Michael Gomola: w przekonaniu niektórych niemieckich rodzin Polska jest dzikim krajem
Pouczającym przykładem jest historia pani Beaty. Dwie godziny po odjeździe opiekunki zadzwoniła do mnie zdenerwowana pani M. i zakomunikowała, że zginęła biżuteria jej mamy. Podejrzenie padło na opiekunkę. Historia wydarzyła się w czasie, gdy na granicy przeprowadzano jeszcze kontrole. Autokar zatrzymano, przeszukano bagaż Beaty, przeszła drobiazgową kontrolę osobistą. Po biżuterii ślad zaginął. Następnego dnia zadzwoniła zawstydzona pani M. Rano przypomniała sobie, że przecież schowała kosztowności matki do schowka - opowiada Werner Tigges, współautor książki "Wstydliwie przemilczana prawda o opiece nad osobami starszymi”, która opisuje pracę polskich opiekunek w niemieckich domach. Z Wernerem Tiggesem oraz Michaelem Gomolą, szefami agencji opiekuńczej GKT/Carework rozmawia Izabella Jachimska, korespondentka Wirtualnej Polski w Niemczech.
24.09.2013 | aktual.: 25.09.2013 13:11
WP: * Molestowanie seksualne, oskarżenia o kradzież, wyzwiska, szykany, podsłuch, a z drugiej strony wdzięczność za serce i oddanie, hojne zapisy w testamentach, przywrócenie godności po latach bezrobocia. Szczerze aż do bólu opisujecie codzienność polskich opiekunek w Niemczech i zatrudniających je rodzin. Co skłoniło panów do opisania wstydliwej prawdy o opiece nad osobami starszymi?*
Werner Tigges: Jesteśmy jedną z pierwszych i co pragnę podkreślić - legalnych agencji pośrednictwa w sektorze opieki całodobowej w Niemczech. Byliśmy świadkami różnych historii - zabawnych i tragicznych. W mediach pojawia się przerysowany i nieprawdziwy obraz polskich opiekunek i ich niemieckich podopiecznych. Naszym zamiarem nie było podsycanie niezdrowej sensacji. Po prostu chcieliśmy pokazać, że w opiece nad osobami starszymi wszystko może się zdarzyć, a prawda leży gdzieś po środku. Staraliśmy się przedstawić ją tak wiernie, jak to tylko możliwe.
Michael Gomola: W ciągu siedmiu lat działalności naszej firmy GKT Serwis, pomogliśmy 3 tys. rodzin i zrealizowaliśmy ponad 10 tys. pomyślnych pośrednictw. Zebraliśmy mnóstwo doświadczeń - zarówno negatywnych, jak i pozytywnych. Zależy nam na tym, aby rodziny, agencje oraz opiekunki kopiowały dobre praktyki i unikały różnych błędów. Praca w branży opiekuńczej wymaga znajomości ludzkiej psychiki i kompetencji społecznych. Gdy założyliśmy naszą agencję w 2005 roku, w internecie można było znaleźć kilka innych agencji pośrednictwa, dziś jest ich około 200 i codziennie powstają nowe. Wiele osób uważa, że branża jest lukratywna i kryje duży potencjał finansowy. W rzeczywistości to praca wymagająca zaangażowania 24 godziny na dobę, związana z dużą odpowiedzialnością i wieloma tragediami ludzkimi.
WP: Postawy bohaterów opisane w książce są obciążone różnymi uprzedzeniami. Niemieckie rodziny skrupulatnie patrzą opiekunkom na ręce, bo wiadomo - Polacy kradną. Z kolei polskie opiekunki uważają niemieckich pracodawców za materialistów i egoistów, bo przerzucają trud opieki nad bliskimi na obce osoby albo traktują polskie podopieczne jako tanią siłę roboczą na zasadzie: płacę więc wymagam.
