Minister Krakowa

Zbigniewa Ziobrę okrzyknięto już pod Wawelem nowym Robespierre’em. Bo minister sprawiedliwości tak jak kiedyś najsłynniejszy z jakobinów rozprawia się z lokalną opozycją w atmosferze strachu i pomówień.

Minister Krakowa
Źródło zdjęć: © PAP

17.05.2007 | aktual.: 29.05.2007 11:52

Krakowscy lekarze odetchnęli z ulgą. Śledztwo w sprawie rzekomych zaniedbań, których mieli się dopuścić podczas leczenia ojca ministra sprawiedliwości, przeniesiono z Krakowa do Ostrowca Świętokrzyskiego. Przez osiem miesięcy sprawą zajmowało się aż troje prokuratorów, których minister często osobiście odwiedzał. Przesłuchano kilkudziesięciu świadków, w tym wielu lekarzy, bo ojciec Zbigniewa Ziobry umarł w połowie zeszłego roku po operacji serca.

– Czuliśmy się jak zbrodniarze – przyznaje jeden z chirurgów. – Mieliśmy poczucie, że podejrzewa się nas o uśmiercenie z pełną premedytacją i gorliwością człowieka o sercu tak wielkim i gołębim jak, nie przymierzając, serce Matki Teresy z Kalkuty. W dodatku człowieka, który zgłosił się do nas sam, z nieprzymuszonej woli. I któremu bardzo chcieliśmy pomóc! Tymczasem okazało się, że bezpieczniej w Krakowie byłoby dziś leczyć Stalina. Spotkaliśmy się z niespotykaną dotąd wrogością, i to ze strony jednej z najważniejszych osób w państwie.

Bo Zbigniew Ziobro kolekcjonuje w Krakowie wrogów jak znaczki pocztowe. Do kolekcji ministra doszedł ostatnio były małopolski wojewoda, a należyte w niej miejsce mają już krakowscy politycy różnych opcji, byli prezydenci miasta, urzędnicy, prawnicy, lekarze, biznesmeni, a nawet archeolodzy. Tych ostatnich przesłuchiwała krakowska policja, bo po odsłonięciu płyt Rynku Głównego podejrzanie długo penetrowali podziemia. Mieli to jakoby robić na zlecenie pewnego protegowanego przez władze miasta biznesmena podejrzewanego o plan równie tajny jak perfidny: chciał w podziemiach stworzyć galerię handlową. W efekcie Zbigniew Ziobro badania naukowców (notabene z Wrocławia) publicznie nazwał "zbrodnią archeologiczną".

– Mamy już chyba do czynienia z terrorem politycznym – uważa profesor Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, uważany powszechnie za wroga numer jeden Zbigniewa Ziobry. – Terrorem tak wyrazistym i jednoznacznym, że zaczyna on wpływać na sprawne funkcjonowanie miasta.

Strach urzędników

Majchrowski wie, co mówi. Jest prezydentem Krakowa drugą kadencję (w pierwszej jego kontrkandydatem był właśnie Ziobro). Podczas kampanii wyborczej jesienią ubiegłego roku Jerzy Engelking, zastępca prokuratora generalnego (czyli ministra sprawiedliwości), przekonywał krakowian, by nie głosowali na Majchrowskiego, bo jest on podejrzewany o poważne nadużycia. Do dziś jednak profesorowi nie postawiono żadnych zarzutów. Z wyjątkiem tego ze strony ministra, który oskarżył Majchrowskiego o sprzyjanie przestępcom i nazwał go „zwykłym nieudacznikiem”. Prezydent Krakowa skierował sprawę do sądu. Sprawa niedawno zakończyła się ugodą. – Pan minister udał, że nie chciał mnie obrazić, a ja udałem, że mu wierzę – wyjaśnia Majchrowski.

Prezydent zauważył, że odkąd w Krakowie Zbigniew Ziobro łapie przestępców, miejskie inwestycje posuwają się w żółwim tempie. – Urzędnicy w obawie przed tym, że zostaną podejrzani o korupcję, boją się dziś podejmować jakiekolwiek decyzje – żali się Majchrowski. Wygląda na to, że Ziobro nie lubi Majchrowskiego za wiele rzeczy. Na przykład za to, że Majchrowski jest znanym krakowskim prawnikiem. A znani krakowscy prawnicy działają na ministra jak czerwona płachta na byka. To z pewnością łączy Zbigniewa Ziobrę z Robespierre’em – nieudana kariera prawnicza w dużym i starym mieście. Robespierre bezskutecznie próbował praktykować jako adwokat w Paryżu, Ziobry nie przyjęto w Krakowie na aplikację prokuratorską.

