"Media karmią nas skażonymi ogórkami"
Wszyscy już beatyfikowani, Obama z Polski wyjechał i szybko nie wróci, śluby już wzięte, Osama drugi raz nie zginie, Pudzian nie walczy, a nawet na Krakowskich Przedmieściach pustki. Czymś więc trzeba karmić opinię publiczną, zająć czas antenowy. Zaczął się sezon ogórkowy, w przenośni i dosłownie - pisze w felietonie Internauta Wirtualnej Polski Damian Karaszewski.
W przenośni - bo jak to bywa gdy lato się zbliża, życie polityczne nieco zwalnia. Nawet afer mniej. A dosłownie - kto nie słyszał o "epidemii" w Niemczech? Ponoć ogórki były źródłem zakażenia, przynajmniej do dnia dzisiejszego.* No i wielka panika w mediach od razu, szesnaście osób nie żyje, trzystu zakażonych.
Nie wiem od ilu zarażeń zaczyna się epidemia, ale przecież jak to medialnie brzmi! Na pewno większą uwagę przyciągnie nagłówek "Epidemia groźnej bakterii ECEH w Niemczech, pierwsze przypadki w Polsce", aniżeli "Wzrost zachorowań na enterokrwotoczny szczep bakterii escherichia coli w okolicy Hamburga". Ale co tam, ludzi zawsze można postraszyć...
I jeszcze ta nazwa, EHEC, pisanie o "nieznanym źródle*". To wszystko dodaje takiej otoczki tajemniczości, a w efekcie - przyciąga uwagę. Czas antenowy zajęty, jest o czym pisać na pierwszych stronach gazet. A społeczeństwo zaczyna panikować. Ale przecież tą bakterią nie zarazimy się gdzieś na ulicy jak gruźlicą, a poprzez spożycie pałeczek tej bakterii. Jak mniemam, w naszym społeczeństwie mało jest koprofagów i koprofilów (bakteria lubi bytować w kale). Pozostaje jeszcze zjedzenie skażonych ogórków, truskawek, marchewek, czy co to tam jest źródłem zakażenia, no ale w Polsce nie wykryto bezpośrednich przypadków - jeno wśród osób, które wróciły z Niemiec. Ale co tam, ludzi zawsze można postraszyć...
A pamiętacie rok temu aferę ze świńską grypą? Epidemia, pandemia nam grozi, szczepionki wymyślili, nakupowali ich miliony. Kto na tym największą kasę wydoił chyba nietrudno się domyślić. Chwała ówczesnemu polskiemu rządowi, że oni ich nie kupili - chociaż czy to efekt rozsądku, czy biurokracji to już nie wiem. A tymczasem nie mówi się, że ta diabelska (dodaje patosu) świńska grypa uratowała życie conajmniej 1000 osób we Włoszech (jak dodamy do tego inne kraje to pewnie jeszcze więcej), które po jej przebyciu nabyły odporność na zwykłą grypę. A zwykła grypa by je zabiła - oczywiście statystycznie rzecz biorąc. Chociaż statystycznie można wszystko udowodnić - ot choćby to, że chleb jest najbardziej rakotwórczy, bo każdy kto miał raka jadł chleb chociaż raz w życiu. Co oczywiście jest bzdurą, ale nie o tym.
Nie mówiło się też o tym, że ta szatańska (poziom wyżej od diabelska, dodaje jeszcze więcej patosu) świńska grypa była mniej niebezpieczna od tej zwykłej, sezonowej. No bo po co? Ludzi zawsze można postraszyć...
Nie dajmy się zwariować.
*A tymczasem okazało się, że to jednak nie hiszpańskie ogórki były źródłem zakażenia. A ja wczoraj jadłem truskawki. Nie wiem skąd, ale dobre były. Może to w nich tkwi źródło zakażenia? A może w gruszkach? Jabłkach? Winogronach? Skandynawskich meblach? Nie wiem... ale ludzi zawsze można postraszyć.
Internauta Damian Karaszewski
Masz pomysł na ciekawy artykuł? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!