Michael Gomola: Zetknęliśmy się w naszej pracy zaledwie z trzema przypadkami okradania podopiecznych przez opiekunki. W przekonaniu niektórych niemieckich rodzin Polska jest dzikim krajem, płynącym wódką, biedą i zacofaniem, gdzie po ulicach hasają białe niedźwiedzie. Na szczęście tego rodzaju opinie to relikty minionej epoki. Z kolei polskie opiekunki patrzą bardzo krytycznie na zatrudniające je rodziny. Warto pamiętać, że opieka nad osobą starszą w domu nie jest wcale tańszym rozwiązaniem i wymaga ogromnego zaangażowania ze strony bliskich. Całodobowa opieka domowa to praca zespołowa, opiera się na zasadzie brania i dawania. Nasze doświadczenia pokazują, iż opiekunki chętniej pracują z ciężkim przypadkiem opiekuńczym, pod warunkiem, że rodzina wspiera i docenia ich wysiłek.
Werner Tigges: Zacytuję jedną z naszych bohaterek: „Nie ma złych czy dobrych Polaków, złych czy dobrych Niemców. Są tylko źli i dobrzy ludzie.” A uprzedzenia istnieją po obydwu stronach. Pouczającym przykładem jest historia pani Beaty. Dwie godziny po odjeździe opiekunki zadzwoniła do mnie zdenerwowana pani M. i zakomunikowała, że zginęła biżuteria jej mamy. Podejrzenie padło na opiekunkę. Znałem Beatę i nie mogłem sobie tego absolutnie wyobrazić. Gdy poszukiwania nie przyniosły rezultatu, zadzwoniłem do polskiego wspólnika, a ten zawiadomił urząd celny. Historia wydarzyła się w czasie, gdy na granicy przeprowadzano jeszcze kontrole. Autokar zatrzymano, przeszukano bagaż Beaty, przeszła drobiazgową kontrolę osobistą. Po biżuterii ślad zaginął. Następnego dnia zadzwoniła zawstydzona pani M. Rano przypomniała sobie, że przecież schowała kosztowności matki do schowka. W końcu nie wiadomo, czy polskie opiekunki nie mają lepkich rąk... Pani M. wysłała przeprosiny i prezent, ale Beata nigdy się do niej nie
odezwała i nie przyjęła od nas kolejnego zlecenia. Myślę, że poczuła się głęboko zraniona.
WP: Możecie Panowie podzielić się z internautami WP jakąś historią, która szczególnie zapadła wam w pamięć?
Werner Tigges: Opowiem zabawną przygodę, umieszczoną w naszej książce pod tytułem „Podziękowanie za uśmiech”. Zamożny ekscentryk, chory na Parkinsona obiecywał każdej opiekunce, że za każdy tydzień który z nim wytrzyma, dodatkowo zapisze jej w testamencie po 300 euro. Żadna z pań nie traktowała tej obietnicy zbyt poważnie. Staruszek nie był łatwym podopiecznym. Wystarczy powiedzieć, że w ciągu trzech lat przez jego dom przewinęło się czterdzieści opiekunek. Jedynie Polki wytrzymywały u dziadka kilka tygodni z rzędu. Gdy mężczyzna zaczął cierpieć również na demencję starczą trafił do specjalistycznego ośrodka opiekuńczego. Minęło kilka lat. Któregoś dnia nasza bohaterka dostaje pismo z kancelarii adwokackiej, że ma zgłosić się w sprawie postępowania spadkowego. Na otwarciu testamentu pojawiło się 10 osób - niemiecka pielęgniarka, niemiecki fizjoterapeuta, niemiecki aptekarz, niemiecka gosposia, niemiecki lekarz, szef fundacji osieroconych dzieci, przedstawiciel schroniska dla kotów i trzy Polki. Starszy
pan dotrzymał obietnicy. Każda z osób otrzymała gotówkę ze stosownym wyjaśnieniem. Pielęgniarka - za delikatne podawanie bolesnych zastrzyków domięśniowych, gosposia - za zupę z zielonego groszku, aptekarz - bo blisko mieszkał i był na każde zawołanie, schronisko - bo koty są lepsze od ludzi. W końcu przyszła kolej na opiekunki z Polski. Emila podbiła serce ekscentryka przywożoną z Polski kiełbasą z dzika. Maria - artystycznym zacerowaniem jego ulubionego swetra, a nasza narratorka... uśmiechem. Naprawdę. Tak było napisane w testamencie.
