Media apelują do opozycji w Syrii: walczcie z porwaniami dziennikarzy
Wiodące media międzynarodowe - w tym BBC, "Wall Street Journal", "The Economist" i agencje prasowe AP, Reuters i AFP - w liście otwartym apelują do syryjskiej opozycji o przeciwdziałanie coraz częstszym porwaniom dziennikarzy w tym kraju.
11.12.2013 | aktual.: 11.12.2013 19:18
"Dopóki będziemy pozwalać na to, by porwania odbywały się na dotychczasową skalę, dopóty dziennikarze nie będą chcieli jeździć do Syrii i nie będą mogli być świadkami wydarzeń, które rozgrywają się w granicach tego kraju" - podkreślono w liście otwartym, który zostanie wysłany do przywództwa wspieranej przez Zachód Wolnej Armii Syryjskiej (WAS) oraz pozostałych zbrojnych ugrupowań, w tym Frontu Islamskiego zrzeszającego sześć najbardziej wpływowych grup rebelianckich.
Wśród 13 sygnatariuszy listu są agencje prasowe: Associated Press, AFP, Reuters, dzienniki: "New York Times", "Washington Post", "Wall Street Journal", "The Guardian", "The Telegraph", "Los Angeles Times", tygodnik "The Economist", BBC oraz agencje medialne Atlantic Media i Getty Images.
Siła ekstremistów
Opozycja syryjska jest rozdrobniona i coraz bardziej zdominowana przez ekstremistyczne ugrupowania islamskie takie jak powiązane z Al-Kaidą grupy Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL) czy Front al-Nusra.
Dowódca Wolnej Armii Syryjskiej generał Salim Idris ma ograniczoną władzę nad licznymi ugrupowaniami walczącymi w Syrii, a frakcyjne spory między ekstremistycznym i umiarkowanym skrzydłem opozycji utrudniają walkę z siłami syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada.
Uważa się, że za większością porwań dziennikarzy stoją ugrupowania dżihadystyczne, jednak na mniejszą skalę dopuszczają się ich także prorządowe milicje, grupy przestępcze, a nawet rebelianci powiązani z WAS - przypomina AP.
W listopadzie Komitet Ochrony Dziennikarzy (CPJ) alarmował, że uprowadzenia wśród dziennikarzy w ogarniętej wojną domową Syrii odbywają się na bezprecedensową skalę. CPJ szacuje, że od wybuchu konfliktu w marcu 2011 r. co najmniej 30 dziennikarzy zostało uprowadzonych i wciąż jest w niewoli, a ponad 50 zginęło.
"Ciche" porwania
Temat uprowadzeń dziennikarzy najczęściej nie trafia do mediów. Pracodawcy i bliscy porwanych mają nadzieję, że zachowanie dyskrecji pomoże negocjować ich uwolnienie, lub obawiają się, że opublikowanie nazwiska uprowadzonego dziennikarza może narazić go na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Na początku syryjskiego konfliktu reżim wyrzucił z kraju przedstawicieli zagranicznych mediów, a wielu syryjskich dziennikarzy wtrącono do więzień. Wraz z upływem czasu i powiększaniem się terytorialnych zdobyczy rebeliantów także opozycyjne frakcje zbrojne rozpoczęły aresztowania wśród dziennikarzy, często na podstawie nieuzasadnionych podejrzeń o szpiegostwo.
Liczba porwań wzrosła szczególnie w ostatnich kilku miesiącach, gdy w siłę zaczęli rosnąć ekstremiści walczący w szeregach opozycji.
Do większości porwań dziennikarzy od lata doszło na północy i wschodzie kraju, które są pod władzą islamistów powiązanych z Al-Kaidą. Najbardziej niebezpieczne miejsca to miasto Ar-Rakka, prowincja Dajr az-Zaur, przygraniczne miasto Azaz oraz lądowy korytarz prowadzący do Aleppo.
Dziennikarze są czasem porywani dla okupu, który przeznacza się na zakup broni, a niekiedy traktowani są jako karta przetargowa w negocjacjach. Według ekspertów najbardziej niebezpieczni są islamiści, którzy porywają z pobudek ideologicznych, przez co są mniej skłonni do rozmów czy ulegania presji Zachodu.
Agresja wymierzona w media skupia się przede wszystkim na miejscowych dziennikarzach. Na 52 przedstawicieli tego zawodu zabitych od marca 2011 roku aż 47 to Syryjczycy. Wśród pięciu zabitych obcokrajowców są: Francuzi - reporter telewizyjny Gilles Jacquier i fotoreporter Remi Ochlik, Amerykanka Marie Colvin i Japonka Mika Yamamoto.
24 lipca br. uzbrojeni islamscy bojownicy porwali polskiego fotoreportera Marcina Sudera w miejscowości Sarakib, w prowincji Idlib. Suderowi udało się uciec; pod koniec października wrócił do Polski.