Milionom już odebrał życie - Ty też jesteś zagrożony
Stres niesie za sobą ryzyko chorób serca i naczyń krwionośnych. Może być jedną z przyczyn zawału serca czy udaru mózgu – ostrzegali podczas konferencji poświęconej problemom kardiologicznym eksperci z Instytutu Kardiologii w podwarszawskim Aninie.
08.12.2009 | aktual.: 05.06.2018 15:46
Jak groźny dla naszego życia może być stres? Długotrwały, powoduje wzrost poziomu adrenaliny, noradreanliny, cholesterolu oraz wolnych kwasów tłuszczowych w organizmie, przy jednoczesnym spadku poziomu żelaza. Może przyspieszać procesy miażdżycowe i występowanie zmian w naczyniach i mięśniu sercowym, a także przyczynić się do powstania zatoru tętniczego. Do okresu menopauzy zdecydowanie częściej problem zawałów dotyczy mężczyzn niż kobiet.
Wielu z zawałowców to ludzie młodzi. – Niemało, bo ok. 10%, to osoby poniżej czterdziestego roku życia – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. dr hab. med. Wojciech Drygas z Instytutu Kardiologii w podwarszawskim Aninie. Najmłodsza kobieta, która przeszła zawał, miała 18 lat, choć, zauważa kardiolog, poza stresem obarczona była wieloma dodatkowymi czynnikami ryzyka. Kardiolog w rozmowie z Wirtualną Polską opowiada też o najmłodszym mężczyźnie po zawale: właśnie oglądał transmisję meczu piłkarskiego w telewizji, podczas którego, w decydującym dla wyniku meczu momencie, polski zawodnik nie potrafił wykonać rzutu karnego. Serce oglądającego nie wytrzymało, z potężnym bólem w klatce piersiowej trafił do szpitala. Miał 26 lat.
Chciałoby się, a nie można
Rok 1927. Dwóch najlepszych bokserów, Dempsey i Tunney, toczy walkę stulecia. Jeden z zawodników trafia drugiego tak, że ten ląduje na ziemi. Sędzia rozpoczyna odliczanie do dziesięciu, umyślnie przedłużając je tak, żeby zawodnik miał jeszcze czas pozbierać się po nokautującym ciosie. Podczas słuchania bezpośredniej transmisji radiowej z tego wydarzenia, pięć osób umiera. Kolejne pięć – podczas słuchania wieczornych wiadomości z relacją z walki – opowiada prof. Drygas. Jego zdaniem nie ma wątpliwości, że nagły zgon, zawał serca, choroba wieńcowa czy nadciśnienie tętnicze, w wielu przypadkach, mają bezpośredni związek z negatywnym i często długotrwale na nas oddziałującym stresem. Każdego dnia z powodu chorób układu krążenia umiera ok. 500 Polaków.
Niepokój budzą już same objawy, takie jak kołatanie serca, utrata dotychczasowej sprawności ruchowej, podwyższone ciśnienie. Jeśli dodatkowo ktoś w rodzinie miał już zawał, to uruchamia się wyobraźnia: „O kurcze, mnie też może zaraz dopaść”. Dr Hanna Pogorzelska, pracująca w Instytucie Kardiologii w podwarszawskim Aninie, wielokrotnie spotyka się z przypadkami pacjentów, którzy obsesyjnie, po kilkanaście razy dziennie – w pracy i po – mierzyli ciśnienie. Wspomina pracownika wysokiego szczebla jednego z polskich ministerstw: – Przyznawał, że potrafił przerywać wszystkie ważne narady i spotkania, żeby zmierzyć ciśnienie, bo wydawało mu się, że za chwilę umrze. Poczucie stresu u tego pacjenta było naprawdę ogromne.
Lekarz stawia diagnozę: „nadciśnienie tętnicze”. Pacjent nie odczuwa ulgi, że wie, co mu dolega, ale – ma to miejsce zwłaszcza wśród osób młodych, uważających się do tej pory za w pełni zdrowych – odczuwa szok. Dr Pogorzelska często spotyka się z pacjentami, którzy kilkakrotnie dopytują, czy to naprawdę choroba na całe życie. Wydaje im się, że jak pobiorą lekarstwa miesiąc czy dwa, to ona minie. Ale nie mija. Pacjent pyta: Co dalej? Słyszy, że musi zwolnić tempo, nie pić alkoholu i przestać palić, jeśli jest nałogowcem. – Kiedy pacjent dowiaduje się, że to decyzja na całe życie, to właściwie w ogóle nie jest w stanie jej zaakceptować – mówi dr Pogorzelska.