Może dlatego Ziobro w ubiegłym roku oskarżył krakowskich prawników o pustkę intelektualną, po czym telefonicznie, przez swojego radcę, zdymisjonował znanego krakowskiego karnistę, profesora Stanisława Waltosia z funkcji przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej, a potem publicznie obraził kolejnego cenionego profesora prawa Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Profesor Ćwiąkalski naraził się, kiedy wraz z kilkudziesięcioma prawnikami zarzucił ministrowi, że sięga po metody rodem z PRL.

– Pan minister oskarżył mnie wówczas o to, że w 1968 roku, w czasie gdy Ludwik Dorn został ciężko pobity i był prześladowany przez SB, ja byłem lojalnym członkiem i towarzyszem PZPR – wyjaśnia Ćwiąkalski. – Problem w tym, że w czasach, które wspomina minister, byłem jeszcze w liceum.

Jeszcze bardziej niż prawników minister sprawiedliwości nie lubi w Krakowie miejscowej władzy, nawet tej byłej. Wiele wskazuje więc na to, że Zbigniew Ziobro lubi w Krakowie wyłącznie swojego młodszego brata Witolda oraz kilku kolegów, których gorliwie wspiera. I trzeba przyznać, że poza jedną wpadką wciąż udaje mu się rozdawać karty pod Wawelem. Chlebki kaczorki

W Krakowie minister tylko raz się do tej pory przeliczył. W marcu postanowił wymienić marszałka województwa Marka Nawarę (ten był z PiS, ale krytykował centralę) na swojego kolegę Andrzeja Romanka, wówczas wicemarszałka. – Nawara jest wytrawnym politykiem. Poszedł po rozum do głowy, założył własny klub i zawiązał koalicję, między innymi z nami – wyjaśnia Grzegorz Lipiec, sekretarz małopolskiej Platformy Obywatelskiej. – Efekt? PiS na własne życzenie musiał przejść do opozycji.

Przejść w dość prześmiewczej atmosferze, bo rozradowani radni PO bezskutecznie próbowali częstować nową opozycję chlebkami w kształcie kaczorów. – Teraz Prawo i Sprawiedliwość jest we mnie – zauważył po zjedzeniu chlebka radny Kazimierz Barczyk z PO, czym podobno rozwścieczył ministra.

Zwykle Zbigniew Ziobro jest bardziej skuteczny. Wie o tym Kamil Kamiński. Ten niespełna 30-letni mężczyzna, który nigdy z branżą lotniczą nie był związany, od ponad roku szefuje Portowi Lotniczemu w Balicach. Na tyle prężnie, że wspólnie z innym kolegą ministra, wicewojewodą małopolskim Andrzejem Muchą, przyłożył się do zdymisjonowania pierwszego PiS-owskiego wojewody Witolda Kochana. Nastąpiło to, gdy Kochan ze zdziwieniem odkrył, że Mucha za jego plecami renegocjował z Kamińskim umowę na utrzymanie terminalu. Po zmianach w umowie Skarb Państwa traciłby rocznie 500 tysięcy złotych. Wojewoda nie miał również pojęcia, że żona Andrzeja Muchy została dyrektorem handlowym lotniska w Balicach. Miesiąc później Kochan nie był już wojewodą. Zastąpił go Maciej Klima uważany za kolejnego człowieka Ziobry.

– Kochan wypadł z gry jeszcze z jednego powodu – zauważa jeden z urzędników wojewódzkich. – Nie chciał angażować się w wojnę polityczną, którą Ziobro wytoczył elitom Krakowa.

Sabotaż polityczny

Pod Wawelem duszno robi się w poniedziałki. Wtedy minister zjawia się na dyżurach w swoim biurze poselskim. – I wtedy właśnie w towarzystwie brata, zaprzyjaźnionych polityków i prokuratorów ustala kolejne scenariusze działań politycznych w Krakowie – opowiada lokalny działacz PiS ze zwaśnionej z Ziobrą od dawna opcji ministra Wassermanna. – Przypomina to nieco grę w rosyjską ruletkę: za każdym razem kogoś wypada zastrzelić.