Michael Gomola: Przychodzi mi do głowy trochę smutniejsza historia. Zimą 2006 roku odebrałem telefon od rodziny z Trewiru, gdzie opiekowaliśmy się pewną 90-letnią panią. Miała dwie stałe opiekunki, które wymieniały się co dwa miesiące. Pani Maria miała właśnie jechać do domu. Rodzina zadzwoniła do mnie, że opiekunka zamknęła się w łazience i nie chce jechać na dworzec. Przyjechałem na miejsce i po dłuższej rozmowie, pani Maria wyznała, że ma bardzo silne bóle głowy i boi się, czy wytrzyma podróż do Polski. Udało mi się ją przekonać, żeby zawiadomiła pogotowie ratunkowe. Pół godziny później dostałem informacje, że Marię zabrano na oddział intensywnej terapii z podejrzeniem udaru. Opiekunka miała 50 lat i była jedyną żywicielką rodziny. Cała rodzina zaciągnęła kredyt na remont starego domu. Ściągnęliśmy syna do Niemiec. Niestety, przyjechał za późno. Zabrał rzeczy osobiste i razem z ciałem matki wrócił do domu.
WP: Polskie opiekunki to nie tylko „perły i anioły”, jak nazywają je niektóre niemieckie rodziny. Bywają wśród nich także niezłe ziółka.
Michael Gomola: Pani Krysia alkoholiczka, która wpadła w ciąg alkoholowy i zostawiła na pastwę losu staruszkę, powierzoną jej opiece. Z tego co wiem, wróciła do Polski i zapiła się na śmierć. Pani Beata, prawdziwa furia musztrująca starszego pana jak w wojsku i wyzywająca go od najgorszych, Anna podrzucająca lewe paragony za zakupy, Edyta, którą odwiedził mąż - rzekomo na trzy dni, a został ponad miesiąc nadużywając gościnności niemieckich gospodarzy. Samo życie...
WP: Panuje przekonanie, że niemiecka branża opiekuńcza to największe targowisko "niewolnic" w Europie. Ile kobiet z Europy Wschodniej opiekuje się starzejącymi i chorymi Niemcami?
Werner Tigges: Konia z rzędem, jeśli ktoś zaprezentuje pani miarodajne dane. Niektórzy dziennikarze podają liczbę 200 tysięcy, ale odnoszę wrażenie, że bezmyślnie przepisują ją z artykułów kolegów. Niedawno uczestniczyłem w seminarium zorganizowanym przez ministerstwo pracy i polityki społecznej z Hesji. Zleciło ono ciekawe badanie, dotyczące sytuacji kobiet, zatrudnionych w charakterze pomocy domowej. Autorzy badania szacują ich liczbę w przedziale od 200 tys. do pół miliona. Według mojej oceny usługi opiekuńcze świadczy od 200 tys. do 300 tys. kobiet z Europy Wschodniej.
Michael Gomola: Z czego 90 procent pracuje na czarno.
Werner Tigges: A 90 procent niemieckich rodzin woli zatrudniać opiekunkę nielegalnie, ale i większość opiekunek chce pracować na czarno.
WP: Polskie mediach co pewien czas nagłaśniają dramatyczne historie polskich opiekunek. Najbardziej drastyczny przypadek dotyczył kobiety, która dostała wylewu w czasie opieki nad chorym w Niemczech, ale niemiecka rodzina, u której pracowała na czarno nie zawiozła jej do szpitala ze strachu przed kłopotami.
Werner Tigges: Moim zdaniem fakt, że wiele niemieckich rodzin wybiera drogę nielegalnego zatrudnienia jest winą decydentów politycznych. Im mniej czytelnych zasad i regulacji, tym więcej pracy na czarno. Skomplikowane i zbiurokratyzowane procedury skutecznie odstraszają rodziny i opiekunki.