Wspomina, jak na początku jej kariery lekarskiej do Instytutu Kardiologii, trafił po przebytym zawale znany polski reżyser. Otrzymał od lekarzy restrykcyjne zalecenia niepicia, niepalenia i unikania stresu. Wiadomo, że w zawodzie reżysera jest to szczególnie trudne do zrealizowania. Jednak po roku usilnych starań niepalenia i niepicia reżyser znów dostał zawału i trafił do szpitala. – Powiedział tak: „No, ja przez rok nie piłem, nie paliłem, starałem się nie denerwować, i co? Dostałem drugiego zawału. Niech ja tylko wyjdę ze szpitala, to zobaczycie, jak będę żył – mówi dr Pogorzelska. Od tamtego wydarzenia minęło dwadzieścia lat i reżyser ma się dobrze. Prawdopodobnie wynika to z tego, że reżysera przestał męczyć stres wynikający z zalecenia odstawienie używek.
Momentem największego stresu jest jednak sam zawał. Choć wielu pacjentom udaje się wyjść z niego obronną ręką, zadręczają się pytaniami: Co dalej? Jaka przyszłość czeka mnie i moją rodzinę? Często zwalniają tempo, tracą stanowiska, a przez to i dobre płace. Zdają sobie sprawę ze swoich ograniczeń i z faktu, że nie są już tak wydajni jak kiedyś. Najmłodsi w potrzasku
Czy stres dotyka dzieci? A i owszem. Jednak, jak dowodzą najnowsze badania Instytutu Kardiologii w Warszawie, zaledwie 4% najmłodszych potrafi prawidłowo powiązać objawy wywołane stresem, z ich przyczyną.
Dom, grupa rówieśnicza i szkoła – to trzy płaszczyzny, zdaniem psycholog Anny Dzierżawskiej-Popiołek, które są dla dzieci najbardziej stresujące. Z badań, w których przebadano 1022 dzieci w wieku 11-16 lat, wynika, że silne napięcie emocjonalne u prawie trzech czwartych badanych wywołuje niesprawiedliwe potraktowanie przez nauczyciela. 60% wskazuje na niezapowiedzianą klasówkę i kłótnię w domu, a przeszło połowa na powiadomienie rodziców o złych ocenach i trudnościach w nauce. Silne emocje, czytamy w raporcie do badań, wywołuje również brak akceptacji ze strony rówieśników. Aż 37,7% dziewcząt i 16,4% chłopców denerwuje się z powodu przybrania na wadze o kilka kilogramów. Jednocześnie ponad 40% badanych w sytuacjach stresogennych ma problemy ze skupieniem uwagi i odczuwa smutek, a 30% reaguje zmęczeniem, bólami głowy i utratą bądź wzrostem apetytu.
Jak jest z permanentnym stresem? Zgłasza go niewielki procent dzieci, przy czym zdarza się to dwukrotnie częściej dziewczętom niż chłopcom. 5% z nich przyznaje, że często się denerwują i myślą o swoich problemach. Podobnie deklaruje o połowę mniej, bo tylko 2,6%, chłopców. Dziewczynki częściej odczuwają objawy napięcia, jak bóle brzucha, uczucie złości, smutku i zmęczenia.
– Dane pochodzące z badań mogą budzić niepokój, ponieważ wskazują, że coraz więcej dzieci i młodzieży może być narażonych na choroby układu sercowo-naczyniowego w przyszłości – mówi prof. Dygas. Jak młodzież rozładowuje stres? Powszechnie stosowaną metodą jest słuchanie muzyki (61,7%), co piąty ankietowany decyduje się na aktywność fizyczną, a 18% wskazuje na wybiera udział w grach zespołowych. Zdaniem Dzierżawskiej-Popiołek rodzice i nauczyciele, odpowiedzialni za rozwój emocjonalny dzieci, powinni uczyć je, jak funkcjonować w sytuacji napięcia.
– Dziecko jest osadzone w systemie, w którym nie funkcjonuje jako część oderwana od całości. Dlatego musi się wpisać w rodzinę, szkołę czy grupę rówieśniczą – powiedziała podczas konferencji Dzierżawska-Popiołek. Z jednej strony istnieje tzw. dobry stres, konieczny w procesie wychowawczym i mobilizujący do robienia postępów. Z drugiej – tzw. negatywny, który dezorganizuje życie w ogóle, w tym również dziecka.
