Mieszkańcy Bisztynka: takiego kataklizmu jeszcze nie było
W Bisztynku trwa wielkie sprzątanie po nawałnicy, która przeszła przez tę miejscowość w środę. Usuwający skutki gradobicia zgodnie przyznają, że takiego kataklizmu w ich miejscowości jeszcze nie było. - Na Euro było o nas cicho, to choć teraz mamy swoje pięć minut w telewizji - ironizują mieszkańcy.
05.07.2012 | aktual.: 05.07.2012 14:45
Strażacy i co odważniejsi mieszkańcy zrzucają z dachów potłuczone przez grad dachówki. Pozostali uprzątają połamane gałęzie i pobite szkło z okien.
Padający w środę przez ok. 10 minut grad, który - według relacji świadków - miał wielkość kurzych jaj, uszkodził blisko tysiąc budynków i obiektów użyteczności publicznej, a także kilkaset samochodów.
W Bisztynku po przejściu środowej nawałnicy trudno znaleźć rodzinę, która nie ucierpiała. Nawet jeśli ktoś nie ma uszkodzonego dachu czy wybitych szyb, to grad zniszczył mu warzywa w ogródku, postrząsał z drzew jabłka i czereśnie.
- Dopiero co zdążyłam wyplewić grządki, a już ich nie mam - powiedziała pani Maria, spotkana w urzędzie gminy. Podobnie jak większość mieszkańców Bisztynka, przyszła tu zgłosić swoje straty.
W czwartek od rana dwie gminne urzędniczki przyjmują zgłoszenia od poszkodowanych. Każda z nich ma zapisanych już po kilka kartek z nazwiskami i adresami oraz listą szkód. Same urzędniczki w nielicznych wolnych chwilach opowiadają jedna drugiej o tym, co straciły: jednej zniszczyło połowę dachu, drugiej altankę, trzeciej auto.
W miasteczku słychać odgłos pił, którymi strażacy przycinają powalone drzewa i warkot helikoptera jednej z telewizji. - Na Euro było o nas cicho, to choć teraz mamy swoje pięć minut w telewizji - ironizują mieszkańcy.
O tym, że przez Bisztynek przeszło gradobicie, najdobitniej świadczy wygląd skwerów i trawników - są w nich powybijane dziury, tak jakby ktoś kopał je motyczką. O tym, jak silne było gradobicie, świadczą też plastikowe krzesełka przy szkolnym boisku - każde z nich jest dziurawe.
- Jestem strażakiem od 30 lat, widziałem dużo gradobić, ale grad takiej wielkości - po raz pierwszy - powiedział komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej w Olsztynie Jan Słupski.
Gradobicie najmocniej uszkodziło dach szkoły podstawowej. W zabytkowym, przedwojennym budynku ocalały tylko pojedyncze dachówki - wszystkie trzeba będzie zdjąć. - Budynek jest wpisany do rejestru zabytków, dlatego trzeba będzie szukać odpowiedniej dachówki, nie będzie go można naprawić np. blachodachówką - powiedział wojewoda warmińsko-mazurski Marian Podziewski.
Żywioł nie oszczędził też zabytkowego gotyckiego kościoła pw. św. Macieja Apostoła - grad zniszczył dach, a spadające z wysokiej budowli dachówki wybiły dwa witraże. Kościół i budynki parafialne były na szczęście ubezpieczone.
Najwięcej na gradobiciu stracą właściciele aut, którzy nie mieli wykupionego AC. Przepisy nie przewidują zasiłków czy zapomóg za uszkodzone samochody (bez wykupionego AC). Uszkodzonych aut po Bisztynku jeździ we czwartek bardzo wiele: mają potłuczone szyby (albo popękane), dziury i spore wgniecenia w karoserii.
Właściciel szrotu leżącego na obrzeżach Bisztynka powiedział PAP, że od rana przyjmuje zamówienia na nowe szyby. Sam stracił dwa luksusowe auta, których nie zdążył schować do garażu - są całe pogniecione. - Jak na ironię szrot nawałnica oszczędziła, tu nie ucierpiało żadne auto - dodał.
W czwartek w Bisztynku pracuje ponad stu strażaków, w tym specjalistyczne brygady wysokościowe. Strażacy przed wejściem na uszkodzone dachy zakładają ciężkie uprzęże zabezpieczające ich przed upadkiem i buty ułatwiające chodzenie po stromiznach. Sprzęt jest ciężki, buty grzeją stopy ,dlatego za strażakami jeździ auto wypełnione zgrzewkami z wodą mineralną.
- Na dachu jest jak na patelni - mówią strażacy. We czwartek w Bisztynku jest ponad 30 stopni.
Strażacy, którzy pracowali na uszkodzonych dachach powiedzieli, że sama konstrukcja dachów nie ucierpiała. Ucierpiało jedynie poszycie. Zalane są tylko te strychy, które pod dachówkami nie miały izolacji np. w postaci papy, folii, czy waty szklanej. - Większość tych dachów wymaga jedynie nowego poszycia, czy to z dachówki, czy blachy. Na szczęście konstrukcji dachów nie trzeba naprawiać - ocenił Słupski.
Strażakom pomaga 28 osadzonych z zewnętrznego oddziału Zakładu Karnego w Barczewie, oddział Kikity. - Są to ludzie, którzy pochodzą z tych okolic i na ochotnika zgłosili się do prac porządkowych - przyznał major Jacek Moczulski ze Służby Więziennej.
Obecny w Bisztynku rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej Jarosław Witek powiedział, że kolejnych 15 więźniów przyjedzie wkrótce do Bisztynka z aresztu śledczego w Bartoszycach. "Kolejnych 70 osób z Zakładów Karnych w Kamińsku i Dublinach czeka w pogotowiu. Jak będzie trzeba, ludzie ci w każdej chwili przyjadą do Bisztynka i pomogą w sprzątaniu" - podkreślił.
Witek poinformował także, że z Zakładu Karnego w Kamińsku zostanie przywiezionych 2,5 tys. dachówek, pochodzących z rozebranego budynku więziennego i krokwie. Zakład karny jest też gotowy pomóc w gotowaniu jedzenia - na razie nie zapadła jednak o tym decyzja.
Decyzją wojewody warmińsko-mazurskiego Mariana Podziewskiego i burmistrza Jana Wójcika od rana w Bisztynku pracują komisje, które spisują straty poszczególnych rodzin. Wojewoda powiedział, że do pomocy urzędnikom z gminy przysłał dziewięciu pracowników urzędu wojewódzkiego.
- Chodzi o to, żeby jak najszybciej zrobić listy i oszacować straty, bo chcemy wypłacić poszkodowanym zasiłki celowe w wysokości do 6 tys. zł - powiedział wojewoda. Dodał, że pierwsze pieniądze uda się wypłacić na początku przyszłego tygodnia. Osoby, które otrzymają zasiłki, będą musiały udokumentować, na co wydały te pieniądze.
Zdaniem Wójcika najważniejsze jest zabezpieczenie budynków i szybka ich naprawa, tak by kolejne deszcze nie zalewały domów. - Bardzo prosimy o to, by dowozić nam materiały budowlane, plandeki i dachówki, bo sami mamy kłopoty z transportem - zaapelował. Wstępną pomoc mieszkańcom zaoferowali m.in. przedsiębiorcy z Morąga, Grunwaldu, Ostrołęki i Bartoszyc.