Mieczysław Czerniawski: popieram pomysły Kołodki
Monika Olejnik rozmawia z Mieczysławem Czerniawskim z SLD, szefem sejmowej Komisji Finansów Publicznych
Czy pan popiera pomysły ministra finansów? Nie popiera tych pomysłów nawet Jacek Piechota. Odnosi się do nich z dystansem i mówi: projekt reformy finansów publicznych wicepremiera Grzegorza Kołodki nie idzie dostatecznie daleko i nie daje gwarancji przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Odpowiadam krótko: tak, popieram te pomysły, chociaż mogę też powiedzieć, że są one być może nie tak daleko idące, jak byśmy oczekiwali - o czym rozmawialiśmy niejednokrotnie w Sejmie i w Komisji Finansów Publicznych. Natomiast, co się tyczy wypowiedzi pana ministra Piechoty, zgadzam się z jednym - myślę, że niektórzy ministrowie uważają, że im więcej będą mówić w mediach, tym większy jest ich autorytet i wiedza. Myślę, że tę wiedzę rzeczywiście powinni przekazywać na posiedzeniach Rady Ministrów, a później prezentować stanowisko rządu. Czyli rozumiem, że minister Piechota powinien milczeć, a nie krytykować? Nie, ja nie mówię, że powinien milczeć. Oczekiwałem natomiast od pana ministra Piechoty, a szczególnie od pana ministra
Hausnera, propozycji uzupełniających pomysły pana premiera Kołodki. A tymczasem? A tymczasem usłyszałem – powiedziałbym - słowa ubolewania. Ubolewał pan minister Piechota, że ten program nie służy wzrostowi gospodarczemu. Tak więc pytam - i oczywiście oczekuję odpowiedzi nawet ze strony całego rządu - jakie też działania w tym naprawczym programie finansów publicznych będą zawarte, jeżeli chodzi o wzrost gospodarczy, o skuteczną walkę z bezrobociem i tak dalej, i tak dalej, a nie tylko, co nadal utrwalamy skutecznie, że ten program dotyczy tylko reformy podatków. Tak, i mam wrażenie, że nie ma spójności w rządzie, bo skoro i minister Hausner tak mówi, i minister Piechota, to znaczy, że Grzegorz Kołodko jest samotnym maratończykiem w rządzie. Mam nadzieję, że tak nie będzie, pan premier Miller potrafi z tego wyciągnąć bardzo szybko konsekwencje, a przede wszystkim wnioski. Myślę jednak, że nieraz przydałoby się rozgadanych ministrów przykrócić i bardziej zaprząc do pracy, koncepcyjnej pracy, abyśmy nie
otrzymywali na przykład w Sejmie od czasu do czasu, nie do końca dopracowanych projektów ustaw, bo za tymi pomysłami nie zawsze idą konkretne propozycje rozwiązań. No dobrze, ale czy nie ma racji Jacek Piechota mówiąc: opowiadam się za zdecydowanym obniżeniem podatku dla tych, którzy inwestują? Pani redaktor, ja co do tego stwierdzenia absolutnie nie mam żadnych sprzeciwów. Wręcz odwrotnie: ja to popieram. Tylko proszę bardzo, niech usiądą pan minister Piechota z premierem Kołodko i ministrem Hausnerem i zaproponują takie rozwiązania. Ale wie pan, profesor Kołodko ma problemy komunikacyjne z mediami, to może ma również problemy komunikacyjne z ministrami? Nie, myślę, że pan premier Kołodko jest człowiekiem tak elokwentnym, być może nawet nie zawsze dziennikarze nadążają za jego tokiem mówienia i myślenia. Jest tak, że jak wczoraj powiedział o tym, jak dobrze się stało, że złotówka się osłabiła, natychmiast złotówka zareagowała na słowa ministra Kołodki i się wzmocniła. Raz jeszcze powtarzam, nie tylko
