Miłosierdzie gminy
Są miasta, gdzie na miejsce w domu pomocy
społecznej czeka po kilkadziesiąt osób. Jednak są też DPS-y, które
od miesięcy mają wolne miejsca - pisze "Dziennik Zachodni".
Przykładem może być DPS Dom Kombatanta w Lublińcu, który może z
miejsca przyjąć 19 pensjonariuszy w podeszłym wieku. Ale ponieważ
ich nie ma, społecznicy myślą już o świadczeniu usług komercyjnych.
Wszystkiemu winne są obowiązujące od roku przepisy, które nakazują gminom pokrywanie znaczącej części kosztów utrzymania pensjonariuszy DPS-ów z ich terenu. Oni sami nadal przekazują na ten cel 70% swoich dochodów (zwykle skromnej emerytury)
. Kiedyś resztę dopłacał budżet państwa, w myśl nowych przepisów musi to robić rodzina lub właściwy samorząd - wyjaśnia dziennik.
Koszty są niebagatelne, wychodzi od 1,5 do 2 tys. złotych. Miesięcznie i nieraz przez wiele lat - mówi gazecie Krystyna Kupka-Birnbaum, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Katowicach.
Katowicki MOPS trzyma się zasady, by zawsze informować swoich podopiecznych o wolnych miejscach w DPS-ach w okolicznych powiatach. I zdarzało się już, że kierowano ich także do Lublińca.
Sytuacja wygląda na absurdalną: są chętni i wolne miejsca, ale nadal są kolejki w jednych, a pustostany w drugich ośrodkach. Zdaniem dyrektor Beaty Kostyry, dyrektora lublinieckiego Domu Kombatanta, to uboczny skutek przepisów przerzucających odpowiedzialność finansową na gminy. Bo rodziny zwykle nie stać na to, by dołożyć do utrzymania dziadka czy babci, a i gmina postawiona przed takim wyborem zaczyna kalkulować - informuje "Dziennik Zachodni". (PAP)