Michael Gomola: Również odnoszę wrażenie, że niemieckim politykom nie zależy na likwidacji szarej strefy w branży opiekuńczej. Wystarczy, aby urzędnicy celni przyszli na niedzielną mszę do polskiego kościoła. Zamiast tego nagminnie kontrolują legalnie działające agencje albo mnożą utrudnienia przy załatwianiu formalności urzędowych.
WP: Wiele firm pośrednictwa żeruje na niewiedzy swoich klientek. Na co powinny zwracać uwagę osoby poszukujące w Niemczech pracy w charakterze opiekunki domowej, aby nie paść ofiarą oszukańczych agencji?
Michael Gomola: Dobrze osobiście odwiedzić agencję, dokładnie przeczytać umowę, upewnić się, czy pracodawca odprowadza niezbędne składki i wystąpił o dokument A1, potwierdzający legalność pobytu i pracy u konkretnej rodziny. Formularz A1 jest podstawą do wydania Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego, tzw. EKUZ. W razie wypadków losowych ubezpieczona opiekunka może skorzystać ze świadczeń medycznych na terenie Niemiec. Warto także przeczytać opinie o agencji, zamieszczone na forach internetowych.
WP: Niemcy żyją coraz dłużej. Opieki wymaga już dwa i pół miliona osób. W 2050 roku ich liczba wzrośnie do 4,5 mln. Czy niemiecki system opieki sprosta temu wyzwaniu bez wsparcia polskich opiekunek?
Werner Tigges: Nasi politycy nie mają koncepcji, jak rozwiązać to zagadnienie. Niby każdy wie, że kiedyś się zestarzeje, ale odsuwa od siebie rozwiązanie tego problemu. Całodobowa opieka domowa nie ma wpływowego lobby, bo nie generuje dużych zysków, choć doskonale się sprawdza i daje korzyści każdej ze stron. Rodziny, biorące na swe barki trud opieki nad bliskimi nazywam największą, ale i najgorzej opłacaną narodową instytucją opiekuńczą. Wystarczy, jak powiem, że członek rodziny, pielęgnujący rodziców, czy dziadków we własnych czterech ścianach otrzymuje połowę stawki, co pracownik firmy opiekuńczej, przychodzący do domu.
WP: Czy Polska może przejąć od Niemiec jakieś wzorce w opiece nad osobami starszymi?
Michael Gomola: Ubezpieczenie pielęgnacyjne daje Niemcom ogromną przewagę. Dopóki Polska nie wprowadzi tego rodzaju ubezpieczenia, będzie brakowało pieniędzy i rozsądnego systemu opieki.
WP: Z waszych opowieści wynika, że niemieckie rodziny obdarzają polskie opiekunki ogromnym zaufaniem. Będziecie gotowi powierzyć ich opiece waszych bliskich?
Michael Gomola: Bez dwóch zdań. Powiem nawet więcej. Mam nadzieję, że jeżeli kiedyś będę sam potrzebował pomocy, znajdę polską opiekunkę, gotową zająć się tak niereformowalnym uparciuchem jak ja.
Werner Tigges: Jestem za - bez ograniczeń. Polskie opiekunki są cenione nie tylko za pracowitość, ale przede wszystkim za ogromne serce. Żyjemy w czasach maksymalizacji zysków. Starość i choroby są postrzegane jako czynnik generujący koszty, obciążający system opieki społecznej. Presja ekonomiczna prowadzi do zatracenia istoty opieki - służby drugiemu człowiekowi. Tym bardziej pokrzepiające są doświadczenia z innych kręgów kulturowych, na przykład z Polski, gdzie rodzina jest ciągle ogromną wartością, a opieka nad starzejącymi się rodzicami, czy dziadkami funkcjonuje na zasadach solidarności i sztafety pokoleniowej, bez pytającego spojrzenia z dolarami w oczach.