"Miałem podejrzenia ws. oświadczenia lustracyjnego Belki"
Były rzecznik interesu publicznego powiedział, że miał podejrzenie sprzeczności między oświadczeniem lustracyjnym Marka Belki a tym, co zgromadzono w teczce premiera. Bogusław Nizieński powiedział, że podejrzenie to powstało po skonfrontowaniu materiału operacyjno-archiwalnego z oświadczeniem szefa rządu.
22.06.2005 | aktual.: 22.06.2005 16:19
Sędzia Nizieński powiedział, że w PRL-owskich służbach wywiadowczych te instrukcje "niejako" zastępowały zobowiązania do współpracy. Zaznaczył, że podpisanie takiej instrukcji było równoznaczne z pozyskaniem danej osoby do współpracy. Inną natomiast sprawą było, czy osoba pozyskana poszła na tę współpracę podczas pobytu za granicą.
Były rzecznik interesu publicznego powiedział też, że instrukcja wyjazdowa nie była standardowej treści. Zależała ona od tego, jaki rodzaj służb chciał pozyskać współpracownika i była przygotowywana pod kontem konkretnej osoby.
W kwietniu tego roku następca Nizieńskiego na urzędzie Rzecznika - Włodzimierz Olszewski - zawiadomił premiera Marka Belkę, że na podstawie dostępnych mu obecnie materiałów nie będzie kierował wniosku do Sądu Lustracyjnego o wszczęcie postępowania. Premier Belka uznał, że tym samym jego sprawa lustracyjna jest zakończona.
Nizieński powiedział, że w służbach wywiadowczych instrukcje wyjazdowe "niejako zastępowały zobowiązania" i zwrócił uwagę, że zapisy w instrukcji wyjazdowej "są bardzo konkretne".
Charakteryzując te instrukcje Nizieński dodał, że oznaczały one "zobowiązanie konkretnej osoby do konkretnego zadania". Ta osoba zobowiązywała się, że nie ujawni przed nikim faktu podpisania tej instrukcji - dodał.
Według niego, "trzeba patrzeć na sprawę z dwóch punktów widzenia", jeden to sprawa pozyskania kogoś do współpracy, a drugi - ustalenie, czy to zobowiązanie zostało zmaterializowane. Zdaniem byłego RIP tylko w tym drugim przypadku można mówić, że do współpracy doszło; ponadto - podkreślił Nizieński - informacje przekazywane służbom specjalnym PRL muszą okazać się przydatne dla pracy tych służb.
W sprawie Belki trzeba sprawdzić, czy materiały przekazane miały taką cechę, czy też nie. Zabrakło mi na to czasu - oświadczył Nizieński.
Jak wyjaśnił, instrukcje wyjazdowe nie miały standardowej treści. Były różne, zależały od wydziału, który pozyskiwał. Była przygotowywana w zależności od konkretnego, osobowego źródła informacji - dodał.
Nie chciał się wypowiadać, czy prezes IPN Leon Kieres podjął dobrą decyzję przekazując teczkę Belki komisji śledczej, a potem ją ujawniając.