Minister z rządów PiS tłumaczy aferę hazardową
Obniżenie opodatkowania wideoloterii miało dać możliwość pozyskiwania Totalizatorowi Sportowemu dodatkowych środków w związku z tym, że spółka miała być inwestorem Narodowego Centrum Sportu na Euro 2012 - zeznał przed komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową minister skarbu w rządzie PiS Wojciech Jasiński.
Polityk tłumaczył, że po tym, gdy Polsce zostało przyznane prawo do organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 r., będąc ministrem skarbu stwierdził, że dobrze by było, przedstawić Radzie Ministrów i premierowi kilka koncepcji realizacji budowy Stadionu Narodowego.
- W tej sytuacji powstał projekt ustawy o budowie Narodowego Centrum Sportu. Traktowałem to jako jedną z możliwości sfinansowania tej inwestycji - mówił Jasiński.
Propozycja (powstała w 2007 r.) zakładała, że NCS zostanie zrealizowany przez Totalizator Sportowy jako inwestora, który po jego wybudowaniu przekaże go innej spółce. Były minister skarbu podkreślił, że po to, aby Totalizator był w stanie udźwignąć finansowo tę inwestycję, szacowaną wówczas na ponad 1,2 mld zł, należało stworzyć spółce możliwości pozyskania dodatkowych środków finansowych.
Jasiński tłumaczył, że w związku z tym, że Totalizator miał monopol na prowadzenie wideoloterii zarząd spółki rozpoczął zabiegi, których celem miało być doprowadzenie do obniżenia opodatkowania tej gry. (wideoloteria jako gra objęta monopolem państwowym wprowadzona została w nowelizacji ustawy hazardowej z 2003 r., obłożona została jednak 45 procentowym podatkiem, co sprawia, że w praktyce gra ta nie jest prowadzona, bo jest to nieopłacalne).
- Uważałem, że jako minister Skarbu Państwa nadzorujący spółkę, odpowiedzialny za jej rozwój, pozycję na rynku, powinienem tą propozycją zainteresować innych ministrów, rząd i premiera - powiedział polityk PiS.
Ostatecznie - tłumaczył - minister sportu przedstawiał inną propozycję finansowania NCS z budżetu, która została przyjęta przez rząd. Jasiński podkreślił, że prace nad ustawą o Narodowym Centrum Sportu prowadził jego zastępca Paweł Szałamacha, jednak on sam akceptował działania związane z nią. Zaznaczył, że sprawa tej ustawy zarówno dla niego, jak i dla Szałamachy nie była najważniejsza, bo mieli w resorcie inne istotniejsze kwestie do rozwiązania.
"Monopol na hazard powinno mieć państwo"
Jasiński mówił, że jedną z reakcji państwa na wzrost zjawisk hazardowych jest objęcie hazardu monopolem państwa prowadzonym przez powołane do tego przedsiębiorstwa. - Jestem generalnie zwolennikiem tego rozwiązania - powiedział były minister skarbu.
- Nie widzę niczego nagannego w publicznym poparciu objęcia monopolem państwa hazardu, krytykowanie tego jako uleganie lobbystom uważam za nadużycie - podkreślił.
Według Jasińskiego, jest kilka argumentów za takim rozwiązaniem. Po pierwsze - mówił - zapewnia się w ten sposób państwu możliwość monitorowania tego zjawiska, a przez to posiadania na nie pewnego wpływu. - Oznacza to też karę za jego złamanie - zaznaczył.
W jego ocenie, znaczna część graczy będzie wolała korzystać z legalnych form uprawiania gry, choćby dlatego, że realizacja potencjalnych wygranych będzie łatwiejsza i pewniejsza niż w szarej strefie.
Zdaniem byłego ministra skarbu, jest też lepiej, gdy środki z "niekoniecznie dobrych ludzkich skłonności" pozyskuje państwo, które przekazuje je potem na cele społeczne, niż gdyby w ten sposób mieli się bogacić prywatni przedsiębiorcy.
Zaznaczył przy tym, że nie twierdzi wcale, iż każde opowiadanie się za szerokim wejściem na rynek hazardu prywatnego biznesu, jest uleganiem lobby. - Każdy ma do tego prawo, ale z całą stanowczością odrzucam ocenianie optowania za objęciem monopolem państwa hazardu za działalność, której należałoby się wstydzić - podkreślił.
Jak zaznaczył, mimo że opowiada się za "ułatwieniem życia" przedsiębiorcom prowadzącym działalność gospodarczą, "niekoniecznie" uważa, że "należy się martwić przynajmniej deklarowanymi kłopotami przedsiębiorców (prywatnych) pracujących w hazardzie".
W piątek komisja śledcza przesłuchać jeszcze posła PO Jacka Brzezinkę i b. posłankę Halinę Szustak (LPR, potem Dom Ojczysty). Jednak poseł PO Sławomir Neuman, który wnioskował o ich przesłuchanie, wycofał się z tego pomysłu i komisja zrezygnowała z wezwania ich na świadków.
To efekt apelu Franciszka Stefaniuka (PSL), by zweryfikować listę świadków i nie wzywać osób, które nie mają nic do powiedzenia w sprawie, którą bada komisja śledcza.