Matka Madzi żyła przed wojną
Zabiła dziecko, udawała ból, opowiadała o porwaniu, napisała list od rzekomych porywaczy. Proces Marii Zajdlowej, która udusiła swoją córeczkę Zosię, nie schodził przed wojną z czołówek gazet.
25.10.2013 | aktual.: 25.10.2013 08:26
Był 30 stycznia 1938 roku. Na komisariacie w Łodzi pojawiła się 29-letnia Zajdlowa. Szlochając zgłosiła zaginięcie Zosi (†12 l.). Miała w ręku list od porywaczy. Sprawą zajął się osobiście sam komendant policji. Jak twierdziła Zajdlowa, nie od razu zgłosiła to na policję, bo zdarzało się, że dzieci z dzielnicy gdzieś znikały, a potem same wracały. Ale gdy otrzymała anonim, od razu zgłosiła się na policję.
Z listu wynikało, że Zosia została porwana z zemsty za niespłacony dług zmarłego ojca Zosi. W ostatnich tygodniach w mieście zaginęły dwie inne dziewczynki. Natychmiast wszczęto więc poszukiwania. Po całym kraju rozesłano telefonogramy z dokładnym rysopisem Zosi. Pierwsze wątpliwości przyniosły rozmowy z sąsiadami. Nie mieli dobrego zdania o matce Zosi.
Rewizja w domu Zajdlowej nic nie dała. Ale bystry policjant zabrał wtedy próbkę jej pisma. I potwierdzono, że anonim był pisany ręką Marii. Szef policji oskarżył niewysoką brunetkę o zabicie własnej córki, a ta bez słowa upadła na ziemię i przez kolejną dobę nie odzyskała przytomności. Trzech niezależnych lekarzy nie miało wątpliwości, że podejrzana symuluje, ale nie byli w stanie jej „ocucić”.
Ciało Zosi znaleziono w kloace na podwórzu domu. Sekcja zwłok wykazała, że dziewczynkę uderzono w głowę i uduszono. Mimo dowodów, w tym śladów krwi w mieszkaniu, Zajdlowa nie przyznawała się do zabójstwa. A do policji dotarł kolejny anonim, w którym nieznana kobieta przyznawała się do zabicia Zosi. Bo ponoć Maria odbiła jej ukochanego. Rzewne wyznanie nie zrobiło na policji wrażenia.
Tysiące ludzi przyszło na pogrzeb Zosi. Setki gromadziły się przed gmachem sądu. Proces Zajdlowej nie schodził z czołówek gazet. Uliczni grajkowie pisali o niej piosenki, a biografia sprzedawała się jak świeże bułeczki. Sąd skazał dzieciobójczynię na dożywocie. Prokurator, kreśląc jej portret psychologiczny, napisał: kłamie, udaje, pozuje i nigdy nie jest sobą. – Zabiłam, ale zamiaru nie miałam – powiedziała w ostatnim słowie przed sądem Zajdlowa.
Polecamy internetowe wydanie Fakt.pl