Miasteczko chce odstrzału wilków. "Psychoza rośnie. Dzieci mają zakaz wchodzenia do lasu"

Wataha pożera wiejskie psy, zabiła cielaka i sieje grozę wśród mieszkańców. Urzędowej zgody ma ostrzał kilku grasujących w okolicy wilków domaga się Andrzej Ożóg, burmistrz Sokołowa Małopolskiego koło Rzeszowa.

Miasteczko chce odstrzału wilków. "Psychoza rośnie. Dzieci mają zakaz wchodzenia do lasu"
Źródło zdjęć: © East News | Adrian Slazok/REPORTER
Tomasz Molga

11.06.2018 | aktual.: 11.06.2018 20:06

- Wilki zagryzły kilka psów w gospodarstwach. W maju zabiły cielaka. To nie wymysły, ale udokumentowane przez weterynarza przypadki. Doszło do tego, że rolnicy obawiają się pracować wieczorem na polu - mówi WP Andrzej Ożóg burmistrz Sokołowa Małopolskiego koło Rzeszowa. Na podstawie przepisów o bezpieczeństwie mieszkańców domaga się od Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zgody na odstrzał redukcyjny kilku wilków z watahy, która upodobała sobie okolice gminy.

Rośnie strach, dzieci nie chodzą do lasu

- Mnóstwo dzieci chodzi zbierać borówki czy grzyby. Rodzice nie chcą ich teraz puszczać do lasu. Nie chcemy, by doszło do jakiegoś tragicznego zdarzenia - mówi dalej burmistrz Ożóg.

Wataha wilków pojawiła się w okolicy trzy lata temu. Drapieżników przybywa, bo zdążyły wychować już potomstwo. Urząd 16-tysięcznej gminy coraz częściej odnotowuje informacje o napotkanych przez mieszkańców wilkach oraz atakach drapieżników na psy domowe. W maju tego roku wilki zbliżyły się do zabudowań rolnika, po czym zaatakowały i uśmierciły cielaka. W tym roku w okolice gminy miała sprowadzić się druga wataha - poinformowali leśnicy i lokalni myśliwi.

Burmistrz przekonuje, że przepłoszona przez drapieżniki zwierzyna: jelenie, sarny i dziki przeprowadziły się na pola uprawne. Są tropione i przeganiane przez wilki, w efekcie tratują uprawy. To powoduje wyższe szkody u rolników.

Wilki do odstrzału?

- Wśród mieszkańców narasta psychoza. Słyszałem o podobnych historiach w Bieszczadach, ale my żyjemy ponad 100 kilometrów od gór - dodaje Andrzej Ożóg

Jak się okazuje, to nie jedyny taki głos. W tym roku do służb ochrony środowiska wpłynęła cała seria podobnych zgłoszeń. - Za każdym razem analizujemy przypadki pod kątem skali szkód wyrządzonych przez wilki oraz ich udokumentowania. Ze względu na wagę sprawy ochrony wilka, ewentualną decyzję o odstrzale podejmuje Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska - mówi Łukasz Lis, rzecznik prasowy RDOŚ w Rzeszowie.

Głośno było o przypadku bieszczadzkiego leśnika Kazimierza Nóżki. Głośnym krzykiem "nie rusz!" odgonił on wilki planujące atak na małe bieszczadzkie niedźwiedzie. Sfilmował moment akcji.

Właściciel pensjonatu agroturystycznego w Puszczy Białowieskiej sfilmował atak wilka na jelenia.

Wiosną Zarząd Krajowej Rady Izb Rolniczych zwrócił się do ministra środowiska o podjęcie działań w celu zredukowania populacji wilka na terenie Bieszczadów. "Wilki nie czują zagrożenia ze strony człowieka, coraz częściej widywane są w pobliżu domostw, co wzbudza uzasadniony niepokój mieszkańców danych miejscowości" - napisali rolnicy.

Poparł ich poseł PSL Mieczysław Kasprzak. W grudniu 2017 roku prosił o pomoc resort rolnictwa: - Wilki terroryzują mieszkańców bieszczadzkich miejscowości. Jeszcze nie chodzą po miastach, ale drogami, ulicami chodzą. Może dojść do dramatu. W tej chwili dzieci nie chcą już chodzić do szkoły - grzmiał z trybuny sejmowej.

Możliwy odstrzał wilków wzbudza protesty obrońców zwierząt. Widzą w tym spisek lobby myśliwskiego, które straszy wilkiem, by rozpocząć polowania. Odstrzały jednak się odbywają, ale sporadycznie. Jak poinformował Łukasz Lis, w ubiegłym roku odstrzelono dwa wilki, które atakowały stada owiec. Do odstrzału redukcyjnego ma dość również w tym roku.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (695)