Miliony chińskich turystów odwiedzają Tybet
Przez wieki Tybet był odległym i niedostępnym "dachem świata" i duchowym centrum lamaizmu. Od uruchomienia ponad rok temu linii kolejowej Qinghai-Tybet, Chińczycy dokonują kolejnej, tym razem turystycznej inwazji tej krainy.
22.09.2007 | aktual.: 23.09.2007 08:02
Liczba turystów, którzy w tym roku odwiedzili ten autonomiczny region Chin, do niedawna jeden z najmniej znanych na świecie, przekroczyła liczbę żyjących w Tybecie Tybetańczyków i osiągnęła 3 mln. W tym tygodniu trzymilionową turystką stała się Chinka z Szanghaju, która przyjechała do Lhasy - podała agencja Xinhua.
W Tybecie, zajętym zbrojnie przez Chiny w 1950 roku, żyje 2,8 mln Tybetańczyków.
Dzięki oddanej do użytku w licu zeszłego roku najwyżej położonej na świecie linii kolejowej (5072 metrów n.p.m.) Tybet stał się głównym celem turystycznym dla nowobogackich Chińczyków.
Turystyczne biuro tybetańskie przewiduje, że w tym roku liczba turystów sięgnie 3,8 mln, czyli więcej niż łącznie odwiedziło Tybet w latach 1980-2000 - podała w sobotę agencja Xinhua.
Liczba turystów między styczniem a wrześniem wzrosła o 65% w stosunku do analogicznego okresu roku 2006. Z 3 mln turystów tylko 100 tysięcy - czyli 3,3% to turyści zagraniczni.
Turystyczna lawina oznacza m.in. bezowocne wystawanie w kolejkach po bilety do pałacu Potala w Lhasie. Zyski to 133 mln dolarów wpływów z turystyki okresie styczeń-wrzesień - o 90% więcej niż w tym samym okresie 2006 roku.
Ekolodzy i działacze praw człowieka widzą w tej lawinie zagrożenie dla unikatowego środowiska naturalnego Tybetu i tybetańskiej kultury.
W miejscach uznanych za narodowe dziedzictwo władze ograniczają dzienną liczbę gości, ale z drugiej strony, mając taką żyłę złota, podniosły opłaty za wstęp.
Pozarządowa organizacja Free Tibet Campaign wyraziła w dzienniku "South China Morning Post" zaniepokojenie wpływem, jaki przyjazdy tysięcy turystów będą miały na rdzennych tybetańskich nomadów.
Organizacje obrony praw człowieka uważają, że najazd turystów na Tybet oznacza ostatni cios w tybetańską kulturę, prześladowaną przez Chińczyków od czasu inwazji i okupacji Tybetu.
Ale prorządowe głosy wskazują, że sytuacja nie wygląda aż tak źle: "Większość turystów pozostaje w strefie dla turystów, z dala od koczowniczych pasterzy i nie będzie miała wpływu na ich tryb życia - wyjaśnił Luorong Zhandui z Ośrodka Badań nad Tybetem.
Dopóki nie osiągną pewnego poziomu życia, zwykli Tybetańczycy bardziej martwią się materialną stroną własnego życia niż zachowaniem tybetańskiej kultury - powiedział.