ŚwiatMicheil Saakaszwili w Odessie i reszta zagranicznego "zaciągu" na Ukrainie

Micheil Saakaszwili w Odessie i reszta zagranicznego "zaciągu" na Ukrainie

Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili gubernatorem obwodu odeskiego na Ukrainie! Gdy wiadomość przestała być odbierana jak dowcip, media na serio zajęły się przyczynami i skutkami kadrowej roszady prezydenta Poroszenki. Według jednej z teorii, Saakaszwili jest "marionetką" USA i ma na celu odnowienie konfliktu Mołdowy z Naddniestrzem, co uderzy bezpośrednio w Rosję. Inne hipotezy mówią o "odebraniu" Odessy, gdzie dominuje premier Jaceniuk skonfliktowany z Poroszenką. Należy też dodać, że Saakaszwili nie jest pierwszym cudzoziemcem w ukraińskiej administracji, która prowadzi otwarty "zaciąg" w innych krajach.

Micheil Saakaszwili w Odessie i reszta zagranicznego "zaciągu" na Ukrainie
Źródło zdjęć: © PAP / ITAR-TASS | Mykola Lazarenko
Robert Cheda

16.06.2015 | aktual.: 17.06.2015 11:08

W grudniu 2014 r. ukraiński parlament przyjął ustawę zezwalającą, aby cudzoziemcy, którzy "posiadają uznany w świecie dorobek reformatorski", zajmowali stanowiska w administracji rządowej, prezydenckiej oraz regionalnej. Oczywiście, o ile nie są Rosjanami, co wykluczył kolejny paragraf dokumentu. Ważniejsze pozostaje jednak pytanie, jaki cel przyświecał ustawodawcy?

Zagraniczna pomoc

Założenie jest z pozoru klarowne. Ukraina zadeklarowała integrację z UE i może NATO, co wymaga zdecydowanych reform, zaś do ich przeprowadzenia rdzenna administracja okazała się kompletnie nieprzygotowana. Skalę problemu ujawniła przyjęta nieco wcześniej ustawa lustracyjna, według której procesom moralnego i karnego oczyszczenia trzeba poddać co najmniej milion urzędników. Oczywiście Kijów chciał także pokazać światu, że zagraniczni eksperci to transparentny wyraz determinacji w demokratyzacji państwa i krok ku gospodarce wolnorynkowej.

Od chwili przyjęcia ustawy miejscowa prasa epatowała sensacyjnymi przeciekami o wysokich funkcjach dla zagranicznych polityków równie wysokiego szczebla. I tu przyszło rozczarowanie, bo żaden z nich nie zgodził się na udział w eksperymencie.

Część, tak jak jeden z brytyjskich premierów, odmówiła, nie podając przy tym żadnych przyczyn. Część, tak jak Aleksander Kwaśniewski, dyplomatycznie obróciła wszystko w żart. Zachodni politycy wystraszyli się chyba dalekosiężnych konsekwencji. Na przykład pociągnięcia UE do odpowiedzialności politycznej i ekonomicznej w przypadku niepowodzenia ukraińskich reform, a jeszcze bardziej wciągnięcia UE i NATO lub państw, z których pochodzą, do otwartej wojny z Rosją. Ot, taki niewypał chytrej ukraińskiej dyplomacji.

Jak się okazało, takie obawy nie są płonne, co pokazuje wyraźnie kulejące tempo i jakość zmian na Ukrainie lub jeszcze dobitniej, los zagranicznych entuzjastów z drugiego szeregu. Władzom w Kijowie udało się bowiem znaleźć kilku profesjonalistów, którzy zgodzili się nie tylko konsultować reformy, ale objąć ważne stanowiska rządowe.

Amerykanka Natalia Jaresko z Horizon Capital została ministrem finansów, a Litwin Eiwaras Abramowiczius z East Capital, ministrem rozwoju ekonomicznego i handlu. Gruzin Aleksander Kwitaszwili objął tekę ministra zdrowia. Jeszcze kilka osób, m.in. Estonka Janika Merilo, Niemiec Aleksander Borowik i Gruzin Dżaba Ebanoidze mieli zostać podsekretarzami stanu, odpowiadającymi za tak ważne projekty, jak elektroniczna administracja, rejestracja działalności gospodarczej czy reforma milicji.

