parafii w Koninie. Wcześniej przygotował czytanie, które miał wygłosić z ambony.
Jednak dziesięć minut przed rozpoczęciem mszy do zakrystii wszedł proboszcz. Wtedy padły słowa, które Mikołaja wprawiły w osłupienie. - Proboszcz stwierdził, że nie zasługuję na to, aby być ministrantem. Usłyszałem, że nie jestem tego godny przez moje słowa i poglądy - opowiada Mikołaj.
Proboszcz kazał zaskoczonemu ministrantowi zdjąć szaty i iść do domu. Mikołaj wrócił załamany, bo przecież księdza zna od lat. - Kiedy emocje opadły, moja mama zadzwoniła jeszcze do proboszcza. Chcieliśmy się z nim spotkać. Usłyszeliśmy, że jest wolny dopiero w środę. A potem, że jednak wyjeżdża i nie wiadomo, kiedy możemy się spotkać. To też daje mi dużo do myślenia - wyznaje.
Tolerancja, która nie pasuje proboszczowi
Proboszcz już wcześniej dawał znać, że nie podobają mu się poglądy jednego z ministrantów. Czarę goryczy przelał jednak Marsz Tolerancji, który na początku maja zorganizowała konińska młodzież. Młodzi chcieli głośno wyrazić swój sprzeciw wobec rasistowskich ataków na dwa konińskie licea. I pokazać, że żyją w otwartym mieście. Mikołaj był jednym z nich.
- Na koniec swojego przemówienia cytowałem nawet słowa papieża Franciszka - opowiada. - Ale to chyba znaczy, że kieruję się w swoim życiu wartościami chrześcijańskimi - zauważa. Proboszcz miał jednak odmienne zdanie, które tym razem wypowiedział głośno i wprost.
Mikołaj bronił swoich racji w rozmowie z księdzem. Tłumaczył, że przecież tolerancja ma obszerne znaczenie. - Nie tylko na tle homoseksualnym, ale też niepełnosprawności, wyznania, rasy. Mówiłem, że papież kazał być tolerancyjnym - relacjonuje. - Wtedy usłyszałem, że jestem bezczelny, a szatan chowa się pod sutanną. Tylko wciąż nie wiem, czy to było do mnie, czy do papieża - zastanawia się.
Zapyta papieża, czy zrobił coś złego
Byłego ministranta nurtuje przede wszystkim jedno pytanie: czy zrobił coś złego, coś niezgodnego z wiarą. Odpowiedź chce uzyskać od najwyższych kościelnych dostojników. - Dlatego wystosowałem list do papieża Franciszka. Prześlę go też biskupom i arcybiskupowi - zdradza.
Jak mówi, słowa poparcia zaczęły spływać z całej Polski. - Od jednego z zakonników z Poznania dostałem wiadomość, żebym dalej szedł swoją drogą. Nawet jeden ksiądz z naszej parafii powiedział, żebym robił swoje i się nie poddawał - opowiada.
Niestety, pomimo licznych prób, proboszcz nie odbiera naszych telefonów. Nikt nie podnosi też słuchawki w parafialnej kancelarii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl