Miller: "to był dziwny szczyt"
Jeśli ktoś strzelił sobie w stopę, to na pewno nie my - powiedział premier Leszek Miller w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" na temat kulisów szczytu UE w Brukseli. Według Millera, Polska propozycja była o wiele bardziej konstruktywna. "Nie zgodzili się, więc za karę mają całą Niceę!" - powiedział.
16.12.2003 | aktual.: 16.12.2003 20:52
Rozmowę z premierem opublikowano we wtorek po południu na internetowych stronach "Gazety Wyborczej".
"Przeciwnicy Nicei uważali, że Nicea jest niedobra głównie z powodu ważenia głosów. My mówiliśmy: Weźmy te wszystkie dobre rzeczy z traktatu konstytucyjnego (uproszczenie traktatów, wspólna polityka zagraniczna, większa władza Parlamentu Europejskiego) i ten jeden kawałek z traktatu z Nicei, czyli podział głosów
. Nie zgodzili się, więc za karę mają całą Niceę!" - ocenił szef polskiego rządu.
Na pewno nie my strzeliliśmy sobie w stopę
Przypomniał, że belgijski premier Guy Verhofstadt powiedział po szczycie, iż Polska i Hiszpania strzeliły sobie w stopę. Ja tak nie uważam. "Jeśli ktoś sobie strzelił w stopę, to na pewno nie my" - podkreślił.
Zapewnił, że "nie przyłącza się do chóru potępienia włoskiego przewodnictwa". "Oni próbowali, tylko różnice zdań między głównymi krajami były zbyt duże" - powiedział.
Duch bezradności nad szczytem
Przyznał, że wracając do hotelu po pierwszym dniu szczytu w piątek wieczorem nie był do końca przekonany, że już wszystko jest przesądzone, ale miał wrażenie, że "nad tym szczytem zaczyna się unosić duch bezradności, i że nie bardzo wiadomo, co zrobić, a Włosi (przewodniczący Unii)_ mają bardzo trudną sytuację"_.
Gdy w sobotę rano pojawił się na miejscu, okazało się, że zaplanowane na godz. 11 rozmowy plenarne na pewno nie rozpoczną się. "W kuluarach można było się dowiedzieć, że sprawa jest przesądzona, że nie będzie żadnego porozumienia, bo Włosi przez całą noc rozmawiali z delegacjami i doszli do takiego wniosku. Ja z Silvio Berlusconim rozmawiałem na początku tych konsultacji w piątek o 20" - relacjonował premier.
Podczas tego spotkania Berlusconi "sondował nasze poglądy, choć też je znał". "To głównie ja oczekiwałem jakiejś propozycji, ale oprócz tych, które znaliśmy, nic nowego się nie pojawiło. Padła propozycja, która już się błąkała po różnych korytarzach, żeby np. uznać, że zapisy w traktacie z Nicei o głosach są złe, ale niech obowiązują nawet do 2014 roku" - powiedział.
Jednak takie rozwiązanie byłoby - zdaniem Millera - "nielogiczne i śmieszne". "Poza tym zaraz potem Berlusconi dodał, że z jego rozeznania wynika, że na tę formułę też nie ma zgody" - wyjaśnił.
Dania próbowała ratować sytuację
Premier przyznał, że sporo było prób ratowania sytuacji, podjął je na przykład premier Danii Anders Fogh Rasmussen._ "Odniosłem wrażenie, że reprezentował grupę krajów, które słusznie zapamiętały go sprzed roku z Kopenhagi jako bardzo sprawnego negocjatora. Sondował mnie w sprawie ustępstw. Był też premier Słowenii, który reprezentował najmniejsze kraje. Nie ukrywał, że reprezentuje grupę, która widzi w Polsce kraj, od którego bardzo wiele zależy, i chciał dowiedzieć się dokładnie, co my zamierzamy"_ - opowiadał Miller.
"To był przedziwny szczyt - było oficjalne przewodnictwo, ale równolegle różne grupy i grupki ze szlachetnych intencji próbowały znaleźć rozwiązania" - dodał.
Według Millera, drugiego dnia szczytu pojawił się "pomysł wspólnej deklaracji sześciu państw". "Nikt nie zna jej treści, ale myślę, że chodziło o deklarację, która byłaby szykaną czy dodatkową presją na nas" - powiedział Miller. - "Na pewno wiem, że przywódcy kilku krajów, a zwłaszcza (premier Wielkiej Brytanii Tony) Blair, stwierdzili, że się nie przyłączą do takiej grupy. To byłby początek destrukcji czy dezintegracji Europy".
Blair nie poprze naszej izolacji
Premier ujawnił, że w piątek wieczorem podczas dwustronnego spotkania Tony Blair zapewnił go, że "jeśliby były jakieś propozycje, które prowadziłyby do izolacji nas, to on tego nie poprze".
Pytany, kto wpadł na pomysł, by nikogo nie oskarżać o fiasko i nie piętnować, Miller wyjaśnił, że zwracał na to uwagę. Powiedział Schroederowi i prezydentowi Francji Jacquesowi Chiracowi: "Trzeba powiedzieć tak, jak jest: że otwieramy nowy etap konferencji międzyrządowej za przewodnictwa irlandzkiego" (zaczyna się w styczniu 2004 r.). "Proponowaliśmy nawet wspólną deklarację, żeby to silniej stwierdzić, ale nie było aprobaty" - przyznał.
Nie chcieli rendez-vous
Na pytanie, na co był skłonny zgodzić się w Brukseli, odparł, że "najlepszym rozwiązaniem byłoby ponowne spotkanie się w sprawie systemu głosowania po zakończeniu ratyfikacji konstytucji - w 2007 czy 2008 roku". "Wtedy ocenilibyśmy, jakie są skutki nicejskiej formuły głosowania. Rzecz rozbijała się o to, że dla kilku krajów europejskich sama idea rendez-vous była nie do przyjęcia".
"Mówiłem wprost, że nie mogę poważnie potraktować argumentu, iż Polska nie może mieć tyle samo głosów, co Niemcy, które mają dwa razy więcej ludności. Mówiłem: Proszę panów, trzy lata temu [w Nicei] było przecież tak samo
" - opowiadał szef rządu. Podkreślił, że_ "cała historia ustalania pozycji krajów Unii to były próby znalezienia równowagi między równością państw a równością obywateli"_.
Przyznał, że nie bardzo rozumie, dlaczego Nicei nie broniły małe kraje. "Czechom, Słowakom przedstawialiśmy nawet konkretne wyliczenia, kto ile zyskuje i traci. Miałem wrażenie, że ich postawa jest dosyć chwiejna, że nasze argumenty robią wrażenie. Ostatecznie jednak kraje te milczały lub poparły projekt konstytucji, a nawet nas krytykowały" - powiedział.
Wiele zależy od ambicji Irlandczyków
Zdaniem Millera, dalszy los konstytucji UE zależy od ambicji Irlandczyków. "Mogą skończyć na przedstawieniu raportu o zbieżnościach i różnicach. Może nawet ta idea konstytucji zostanie odłożona na pewien czas. I tak na ustalenie nowego podziału głosów jest czas do 2009 r." - ocenił.
Jak dodał, podczas ostatniego lunchu w Brukseli spotykał się ze sformułowaniami: "Przerwijmy, zawieśmy, nie ustalajmy żadnych dat"; tak mówią m.in. Brytyjczycy i właściwie większość państw. "Oczywiście wolałbym, żeby konstytucja była, bo zawiera wiele dobrych rozwiązań. Ale nie wiem, czy może być uzgodniona w trakcie przewodnictwa irlandzkiego" - przyznał.
Ze Schroederem "bez literatury"
Szef polskiego rządu zrelacjonował też przebieg sobotniego spotkania z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem.
"Kanclerz zapytał, czy dopuszczam jakąś możliwość przyjęcia formuły głosowania podwójną większością. Szczerze odpowiedziałem, że nie. Spytałem Schroedera, czy dopuszcza przyjęcie jakiejś formuły rendez-vous
. Mówię jakiejś
, bo są różne warianty. Kanclerz równie szczerze odpowiedział mi, że nie. Uznaliśmy więc, że ten etap rozmowy mamy za sobą i możemy pomówić o innych aspektach stosunków polsko-niemieckich" - opowiadał Miller.
"Stwierdziliśmy, że byłoby fatalnie, gdyby ta różnica zdań przekładała się na klimat kontaktów, gdyby to oznaczało, że w Polsce wzmocnią się tendencje antyniemieckie, a w Niemczech stereotypy o Polsce, które są dla naszego kraju tak szkodliwe. Przez całą tę rozmowę zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby tak się nie stało" - tłumaczył.
Szefowie rządów Polski i Niemiec umówili się na spotkanie i wystąpienie z "rozmaitymi propozycjami, żeby nadać nowe impulsy współpracy".
Premier przyznał, że spodziewał się negatywnej odpowiedzi kanclerza na propozycję "rendez-vous", czyli odłożenia o kilka lat decyzji w sprawie systemu głosowania, jednak wyobrażał sobie, że "można rozmawiać o formule rendez-vous
w różnych jej postaciach, tu się otwierało pole do rozważań".
A z Chirakiem - o Żyrardowie
Bardzo przyjazna była też rozmowa Millera z Chirakiem. Dotyczyła m.in. - jak relacjonował premier - spraw osobistych, kontaktów prezydenta Francji z tamtejszą Polonią czy rodzinnego miasta Millera, Żyrardowa. "Mieliśmy świadomość, co nas różni, ale to była bardzo przyjazna rozmowa, podobnie jak ze Schroederem. Ale ze Schroederem była krótsza, bo on jest bardziej rzeczowy. W rozmowach z nim zwykle nie ma tej literatury, która pojawia się w rozmowach z innymi" - powiedział premier.
Zupa Aleksandry Miller
Przytoczył też porównanie, którego użyła jego żona, Aleksandra Miller, także obecna w Brukseli: "Jak można ugotować zupę i od razu, bez spróbowania, powiedzieć, że jest niedobra". "Dotyczyło to traktatu z Nicei. Skoro już tę nicejską zupę ugotowaliśmy, to przynajmniej jej spróbujmy, zjedzmy chociaż pół talerza" - powiedział Miller.