Minister Dorn zlekceważył ostrzeżenia przed katastrofą?
Alarmowałem rząd, że zalegający na dachach
śnieg jest poważnym zagrożeniem i że należy natychmiast zrobić
wszystko, by go usunąć. Niestety Ludwik Dorn zlekceważył moje
ostrzeżenia - oskarża na łamach "Nowego Dnia" prof. Stefan
Krajewski, do niedawna wojewoda łódzki.
2 stycznia, godz. 6 rano. Dach sali gimnastycznej szkoły podstawowej w Proboszczewicach pod Łodzią ugina się pod ciężarem śniegu. Jest go co najmniej pół metra. Trzy czwarte dachu zapada się do środka i uderza z łoskotem o parkiet sali. Dwie godziny później miały w niej ćwiczyć dzieci. Władze centralne wiedziały o wypadku w Proboszczewicach jeszcze tego samego dnia.
Dzień po tragedii [w Katowicach], w niedzielę, zarządził natychmiastową kontrolę grubości śniegu zalegającego na dachach wielkich budynków. Zmusił też wszystkich wojewodów, by nakazali właścicielom budynków usuwanie śniegu. I wprowadzili kary za ośnieżone dachy. Dlaczego więc minister czekał tak długo? - pyta dziennik.
To nieprawda, że przed tragedią nic nie robiliśmy - ripostuje Tomasz Skłodowski, rzecznik Dorna. Już 23 stycznia podjęliśmy nadzwyczajne środki ostrożności.
Te "nadzwyczajne środki" z 23 stycznia to pismo do wojewodów "w związku z falą mrozów". Jest w nim prośba o: kontrolowanie sytuacji na drogach, informowanie ludzi o ciężkiej zimie, dbanie o bezdomnych, zastanowienie się nad przerwaniem zajęć w szkołach, dowożenie jedzenia do miejsc odciętych przez zimę oraz troskę o starszych ludzi. Dopiero w ósmym punkcie(!) władze proszą o zmuszenie właścicieli budynków do usuwania śniegu z dachów. I nie ma ani słowa o karach - pisze "Nowy Dzień". (PAP)