Duże poczucie zagrożenia w domu (związane np. z częstymi kłótniami rodziców) i wynikająca z tego frustracja sprawiają, że dzieci często trafiają do środowiska szkolnego z ogromnymi deficytami. – Tam, stawiane pod ścianą, ma pokazać, ile potrafią, czy są dobre i lepsze od innych. Konieczność rywalizacji sprawia, że trudno jest im sobie z tym stresem poradzić – mówi psycholog. Przyznaje, że wielokrotnie do jej gabinetu trafiają rodzice, którzy skarżą się, że dziecko ich nie słucha i zadaje się z tzw. złym towarzystwem. W ten sposób dzieci manifestują swoje uczucia, pokazują, że w domu dzieje się coś nie tak i że to przeważnie rodzice mają problem i nie radzą sobie z sytuacjami, które ich spotykają.
Trudne zmiany
– Stres istnieje po to, żeby ułatwić nam szybkie i skuteczne radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Wyróżnia go to, że jest krótkotrwały – mówiła dr n. hum. Zofia Słońska z Instytutu Kardiologii, opisując tzw. stres pozytywny. Inaczej tzw. negatywny, długotrwały, związany najczęściej z sytuacjami, w których nie potrafimy sobie poradzić: – Wszystkie procesy, które wiążą się z budowaniem przez organizm gotowości, w dłuższym wymiarze czasu zaczynają być szkodliwe i zagrażać zdrowiu.
Wśród źródeł stresu znajdują się przede wszystkim różnego rodzaju zmiany. Szczególnie takie, które są trudne do zaakceptowania, np. rozwód, śmierć kogoś bliskiego czy poważna choroba. Wiele osób jako jeden z najbardziej stresogennych czynników wymienia pracę. W Stanach Zjednoczonych 40% pracowników uważa swoją pracę za stresującą, a trzy czwarte jest zdania, że doświadcza w pracy większego stresu niż poprzednie generacje. Wielu badanych przyznaje się do wypalenia zawodowego. Prof. Drygas mówi o tzw. karoshi, czyli śmierci z przepracowania, występującej w Japonii: – Każdego roku ok. 200 osób w Japonii umiera wskutek przepracowania. Problem jest na tyle poważny, że wdrażane są specjalne programy profilaktyczne w zakładach pracy, mające przeciwdziałać temu zjawisku. A jak jest w Polsce? O stresie w pracy mówiła podczas konferencji prasowej polska florecistka, Sylwia Gruchała: – Sportowcom towarzyszy duża presja. Presja związana z udziałem w zawodach olimpijskich towarzyszyła mi już na pół roku przed zawodami.
Może też dlatego, że miałam duże szanse na zdobycie medalu. Tamtego roku kilkakrotnie wygrywałam z bardzo dobrą włoską zawodniczką. Wiedziałam więc, że jadę tam po zwycięstwo. Myślę, że m.in. dzięki metodom relaksacyjnym, które wykorzystywałam, udało mi się zdobyć brązowy medal.
Chodzi o dwie metody: self-talking, czyli powtarzanie sobie, że to co robimy jest naszą pasją, co, dzięki wprowadzeniu osoby w pozytywny nastrój, pozwala jej lepiej wykonać dane działanie; oddychanie przeponowe, które relaksuje i pobudza obszar mózgu odpowiedzialny za intuicję i przewidywanie, oraz rozmaite techniki autogenne – świadome rozluźnianie różnych partii ciała.
Gruchała, pytana o to, czy techniki relaksacyjne, wykorzystywane w sporcie, pomagają jej również w codziennym życiu, jak również ekstremalnych sytuacjach typu udział w programie rozrywkowym „Taniec z Gwiazdami”, przyznaje, że łatwiej jej się przygotować do udziału w mistrzostwach. – To [„Taniec z Gwiazdami” – przyp. red] była dla mnie zupełnie nowa sytuacja, w której ciężko mi się było odnaleźć. Całe życie byłam sportowcem, a tu nagle przez dwa miesiące robiłam coś zupełnie innego Ważne, żebyśmy znajdowali się w życiu tam, gdzie jest nam dobrze. To [„Taniec z Gwiazdami” – przyp. red] po prostu nie było moje miejsce – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Gruchała.
Anna Kalocińska, Wirtualna Polska