"Media przestały mnie traktować jak kompletnego wariata"
Kandydat na prezydenta Janusz Korwin-Mikke (Wolność i Praworządność) podsumowując w piątek swoją kampanię wyborczą ocenił, że największym jej sukcesem jest to, że media przestały go traktować, jako "kompletnego wariata".
"Najbardziej udało mi się to, że media przestały mnie traktować, jako kompletnego wariata. 30 lat usilnej propagandy daje ten skutek, że ludzie przywykli do tego, że może być inaczej niż w komunizmie" - powiedział Korwin-Mikke podczas konferencji prasowej w jednej z warszawskich restauracji.
"Część ludzi zaczyna to teraz rozumieć i liczę na te co najmniej 15 proc. Mając ten wynik, przy dużej ilości niezdecydowanych można wejść do II tury, a w II turze na pewno wygram" - stwierdził polityk.
Korwin-Mikke podsumowując kończącą się kampanię powiedział, że ma świadomość tego, o ile więcej mógłby podczas niej zrobić. "Bardzo łatwo wszystko ocenia się po kampanii, natomiast o wiele trudniej jest to zrobić w jej trakcie. Dla przykładu, ja w tej chwili mając do dyspozycji ówczesne wojsko, spokojnie wygrałbym II wojnę światową" - powiedział.
Pytany, jak oceniłby całą kampanię wyborczą odpowiedział, że nie ma pojęcia, co się w niej dzieje. "W ogóle nie oglądam telewizji, w związku z czym nie mam pojęcia, co się dzieje w kampanii. Nawet ani jednego swojego spotu jeszcze nie widziałem. Słowo daję" - powiedział Korwin-Mikke.
Oświadczył, że jeśli nie wejdzie do II tury wyborów prezydenckich to decyzję o przekazaniu swojego poparcia podejmie po osobistej rozmowie z dwójką kandydatów.
"Jeżeli będą to ci dwaj kandydaci (Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński - PAP), bo wcale to jeszcze nie jest powiedziane, to na szczęście obydwu dobrze znam od ponad 30 lat i porozmawiam z nimi szczerze. Jeżeli kogoś poprę to po osobistej rozmowie" - powiedział Korwin-Mikke.
Zapowiedział, że 20 czerwca nie weźmie udziału w głosowaniu. "Obiecałem, że będę głosował na kobietę, a żadna się nie zgłosiła, więc nie będę głosował. Na kogo mam głosować, na siebie nie wypada, a konkurentów przecież nie będę popierał" - dodał.
Korwin-Mikke startował w tegorocznych wyborach prezydenckich pod hasłem "Wolność i Praworządność" - jest to też nazwa partii, której jest przewodniczącym.
W trakcie kampanii przekonywał m.in., że Polska powinna jak najszybciej wystąpić z Unii Europejskiej, ponieważ może jej grozić dopłacanie do ratowania strefy euro w związku z kryzysem. Jak ocenił, od grudnia 2009 r., daty wejścia w życie unijnego Traktatu z Lizbony, Polska nie jest samodzielnym państwem, stwierdził zatem, że kandyduje na urząd gubernatora stanu, a nie na urząd prezydenta. Uznał też, że wzmocnienie unijnej polityki zagranicznej zagraża istnieniu polskiej dyplomacji.
Zapowiedział, że gdyby wygrał wybory prezydenckie, to przeniósłby siedzibę głowy państwa z Pałacu Prezydenckiego do Belwederu. Zaapelował także do premiera Donalda Tuska o "odchudzenie" administracji państwowej.
Zapewniał ponadto, że jako prezydent będzie domagał się likwidacji zasiłków dla bezrobotnych i zwiększenia wydatków na armię o 50 proc., która jego zdaniem, powinna być zawodowa. Opowiedział się także za wprowadzeniem jednomandatowej ordynacji wyborczej do parlamentu.