skromność, pewna pokora powinna cechować członków rządu, ale również oszczędność w słowach, bo jesteśmy dzisiaj w takiej napiętej sytuacji, że społeczeństwo przyjmuje wprost i natychmiast reaguje. A to źle wróży. Dobrze, to niech pan powie, ulgi budowlane powinny być, czy nie? Krótko. Wie pani, ja byłem akurat zwolennikiem ulg budowlanych, bo one jednak nie tylko były nakierowane... Dobrze, to teraz pan się opowiada, bo minister Kołodko chce likwidacji. Czyli powinny być zlikwidowane czy nie? Nie, pani redaktor, ja nie wiem, jakie ulgi tak naprawdę będą zlikwidowane. Pan minister w swoim dokumencie... Ja zapoznałem się ze stenogramem z konferencji piątkowej pana premiera Kołodki i nie wyczytałem tam, że w stu procentach wszystkie ulgi będą zlikwidowane. Tak więc oczekuję na konkretne propozycje, jakie przedłoży rząd. I być może będzie to do rozważenia. Jeszcze raz podkreślam: ja nie wiem, które ulgi pozostaną jeszcze w 2005 roku, a które będą zlikwidowane. Dobrze, ale jeżeli ma być ulga budowlana, to według
pana powinna być? Jeżeli idziemy na całkowitą likwidację wszystkich ulg, to proszę bardzo. Tylko ja od razu dodaję drugą stronę. Zwolnienia podatkowe dla małżeństw, wspólnie. Proszę bardzo, też. Też zlikwidować, tak? Proszę bardzo. Dla osób samotnie wychowujących dzieci tak samo, tak? Nie, dlatego tutaj, tu już idzie spór. I tu pójdzie spór, czy te ulgi, które jednak są nakierowane na rodziny najuboższe, na pomoc najbiedniejszym, powinniśmy od razu likwidować nie proponując klarownego systemu i zabezpieczenia w zamian. I dlatego myślę, że będziemy tutaj toczyć spór z panem premierem Kołodko. Zresztą on chyba sobie z tego zdaje sprawę, dlatego nie proponuje likwidacji ulg w stu procentach. Cały czas podkreślam: proszę bardzo, likwidujemy ulgi, zwolnienia podatkowe, odpisy podatkowe, ale ja również oczekuję - i tu się zgadzam z panem ministrem Piechotą - jaka jest druga strona medalu, co my w zamian proponujemy? Czy tylko minimalne obniżenie podatków, czy bardziej radykalne? Czy stać nas na to, czy nie stać?
Czy stać nas na podatek liniowy. Myślę, że w tej chwili nie. A czy powinien być podatek dla bogatych rolników? Myślę, że jeżeli wchodzimy do Unii Europejskiej, powinniśmy preferować te rozwiązania, które są prawie we wszystkich krajach Unii Europejskiej, gdzie rolnicy płacą podatek. A czy powinien być podatek zerowy dla najniżej zarabiających? I co do tego nie chciałbym się definitywnie wypowiadać, albowiem są plusy i minusy. Minus - i tu zgadzam się z niektórymi posłami z opozycji - że nie powinniśmy jednak preferować zerowego podatku, bo każdy obywatel powinien płacić, niech to będzie minimalne, symboliczna złotówka, ale powinien czuć się związany bezpośrednio z całością finansów publicznych, z których korzysta. Bo później przecież są one adresowane w wielu źródłach do niego, bezpośrednio. Czy należy sztukować poparcie rządu Arturem Balazsem, czy Sojusz Lewicy Demokratycznej będzie chciał, żeby Artur Balazs był wicemarszałkiem Sejmu? Nie ulegało dla mnie wątpliwości, kiedy podejmowaliśmy decyzje o tym, iż
decydujemy się na rozwód koalicyjny z PSL, że musimy szukać koalicji parlamentarnych. Myślę, że wielu posłów, właśnie z tego ugrupowania, od pana Balazsa - obserwuję ich w Sejmie, w komisjach - często ma zbieżne poglądy z SLD, nie mówię, że jednolite, ale myślę, że mogą być chyba partnerzy przy uchwalaniu bardzo istotnych uchwał, ustaw. Dobrze, ale czy SLD będzie chciało, żeby było wicemarszałkiem Sejmu, tak jak pisze dzisiaj „Rzeczpospolita”? Myślę, że chętnych, by mieć swojego wicemarszałka, jest kilka ugrupowań, tylko nie wiem, czy za tę cenę są gotowi zawierać taką koalicję parlamentarną. Aha, trzeba zapłacić najpierw jakąś cenę, żeby mieć poparcie, tak? Tak w życiu niestety bywa. Jest tylko kwestia wysokości ceny. Czyli rozumiem, jak dzisiaj wyczytałam w „Trybunie”: kto ma Balazsa w odwodzie, tego bieda nie ubodzie. Pan Balazs dał wiele dowodów, że potrafi być dobrym, sprawnym menedżerem i sprawnym, skutecznym politykiem. Czyli rozumiem, jeżeli będzie poparcie, to będzie wicemarszałkiem, jeżeli nie
