Mecenas bronił, czy pomagał bandytom z Pruszkowa
Prokuratura w Ostrołęce oskarża znanego
warszawskiego adwokata mec. Jacka Dubois o utrudnianie jednego ze
śledztw przeciwko gangowi pruszkowskiemu. Miał przekazywać dwóm
"pruszkowiakom" informacje, zanim zostali zatrzymani. Mecenas
twierdzi, że był obrońcą tych ludzi. O sprawie pisze "Gazeta
Wyborcza".
06.02.2006 | aktual.: 06.02.2006 07:50
Sprawa jest precedensowa - podkreśla dziennik. Także dlatego, że oskarżenie opiera się głównie na zeznaniach Jacka R. ps. "Sankul", dawnego klienta mec. Dubois, który został świadkiem koronnym.
Rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll w ostatnich dniach urzędowania wystąpił do ministra sprawiedliwości o "zbadanie legalności działań prokuratorów" w tej sprawie. Interwencję u prokuratora krajowego zapowiada Helsińska Fundacja Praw Człowieka, chce uczestniczyć w procesie jako obserwator.
Sprawa dotyka konstytucyjnych podstaw prawa do obrony - mówi szef programu spraw precedensowych w fundacji Adam Bodnar. Mec. Dubois działał zgodnie z etyką adwokacką. Osobiście uważam, że padł ofiarą nadgorliwości prokuratury.
Rzecznik dyscyplinarny rady adwokackiej w Warszawie Krzysztof Stępiński: Mec. Jacek Dubois to adwokat o nieposzlakowanej opinii, jeden z moich zastępców, zawiesił pełnienie funkcji. Moim zdaniem sprawa jest uszyta mocno na wyrost. Nasza komisja etyki wypowiedziała się i nie znalazła żadnych uchybień. Nie zamierzam w tej sprawie wszczynać postępowania.
Jacek Dubois pochodzi z szanowanej prawniczej rodziny. Sam wychował już ok. 40 adwokatów. Chciałem być adwokatem, odkąd zacząłem myśleć. Gdy dostałem wezwanie do prokuratury jako podejrzany, zawaliło mi się wszystko, co było istotą mojego życia - mówi.
Mecenas specjalizuje się w sprawach karnych, ale nie gangsterskich. Zdarza się, że siada na rozprawach obok prokuratora jako pełnomocnik pokrzywdzonych, np. w sprawie o potrójne zabójstwo w Kredyt Banku czy porwań olsztyńskich biznesmenów.
W końcu lat 90. jego klientem był Paweł B. ps. "Burzyn". To on przyprowadził do Dubois "Sankula" i "Bryndziaka". Chodziło o wymuszenie, oskarżonym miał zostać także "Masa", najsłynniejszy w Polsce świadek koronny. Nie został, historia nie doczekała się epilogu.
Od sierpnia 2000 r. CBŚ rozbijało "Pruszków". Gdy w 2001 r. dopadło "Burzyna", mecenas podjął się obrony. Złożył w prokuraturze pełnomocnictwo.
Do kancelarii przyszli też "Sankul" i "Bryndziak". Pierwszym CBŚ ani prokuratura długo się nie interesowały. Drugi był ścigany listem gończym. Według "Masy" w mafijnej strukturze "Bryndziak" był kapitanem. Miał własny gang podporządkowany "Pruszkowowi", wkrótce ma odpowiadać za 24 przestępstwa.
Wróćmy do kancelarii. Dubois opowiada: Ci dwaj pytają, czy będę ich bronił, bo spodziewają się zarzutów. Zgadzam się, doszło do ustnego zlecenia obrony. Oferują zaliczkę, ale odmawiam, dziś żałuję, bo zostałby ślad tej rozmowy.
W tym czasie "Burzyn" ma już kilka zarzutów. Przestępstwa popełniał wspólnie z "Sankulem" i "Bryndziakiem" (pobicia, paserstwo, handel kokainą). Kiedy dwaj ostatni przychodzą znów do kancelarii, Dubois rozmawia z nimi o zarzutach przeciw "Burzynowi", w których także oni są wymieniani. Uzgadnia z nimi linię obrony.
Z tych właśnie rozmów - podaje "Gazeta Wyborcza" - prokuratura robi adwokatowi zarzut. Komisja etyki przy radzie adwokackiej uważa, że Dubois miał prawo uzgadniać z osobami "faktycznie podejrzanymi" (choć bez formalnego prokuratorskiego zarzutu) linię obrony, informować też ściganego listem gończym. (PAP)