Miller oskarża burmistrza. Czy ktoś ostrzegł mieszkańców?
W zniszczonej przez powódź Bogatyni (dolnośląskie) trwa dyskusja, czy do miasta dotarło ostrzeżenie o zbliżającej się katastrofie. Lokalny portal Bogatynia24.pl przytacza wypowiedzi burmistrza miasta i jego zastępcy - obaj panowie mówią zupełnie coś innego. Tymczasem szef MSWiA Jerzy Miller zarzucił władzom Bogatyni brak stanowczości i skuteczności w walce z falą powodziową - podaje portal TVN24.pl.
09.08.2010 | aktual.: 09.08.2010 12:57
Burmistrz Bogatyni Andrzej Grzmielewicz mówił w sobotę, że "najbardziej przykre jest to, że nikt nas nie ostrzegł". Następnego dnia Jan Stachyra, zastępca Grzmielewicza przyznał jednak, że ostrzeżenie było, ale nikt się nie spodziewał, że sytuacja przybierze takie rozmiary.
Kto mówi prawdę? Wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec zapewniał, że informacja na szczeblu rządowym była przekazana.
Zastępca Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej Janusz Skulich skomentował w TVN24, że nie da się przekazać takiego ostrzeżenia, w którym wyliczy się, że "będzie rozwalało budynki, zrywało drogi i będą ginęli ludzie".
Minister oskarża burmistrza
Minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller ocenił, że w Bogatyni zabrakło "skutecznego działania władz miasta". Dodał, że podczas jego wizyty na Dolnym Śląsku burmistrz Bogatyni Andrzej Grzmielewicz (PiS) nie wiedział nawet, jaki jest poziom wody - pisze portal TVN24.pl.
Jerzy Miller powiedział też, że pomiędzy gminami i w samych gminach był zły przepływ informacji. Według ministra, wiadomość o prognozowanych opadach dotarła do Bogatyni w piątek. - I choć burmistrz nie był w stanie wiele zrobić, to trudno powiedzieć, czy informacja dotarła do zainteresowanych - ocenił.
Tymczasem burmistrz Bogatyni Andrzej Grzmielewicz broni się przed zarzutami Millera, jednocześnie przyznając, że czuje w słowach Millera próbę zrzucenia odpowiedzialności.
- Jestem małym samorządowcem, a nie ministrem - mówił Grzmielewicz w TVN24. - Wszyscy ratowaliśmy ludzi - dodał.
Zdaniem burmistrza Bogatyni, nie było nawet możliwości monitorowania stanu wody. - Woda zmiotła wszystko, co było na jej drodze - powiedział. Zaznaczył też, że pomoc od państwa przyszła bardzo późno. - W żadnym mieście nie byłoby możliwości poradzenia sobie z czymś takim - stwierdził.