Michał Wiśniewski: straciłem swój raj
Phuket to był nasz raj - mówi piosenkarz Michał Wiśniewski. - Co
roku całą rodziną jeździliśmy tam na wakcje. Tsunami, ta tragedia, zabrała
wielu naszych przyjaciół i nasze dwa apartamenty.
12.01.2005 | aktual.: 12.01.2005 12:55
Michał Wiśniewski i jego rodzina nie pojadą w tym roku na wakcje na malowniczą do niedawna wyspę Phuket. Kataklizm, jaki ostatnio ją dotknął, doszczętnie zniszczył ich ulubione miejsca. Również dwa luksusowe apartamenty w hotelu Marriott, które Michał tam kupił. Każdy wart około 350 tysięcy dolarów. Z Tajlandią łączy Michała wiele sentymentów. To właśnie na wyspie Phuket wymyślił sobie, że zostanie pilotem. Również tam odkryli z żoną Martą, że bedą mieli drugie dziecko - dziś szesnastomiesięczną Fabienne.
Michał nie wyobraża sobie innego miejsca na rodzinne wakacje. - Ciągle stoją mi przed oczyma te plaże z bielusieńkim piaseczkiem, turkusowa woda, palmy tak wysokie, że trudno było je ogarnąć wzrokiem i cudowe słońce - wspomina Michał. Nawet, kiedy w tym roku wszystkie stacje telewizyjne ostrzegały przed ptasią grypą i zniechęcały turystów do odwiedzania Tajlandii, Wiśniewscy nie zrezygnowali z wakacji.
- Czuliśmy się tam bezpiecznie - opowiada. - Z naszymi dzieciakami godzinami bawiliśmy się w hotelowym basenie, jeździliśmy na wycieczki. A teraz oglądam te same miejsca zupełnie zniszczone... Mieliśmy tam przyjaciół. Wspaniali ludzie, nazywali mnie Red Head (czerwona głowa). Dziś już wiem, że wielu z nich zginęło, o losach niektórych wciąż nic nie wiem. Kiedy doszły nas informacje o tym niewyobrażalnym dramacie, byłem wstrząśnięty, zdruzgotany... Nie mogłem w to uwierzyć. Płakałem...
Michał już przyłączył się do akcji pomocy dla Tajlandii. Ostatnio w jednym z centrów handlowych Warszawy brał udział w zbiórce pieniędzy dla poszkodowanych przez tsunami. O apartamentach, ktore stracił, nie myśli.
- Teraz są ważniejsze rzeczy do zrobienia - mówi Faktowi. - Trzeba pomóc tym, co ocaleli z tego pogromu.
Ewa Wąsikowska-Tomczyńska