Męski striptiz dla urzędniczek sfinansują podatnicy
Męski striptiz dla pań urzędniczek, teatr i kino dla panów. Tak relaksują się w wolnym czasie pracownicy polskiej administracji. Oczywiście za pieniądze podatników - twierdzi "Metro".
27.09.2006 | aktual.: 27.09.2006 07:15
Urzędniczki Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej mają dość nudy w pracy. Postanowiły się rozerwać. Idą na męski striptiz. Już 15 z nich zdecydowało się na wieczór z zespołem Chippendales. To amerykańska grupa striptizerów, która w drugi weekend października zawita w Polsce. Taka rozrywka jednak drogo kosztuje - od 80 do 190 zł. To nie przeszkadza paniom urzędniczkom, bo bilety funduje im zakład pracy z funduszu socjalnego. Czyli z kieszeni podatnika, bo pensje pracowników NFOŚiGW finansowane są z budżetu państwa.
Mamy 300 tys. zł przeznaczonych na fundusz. Za jego część urząd dotuje pracownikom wejściówki na niemal wszystkie ważne wydarzenia artystyczne - mówi Krzysztof Walczak z biura prasowego NFOŚiGW. Czy wydarzeniem artystycznym jest męski striptiz? Widocznie tak, bo kolejne urzędniczki rozważają pójście na występ. Czasami trzeba przecież się odstresować, a to będzie dla nas idealna okazja - mówi lekko zmieszana pracownica Funduszu.
Dla nas to żadna nowość. Wysoko postawieni urzędnicy i żony polityków to nasi stali klienci - zdradza Dawid Ozdoba, lider grupy BadBoys, polskiego zespołu tancerzy-striptizerów. Nasi chłopcy niejednokrotnie tańczyli dla pracowniczek państwowych urzędów w całej Polsce. Oczywiście poza urzędem, głównie w wynajętych lokalach.
Jeden chłopak z BadBoysów bierze za występ 500 zł, a w wieczorze dla urzędniczek zwykle występuje pięciu. Tańczyłem dla kobiet z ZUS-u, pracowników urzędów wojewódzkich i miejskich - potwierdza Michał, warszawski striptizer.
Dla niepoznaki takie rozrywki odbywają się pod pozorem imprez integracyjnych. Na ogół finansowane są w całości z pieniędzy pracowniczego funduszu socjalnego, choć np. ZUS płaci z tego funduszu tylko połowę. O tym, na co są przeznaczane decydują sami pracownicy - mówi Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy ZUS. (PAP)