Zagraniczny zaciąg rezygnuje

Tymczasem w maju część ekspertów podała się do dymisji na znak protestu, przeciwko fikcyjnym reformom i sabotażowi ze strony miejscowej biurokracji. Jak ujął problem Ebanoidze, cudzoziemcy otrzymali ogromny zakres obowiązków i odpowiedzialności, ale nie uzyskali żadnych prerogatyw. - Wolontariat to fajna sprawa, ale żeby realizować kluczowe zmiany potrzebny jest choć cień egzekutywy. Nie chciałem zostać kozłem ofiarnym, którego potem obwini się za niepowodzenie reform - powiedział Gruzin i podziękował za współpracę, podobnie jak Estonka i Niemiec.

W Kijowie wybuchł skandal, który potwierdził jedynie dotychczasową diagnozę, że rząd Jaceniuka zajmuje się wszystkim, w tym przejmowaniem korupcyjnych układów poprzedniej ekipy, tylko nie reformami. Po tak mało uprzejmym obejściu z zachodnimi entuzjastami Majdanu, rosyjski ekonomista (ale ceniony przez obecny Kijów) Sława Rabinowicz napisał otwarty list do Jaceniuka, w którym stwierdził bez ogródek, "jesteście infantylni, totalnie niepoważni, a Ukraina nieprzygotowana do integracji z Europą. Come back in 10 years" (wróćcie za 10 lat - ang.).

Wprawdzie ukraiński profesor Bohdan Daniliszyn bagatelizuje problem dymisji, twierdząc, że największe znaczenie dla powodzenia reform będzie miała deregulacja prawa. Ale ustawy trzeba implementować, a problem stanowi ukraińska biurokracja, broniąca z całych sił korupcyjnych dochodów i stołków. Jak dodał jeden z miejscowych politologów, na Ukrainie władza ustanawia surowe prawo, tolerując jego niestosowanie przez społeczeństwo. A sama kradnie, ile się da wiedząc, że obywatele odwdzięczą się przymknięciem oczu. Narodowa schizofrenia? I to jeszcze jaka, skoro przeszkodą było kilku uczciwych technokratów. Może nie wszystkich, bo sytuacja Gruzinów jest trochę inna.

Gruziński desant

Po Kijowie krąży żart o Gruzinach, którzy nie mogą wyjść na ulicę, bo grozi im natychmiastowa nominacja ministerialna. To tylko dowcip, choć po zwycięstwie Majdanu, w Kijowie zameldowała się ekipa prezydenta Micheila Saakaszwilego. Prawie cała, bo po wyborach prezydenckich i parlamentarnych w Gruzji zwycięska koalicja Gruzińskie Marzenie postawiła Saakaszwilego i współpracowników w stan oskarżenia. Za nadużycie władzy i korupcję oraz aresztowała część byłych prominentnych urzędników.

Na ile są to uzasadnione zarzuty, a na ile polityczna zemsta, trudno dziś powiedzieć, w każdym razie z tego powodu na Ukrainie doszło do kuriozalnej sytuacji. Ścigani w ojczyźnie Gruzini zajmują obecnie stanowiska ministerialne oraz obsadzili kluczowe funkcje doradcze w armii, MSW i służbach bezpieczeństwa.

Co więcej, według różnych danych, po apelu Saakaszwilego do gruzińskich wojskowych w Donbasie walczy ich od 100 do 800. I walczą skutecznie, bo jak chcą Rosjanie, to gruzińscy komandosi stoją za wzięciem do niewoli dwóch żołnierzy GRU, a przeszkoleni w Izraelu snajperzy mocno dają się przeciwnikowi we znaki. Gruzińscy goście są także cenionymi ekspertami uzbrojenia, pożądanymi przez ukraiński przemysł obronny.

