Milosz Zeman: Rosja nie zaatakuje państw bałtyckich
Krytykujący sankcje Unii Europejskiej wobec Rosji prezydent Czech Milosz Zeman uznał ewentualną rosyjską inwazję zbrojną na państwa bałtyckie za mało prawdopodobną, co uzasadnił tym, że prezydent Władimir Putin "nie jest samobójcą".
- Nie sądzę, by Rosja mogła rozpocząć wojnę, atakując którekolwiek z państw członkowskich NATO. Bowiem Władimir Putin z pewnością nie jest samobójcą i wie, jakie miałoby to konsekwencje - oświadczył Zeman w wywiadzie udzielonym agencji Associated Press.
- Jestem przekonany, że w takim przypadku nastąpiłaby odpowiednia wojskowa, a nie tylko polityczna i ekonomiczna reakcja - dodał.
Wyraził jednocześnie opinię, że unijne sankcje wobec Moskwy powinny być stopniowo znoszone, "jeśli Rosja nie wtargnie na ziemię ukraińską, gdyż moim zdaniem tak samo jak dawne sankcje wobec Kuby dają one efekt odwrotny od zamierzonego".
Zeman zaznaczył, że z gospodarczego punktu widzenia anektowanie objętych rebelią obszarów wschodniej Ukrainy nie miałoby dla Rosji sensu. - Sądzę, że (Rosja) jest usatysfakcjonowana aneksją Krymu. Wątpię, by było możliwe najechanie wschodniej Ukrainy - po prostu dlatego, że została zniszczona przez wojnę domową i Rosja musiałaby żywić dziesiątki milionów głodnych gąb, a na to jej zasoby ekonomiczne są niewystarczające - powiedział.
Powtórzył także swą krytykę pod adresem ambasadora USA w Pradze Andrew Schapiro, który publicznie zakwestionował sens wyjazdu Zemana do Moskwy na tamtejsze obchody 70. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej. Czeski prezydent zadeklarował wcześniej, że w jego siedzibie na Zamku Praskim Schapiro nie jest już mile widzianym gościem.
- Konwencja wiedeńska (o stosunkach dyplomatycznych) ściśle zabrania ambasadorowi jakiegokolwiek kraju wtrącania się w wewnętrzne sprawy państwa goszczącego. Pan Schapiro nieświadomie bądź celowo naruszył tę zasadę i dyskwalifikuje go to jako profesjonalistę - powiedział AP Zeman.
- Jadę do Moskwy, by oddać cześć poległym, a nie żyjącym - podkreślił. Wcześniej pod wpływem krytyki ze strony premiera Bohuslava Sobotki i innych czeskich polityków ogłosił, iż nie będzie obecny na defiladzie wojskowej na placu Czerwonym.