Mięczaki stadionów
Zamiast wygrywać, Polacy są dumni z honorowych porażek.
19.06.2006 | aktual.: 19.06.2006 14:54
Pokaż mi swoją futbolową drużynę narodową, a powiem ci, jakie jest społeczeństwo, które ona reprezentuje. Mecz Polska - Niemcy, który pogrzebał nasze szanse na dobry występ na mundialu, idealnie pasuje do tej formuły. Drużyny Jurgena Klinsmanna i Pawła Janasa zagrały zgodnie ze stereotypami, jakie przypisuje się naszym narodom. Niemcy okazali się tymi, którzy walczą do końca i z konsekwencją czołgu pokonują wszystkie przeszkody. Z kolei Polacy potwierdzili, że w sytuacjach nadzwyczajnych są zdolni do poświęceń. Ale w kluczowym momencie brakuje im zdolności dyskontowania wcześniej włożonego wysiłku. Czyli najczęściej są mądrzy po szkodzie. I to na krótko. Poświęcenie Artura Boruca i jego kolegów w meczu przeciw Niemcom na niewiele się zdało. Nasza drużyna szansę na dobry występ na mistrzostwach świata straciła bowiem wcześniej, w meczu z Ekwadorem. Głównie przez inną naszą cechę narodową - minimalizm, brak nawyku konsekwentnej walki o własną przyszłość. Polakom brakuje instynktu drapieżnika, który
bezwzględnie wykorzysta słabość przeciwnika. Rafał Ziemkiewicz w książce "Polactwo" tę naszą cechę nazwał "zmuzułmanieniem". Oznacza ono apatię, akceptowanie porażek jako sytuacji normalnej, brak chęci walki o poprawę własnego losu.
Kronika zapowiedzianej klęski
- Polacy wyraźnie zlekceważyli Ekwadorczyków. Wcześniej ograli ich w sparingu, więc nasi zawodnicy już przed meczem dopisali sobie trzy punkty - Robert Korzeniowski, szef redakcji sportowej TVP, a w przeszłości wybitny lekkoatleta, nie ma wątpliwości, dlaczego przegraliśmy pierwszy mecz na mundialu. Porażka z Ekwadorem podziałała na piłkarzy mobilizująco, bo w meczu z Niemcami byli już skoncentrowani, waleczni i zdeterminowani, by osiągnąć sukces. Tyle że są po prostu gorszymi od Niemców piłkarzami. Styl, w jakim odpadamy z mundialu, to tak naprawdę nic nowego, bowiem w ten sam sposób przegrywamy od dłuższego czasu. Tak było na mundialu cztery lata temu. Pierwszy mecz z gospodarzami - Koreą Płd. - zawodnicy i trener potraktowali jak sparing przed naprawdę trudnym rywalem - Portugalią. W konsekwencji nasi piłkarze grali za mało agresywnie, tak jakby nie chcieli tracić sił. I przegrali 0:2. W meczu z Portugalią wcale nie pokazali, że siły zaoszczędzili, bo w sporcie taka kalkulacja jest kompletną bzdurą -
zawsze trzeba włożyć tyle sił, ile potrzeba do odniesienia zwycięstwa. Nie tylko zresztą w sporcie.
Po azjatyckim mundialu oglądaliśmy popisy nieudolności w wykonaniu mistrza kraju - Wisły Kraków. Piłkarze tego klubu stali się ofiarami sukcesu, który u nas często świętuje się bez opamiętania, zamiast się przygotowywać do kolejnych zwycięstw. Wystarczyło, by w sezonie 2002/2003 Wisła wyeliminowała AC Parma oraz Schalke 04, by piłkarze uznali się za mistrzów, przestali solidnie trenować, a skupili się na pozowaniu w sesjach zdjęciowych czy wizytach u fryzjera. W efekcie przez kolejne trzy sezony krakowski zespół trwonił wypracowaną w udanym sezonie renomę. A w konsekwencji przegrywał z półamatorską Valerengą Oslo czy gruzińskim Dynamo Tbilisi.
Filozofia Żurawskiego
Polscy zawodnicy, gdy grają z renomowaną drużyną, dają z siebie wszystko, natomiast gdy stają naprzeciw słabszego teoretycznie przeciwnika, grają na pół gwizdka, jakby wychodzili z założenia, że rywale sami sobie strzelą gole. - Nasi piłkarze pod względem umiejętności to średnia klasa europejska. Natomiast od dawna widać, że mają problemy z mentalnością. Brakuje im żądzy zwycięstwa w każdym meczu, bez względu na klasę rywala - podkreśla Korzeniowski. Paweł Słomiński, trener odnoszący sukcesy z polskimi pływakami (trenuje m.in. Otylię Jędrzejczak), uważa, że naszym futbolistom brakuje ambicji. - Rozmawiałem z wieloma naszymi piłkarzami, grającymi na różnych poziomach. Za każdym razem uderzał mnie brak ambicji. Tym piłkarzom nie zależało na awansie do wyższej ligi, grze w lepszej drużynie. Taka mentalność jest dla sportowca zabójcza - mówi "Wprost" Słomiński.
Agaton Koziński
Agnieszka Niedek