Minister z LPR-u nie wpuści statku aborcyjnego
Minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki (LPR) zapowiedział, że będzie przeciwdziałał ewentualnemu wpłynięciu na polskie wody terytorialne pływającej kliniki aborcyjnej feministycznej organizacji "Kobiety na falach". Jeżeli fundacja "Kobiety na falach" zdecydowałaby się przypłynąć do Polski, na pewno nie wpłynie na nasze wody terytorialne - mówił Wiechecki.
Jak podkreślił szef resortu gospodarki morskiej, każdy statek, który wpływa do Polski musi mieć na to specjalne zezwolenie. W związku z tym, jeżeli mamy podejrzenia, że będzie dochodziło do łamania prawa, administracja morska może wydać decyzję, że nie wpuszczamy takiego statku - zaznaczył.
Dla takich statków w Polsce miejsca nie ma - dodał.
Jak stwierdził Wiechecki, jeżeli okazałoby się, że statek aborcyjny znajdzie jakiś sposób i na jego pokładzie dokonywane by były nielegalne aborcje odpowiednie służby są gotowe zaaresztować statek. I cała hucpa skończy się raz na zawsze - oświadczył.
Zdaniem posła Ligi Andrzeja Mańki, wpłynięcie statku aborcyjnego na Polskie wody terytorialne byłoby "prowokacją" i "próbą odwrócenia pozytywnych skutków" debaty w sprawie zmian w konstytucji w kwestii ochrony życia od poczęcia.
Ten statek jest swego rodzaju latającym holendrem. Nie ma wątpliwości, że jest to statek, na którego pokładzie promowana jest cywilizacja śmierci - uważa Mańka.
Jak napisał w czwartek "Dziennik", holenderskie ministerstwo zdrowia odnowiło organizacji "Kobiety na falach" licencję na wykonywanie zabiegów poronnych na wodach międzynarodowych. Według "Dz", aborcyjna klinika popłynie też na Maltę oraz do Irlandii, gdzie - oprócz Polski - obowiązują najsurowsze w Europie przepisy dotyczące przerywania ciąży.
Przez ostatnie trzy lata "Kobiety na falach" nie wypływały w morze, bo po kontrowersyjnych kampaniach tej organizacji w Irlandii (2001), Polsce (2003) i Portugalii (2004), chadecki rząd w Holandii ograniczył w 2004 r. jej działania do okolic jednego ze szpitali w Amsterdamie.
Działając za granicą, aborcjonistki korzystały z faktu, że na wodach międzynarodowych obowiązuje prawo kraju, w którym został zarejestrowany statek. W ich ojczystej Holandii aborcja jest dopuszczalna do 24. tygodnia ciąży. Jednak żeby prowadzić klinikę aborcyjną na morzu, muszą mieć odpowiednie zezwolenie, które - według "Dziennika" właśnie odzyskały.