Trudno się dziwić, że największą falę publicznego zainteresowania wywołały kolejne decyzje prezydenta Poroszenki, mianujące Saakaszwilego szefem międzynarodowej rady doradczej ds. reform, a następnie gubernatorem obwodu odeskiego. Jaka motywacja kierowała ukraińskim prezydentem? Musiała być silna, bo Saakaszwili jest poszukiwany listem gończym tbiliskiej prokuratury, a Ukraina odmówiła jego ekstradycji. Co prawda przyjął ukraińskie obywatelstwo, ale skandal popsuł dobre dotąd relacje gruzińsko-ukraińskie.

Kto potrzebuje Saakaszwilego?

Saakaszwili należy do elitarnego klubu byłych prezydentów i lobbuje, jak może interesy Ukrainy w UE, a szczególnie w USA, gdzie zamieszkał po przegranych wyborach. Zdaniem byłej spiker gruzińskiego parlamentu i bliskiej współpracownik Saakaszwilego, a obecnie jego politycznej oponentki Nino Burdżanadze, nominacja jest związana z interesami USA w regionie. A konkretnie z rzekomym amerykańskim zamiarem "podgrzania" konfliktu Mołdowy z Naddniestrzem, sąsiadujących z obwodem odeskim.

Według Burdżanadze, zadaniem Saakaszwilego jest uszczelnienie blokady Naddniestrza ze strony Ukrainy i tym samym destabilizacja tej separatystycznej republiki. Gruziński prezydent jest przecież politycznym fighterem i człowiekiem konfrontacji.

Tym samym Waszyngton rękami Poroszenki i Saakaszwilego chce postawić Rosję w trudnym położeniu. Moskwa posiada w Naddniestrzu kontyngent wojskowy i jest ekonomicznym oraz politycznym mecenasem Tyraspola. Wychodzi więc na to, że przygody Gruzina w Odessie są częścią strategicznej gry USA, w której i on, i jego ukraiński kolega odgrywają tylko rolę instrumentów w rękach potężnego sojusznika.

Jeśli zaś chodzi o reperkusje wewnątrzpolityczne, to oceny mieszają się pomiędzy rozpaczliwym gestem, a chłodną kalkulacją Poroszenki. Rozpacz ma wynikać z kompletnego braku kadr, dzięki którym prezydent mógłby zwyciężyć skorumpowaną biurokrację, a przede wszystkim oligarchów. Poroszenko podczas inauguracji Saakaszwilego podkreślał właśnie takie zadanie nowego gubernatora.

Co do chłodnej kalkulacji, to prezydent jest skonfliktowany z premierem Jaceniukiem i jesienią podejmie z pewnością próbę rozliczenia rządu. Jak się ma do tego Odessa? Głównym rozgrywającym był tam dotąd oligarcha Igor Kołomojski, z którym związany jest Jaceniuk. Osłabienie oligarchy mocno uderzy w polityczny potencjał premiera.

Deoligarchizacja i walka z korupcją to z pewnością oczekiwany przez społeczeństwo krok. Z tym, że Ukraina zbliża się także do przyjęcia pakietu ustaw prywatyzacyjnych. Już latem mogą zapaść decyzje o miliardowych kontraktach. A Odessa to ogromny i jedyny obecnie pełnomorski port, stocznia oraz dwie rafinerie, czyli całkiem spory kawałek tortu, którego prawidłowy podział ma zapewnić Saakaszwili. Jeśli przy tym wzmocni ukraińskość miasta i obwodu, stale podważaną przez dominujących, rosyjskojęzycznych mieszkańców, to chwała mu za to.

Według raportów grupy analitycznej Opór Informacyjny, region należy do najbardziej zapalnych społecznie i narodowościowo, co czyni zeń wrażliwy obiekt separatystycznego bądź ekonomicznego buntu, grożącego oderwaniem od Ukrainy. I gdzie wtedy zawiną okręty NATO, ćwiczące z resztkami ukraińskiej floty ocalałymi po krymskim pogromie?