Ostatnio ustrzelony został Jerzy A., były wojewoda małopolski z SLD. W połowie kwietnia na wniosek krakowskiej prokuratury trafił do aresztu. Zarzuca mu się, że osiem lat temu jeszcze jako radny wziął łapówkę na spółkę z innym radnym. Łapówkę za to, że gmina Kraków zdecydowała się kupić grunt za pięć milionów złotych, choć w rzeczywistości jego wartość była znacznie niższa. Podejrzanymi w sprawie są też czterej byli wiceprezydenci Krakowa związani z PO, w tym dwie powszechnie poważane w Krakowie, niemłode już panie, które policjanci wyprowadzili z domów w kajdankach. Czwarty wiceprezydent z zarzutami to były kandydat na prezydenta miasta w ostatnich wyborach, poseł PO Tomasz Szczypiński.

– Ciekawe, że winą za przekręt obciążyli polityków dwaj biznesmeni, którzy od dawna cieszą się w Krakowie złą sławą – zauważa Stanisław Kracik, burmistrz Niepołomic, a przez chwilę, przed Szczypińskim, kandydat PO na prezydenta Krakowa. – Co jeszcze ciekawsze, oskarżenia padają w tym samym czasie, kiedy biznesmeni wychodzą na wolność. Możemy się domyślać, że niebezinteresownie są nagradzani wolnością. Zresztą Kracik dawno już przestał wierzyć w bezinteresowność wymiaru sprawiedliwości pod rządami ministra Ziobry. Kilka dni po tym, jak PO poparła jego kandydaturę w wyborach na prezydenta, krakowski sąd okręgowy skazał Kracika na rok więzienia z zawieszeniem na dwa lata między innymi za to, że na początku lat 90., zamiast odprowadzać za pracowników magistratu składki do ZUS, przeznaczył pieniądze na budowę gminnego wodociągu. Przez długie tygodnie burmistrz nie otrzymał uzasadnienia wyroku, nie mógł się więc od niego odwołać.

– Uznałem to wtedy za sabotaż polityczny i do dziś zdania nie zmieniłem – mówi Kracik, który z kandydowania na prezydenta Krakowa ostatecznie zrezygnował. Aż w końcu któregoś styczniowego dnia sąd apelacyjny nieoczekiwanie oczyścił go z zarzutów.

Zdaniem Kracika Zbigniew Ziobro już od wielu miesięcy uprawia pod Wawelem politykę "w stylu jakobińskim". – Porównanie go do Robespierre’a wcale nie jest nie na miejscu – zapewnia burmistrz. – Metody działania ministra są podobne – pod szczytnymi hasłami brutalnie, w bardzo nieczystej grze pan minister rozprawia się ze wszystkimi rzeczywistymi i wyimaginowanymi przeciwnikami politycznymi. Miasto dobrych manier

W Krakowie jest oczywiste, że największym orężem Zbigniewa Ziobry w walce z krakowską opozycją jest wciąż krakowska prokuratura. – To instytucja wiernopoddańcza i gotowa spełniać zachcianki ministra – zapewnia jeden z krakowskich prokuratorów, rzecz jasna, anonimowo. Teraz minister może również liczyć na wierność policji, gdyż udało mu się obsadzić swoim człowiekiem stołek małopolskiego komendanta. Andrzej Rokita miał już awansować na szefa krakowskich policjantów w ubiegłym roku. Ale wtedy planom ministra Ziobry przeciwstawił się Ludwik Dorn i powołał na komendanta generała Adama Rapackiego. W lutym Rapackiego zdymisjonowano, bo ujawnił, że policja chciałaby podsłuchiwać prezydenta Krakowa.

Zdaniem profesora Ćwiąkalskiego w nagonce na stary Kraków Zbigniew Ziobro nie bierze pod uwagę jednej rzeczy – stary Kraków nie lubi rewolucjonistów.

– To miasto, w którym ceni się przede wszystkim spokój i dobre maniery – zapewnia prawnik. – A jednego i drugiego ministrowi Ziobrze zdecydowanie brakuje – choć urodził się w Krakowie, to krakowianinem nigdy nie był.

Anna Szulc

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)