będzie poparcia, nie będzie wicemarszałkiem. Pani redaktor, nie chciałbym tu wyręczać pana premiera. Myśmy upoważnili pana premiera do doprowadzenia procesu do końca. Nie tylko pan premier otrzymał, powiedziałbym, legitymację do rozwiązania koalicji z PSL, ale również do skonstruowania tej większości w parlamencie, aby nie groziło nam na przykład, że co posiedzenie, to wniosek o odwołanie marszałka czy zmianę Prezydium Sejmu. Aby nie było tak, że co trudniejsza ustawa, to nie przechodzi, upada - bo wtedy nie możemy mówić o sprawnym rządzeniu. A czy na spotkaniu w pałacu prezydenckim omówiono sprawę rozwodu z PSL? Nie, nie. Naprawdę była to rozmowa liderów Sojuszu Lewicy Demokratycznej o aktualnej sytuacji w kraju i o tym, co nas czeka. Tam mówiliśmy krótko, między innymi o programie naprawy finansów publicznych, o tym, jak parlament powinien funkcjonować. Mówiliśmy o przygotowaniach do referendum. I mówili, że wszyscy muszą się trzymać razem. Wie pani, nieraz w rodzinie ojciec powinien powiedzieć: dzieci
trzymajcie się w kupie, bo inaczej was rozjadą. Ale kto jest ojcem w tej rodzinie, czy ojcem jest Aleksander Kwaśniewski czy Leszek Miller? Myślę, że prezydent jest prezydentem, premier jest premierem. Tak, ale kto jest ojcem w tej rodzinie? Wie pani, jak w tym dowcipie mógłbym odpowiedzieć tak, że ojcem jest prezydent, który obejmuje całość, a matką jest premier, który rządzi. Panie Pośle, czy nie jest panu wstyd, że głosował pan za posłanką Renatą Beger? Posłanka Renata Beger ma duże kłopoty, być może straci immunitet, bo prawdopodobnie fałszowała listy wyborcze, tak donosi dzisiaj „Rzeczpospolita”. Ja miałem taką świadomość, albowiem prasa donosiła o tym wcześniej, że prokuratura prowadzi w tej sprawie dochodzenie. Myślę, że po prostu w trakcie głosowania zabrakło pytania, na jakim etapie jest to postępowanie prokuratorskie. Sądzę, że to przede wszystkim Samoobrona bierze na siebie odpowiedzialność. Ale pan też głosował. Dlaczego? Żeby było śmiesznej w komisji? Nie. I pani, i państwo wiecie, że nie
chcieliśmy - już dmuchamy na zimne - nie chcieliśmy być posądzeni, że coś blokujemy, że chcemy rozwalić w ogóle komisję śledczą, stąd zgodziliśmy się na taki daleko idący kompromis, choć nie jest on najlepszy. No tak, ale Strąk wrzucił kogoś do stawu, to nie zgodziliście się na niego, a jak pani Renata fałszowała, to się zgodziliście. Bo tam była ewidentna sprawa, było doniesienie i protest również opozycji, był list skierowany przez jednego z liderów opozycji do marszałka. Sprawa była dla nas o wiele bardziej ewidentna. Jak mówię, tu zabrakło pytania, zabrakło wyjaśnienia. Być może nakłanialibyśmy Samoobronę poprzez fakt innego głosowania do wysunięcia innego kandydata... Mogę powiedzieć tylko tyle, że ani Renata Beger jest członkiem Komisji Finansów Publicznych. I w komisji finansów nie mam żadnych zarzutów, jeżeli chodzi o jej pracę. To panu gratuluję i dziękuję bardzo.