Rosyjskie rozterki

Moskwa patrzy na nowego gubernatora obwodu odeskiego z mieszanymi uczuciami. Kreml uważa Saakaszwilego za nieobliczalnego frustrata, który wywołując wojnę 2008 r. przysporzył niemało kłopotów i przemeblował całą kaukaską politykę Rosji.

Jak może zaszkodzić obecnie? Choćby rzetelnym wykonaniem przyjętej na dniach ustawy ukraińskiego parlamentu, o ekonomicznej i wojskowej blokadzie separatystycznego Naddniestrza. W ramach walki z korupcją były prezydent Gruzji może również zahamować istny potop kontrabandy przepływający przez odesski port do Tyraspola, Doniecka i Ługańska. Oraz do rosyjskich fabryk zbrojeniowych, dla których zabroniona przez Kijów kooperacja z ukraińskimi producentami silników lotniczych, rakietowych i okrętowych jest decydującym komponentem.

Saakaszwili ma więc otworzyć drugi front ukraiński i zmniejszyć tym samym rosyjski nacisk na Donbas. Ale zostawmy chwilowo na boku scenariusze dla Południowej Ukrainy, Mołdowy i Naddniestrza.

Z drugiej strony, Moskwa wykorzystuje gruzińską nominację do prób ośmieszania Kijowa na arenie międzynarodowej oraz wewnętrznej. Przekaz jest klarowny - "kijowska junta" nie cieszy się poparciem własnego społeczeństwa ani elit, dlatego jest zmuszona do "zaciągu politycznych najemników". A przez to staje się niewiarygodna w świecie, dla Ukraińców oraz Rosjan.

Ponadto Kreml prowadzi własną grę z Gruzją i nie zaprzestaje wysiłków dla międzynarodowej wolty Tbilisi. Od czasu wyborczego zwycięstwa Gruzińskiego Marzenia Moskwa powoli normalizuje relacje z Tbilisi, co ma ogromne znaczenie dla tamtejszej gospodarki, od 2008 r. duszącej się w ekonomicznej blokadzie Rosji.

Z tym, że geostrategicznym celem Kremla jest przyciągnięcie Tbilisi do Euroazjatyckiego Związku Ekonomicznego, czyli własnego pomysłu na integrację obszaru b. ZSRR. Jak wiadomo, prezydent Saakaszwili był zwolennikiem opcji zbliżenia z UE i NATO, co stało Rosji ością w gardle ze względów geopolitycznych (połączenie z sojuszniczą Armenią i Iranem) oraz prestiżowych.

Postawienie byłego prezydenta w stan oskarżenia Rosja traktuje więc jako dowód dyskredytacji proeuropejskiej polityki w oczach Gruzinów. A zatem, jako sprzyjającą okoliczność w dialogu z Tbilisi. Tym bardziej, że w Gruzji dochodzi do powolnej zmiany społecznych preferencji. Liczba zwolenników integracji euroazjatyckiej wzrosła rok do roku z 11 do 20 proc. Ponadto Moskwa ma nadzieję na pogłębianie animozji ukraińsko-gruzińskich, do których doszło po odmowie ekstradycji Saakaszwili.

Jak widać Rosja stosuje starą zasadę - divide et impera (dziel i rządź - łac.) i próbuje wyciągnąć kilka korzyści z odeskiej misji Gruzina. Podobnie, jak Waszyngton i Kijów. Dlatego wypada zapytać o osobiste motywy tego polityka, choć te są raczej jasne. Saakaszwili chce politycznego rewanżu na Moskwie i rodzimych oponentach, którzy odebrali mu władzę. Traktuje gubernatorstwo jako przejściową posadę, a raczej trampolinę do kolejnego etapu własnej kariery. Czy podoła temu zadaniu okaże się najpóźniej za rok, bo tyle czasu na wywiązanie się z postawionych zadań otrzymał od swojego ukraińskiego kolegi. Zadań oficjalnych i tych, których istnienia możemy się jedynie domyślać.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (178)