Miasto strachu
Wleń. Gdyby syn nie zauważył płomieni, dzisiaj nas by tu nie było – mówi drżącym głosem Elżbieta Kott z Wlenia. Jej rodzina omal nie spłonęła w pożarze, który strawił pół jej domu. – W mieście grasują piromani i jeszcze dadzą o sobie znać – twierdzą mieszkańcy
12.05.2004 | aktual.: 12.05.2004 08:47
Najpierw zapłonęły opuszczone baraki przy ul. Ogrodowej, tuż obok Rynku. Ogień przedostał się na sąsiedni budynek mieszkalny. – Spaliśmy w tym czasie. Syn usłyszał trzaski i wstał. Tylko dzięki temu żyjemy – mówi Elżbieta Kott. Ogień strawił dwa pokoje na poddaszu, łazienkę oraz stojący na podwórku samochód. Baraki zapaliły się równomiernie z każdej strony. Zupełnie tak, jakby ktoś w ich wnętrzu rozlał benzynę.
Seria pożarów
To już siódmy pożar w centrum miasta, w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Tydzień temu spłonął polonez, zaparkowany tuż obok targowiska miejskiego. Wcześniej ogień strawił m. in. budynek gospodarczy należący do sióstr elżbietanek. Znajdował się on kilkadziesiąt metrów od zbiornika z gazem. Płonęły także dwie stodoły oraz kilka altanek. – Piromani mogą wrócić w każdej chwili – mówi Tomasz Spyrka, mieszkaniec budynku przy ul. Ogrodowej. – Boję się spać, nie mówiąc już o spacerach po zmroku – wtrąca Teresa Kozłowska. – Na razie w wyniku pożarów nikt nie zginął. Ale w każdej chwili może dojść do tragedii – dodaje starszy mężczyzna, mieszkający w Rynku. Kim jest podpalacz? Nasi rozmówcy są zgodni: to dwaj młodzi wlenianie, w wieku dwudziestu kilku lat. Obaj nie pracują, utrzymują się z drobnych kradzieży. Widziano ich w nocy krótko przed tym, jak spłonął polonez. Podobno obaj piromani przyglądali się także, jak strażacy gasili budynek należący do sióstr elżbietanek. – Bili nam brawo i śmiali się z nas – mówią
ochotnicy. Do niedawna był spokój, bo jeden z nich siedział w więzieniu za kradzieże. Gdy wyszedł, zaczęły się podpalenia – mówi jeden z radnych, proszący o anonimowość. Nie chce podawać nazwiska, bo boi się, że piromani spalą jego majątek. – Mam mieszkanie i samochód – mówi.
Bezradna policja – Mamy związane ręce – tłumaczy młodszy inspektor Zdzisław Mirecki, zastępca komendanta powiatowego policji w Lwówku. – Podejrzewani R. i P. nie przyznają się do winy. Prawo jest tak skonstruowane, że aby postawić im zarzuty, musielibyśmy złapać ich na gorącym uczynku. To praktycznie niemożliwe. Jeśli któryś z mieszkańców widział podpalaczy w akcji, proszony jest o kontakt z nami. Tylko w ten sposób możemy udowodnić sprawcom winę – mówi Z. Mirecki. – Tak dalej być nie może – mówi burmistrz Wlenia, Bogusław Szeffs. W najbliższych dniach wystąpi do komendanta powiatowego policji z apelem o zaostrzenie działań zmierzających do ustalenia sprawców. – Mieszkańcy są przerażeni – mówi. – Im szybciej policja znajdzie sposób na złapanie sprawców, tym lepiej. Samorządowcy chcą włączyć się do rozwiązania problemu. – W czerwcu mamy sesję o bezpieczeństwie. Szczegółowo zbadamy na niej sprawę podpaleń – mówi przewodniczący rady miejskiej Marcin Fluder.
Robert Zapora