Matka chłopców, którzy wypadli z okna dostała 2 lata
Na dwa lata więzienia skazał stołeczny sąd matkę dwóch chłopców: trzyletniego Konrada i
dwuletniego Damiana, którzy w 2006 roku wypadli z okna na ósmym piętrze bloku na warszawskim Bródnie. Dzieci zginęły na miejscu.
17.10.2008 | aktual.: 17.10.2008 14:29
Matka powinna sprawdzać, co dzieje się z dziećmi, a życie rodzica musi być podporządkowane dobru dziecka - mówił sędzia Piotr Mioduszewski uzasadniając wyrok.
Przyjaciel kobiety, również oskarżony w sprawie, został uniewinniony.
Do tragedii doszło w lipcu 2006 roku. Z okna mieszkania warszawskiego bloku około godz. 8 rano wypadło dwoje dzieci. Jak ustaliła policja w mieszkaniu, w sąsiednim pokoju przebywała wtedy matka chłopców Izabela B. i jej przyjaciel Adam K. Wcześniej w nocy były tam jeszcze dwie inne osoby - znajomi pary. Izabela B. w chwili zatrzymania miała ok. 0,2 promila w wydychanym powietrzu. Adam K. był trzeźwy. Biologiczny ojciec dzieci przebywa w więzieniu.
Matka, gdy otworzyła funkcjonariuszom drzwi, nie wierzyła, że doszło do tragedii. Tłumaczyła, że chłopcy bawią się w swoim pokoju. Później w rozmowie z funkcjonariuszami podkreślała, że zawsze zamykała okno. Nie stało przy nim też żadne krzesło, w pobliżu było jedynie łóżeczko.
Według ustaleń policji, starszy chłopiec mógł wspiąć się na parapet po kaloryferze i pomóc wejść swojemu bratu. Jak relacjonowali świadkowie, dzieci ubrane były tak, jakby dopiero się obudziły.
Prokuratura postawiła Izabeli B. i Adamowi K. zarzut narażenia dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Dla matki prokurator domagał się trzech lat więzienia, dla Adama K. wymierzenia kary w zawieszeniu.
Kobieta wcześniej, w 2006 roku, była już skazana za narażenie dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu - na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i dozór kuratora. Kilka miesięcy wcześniej, w innym mieszkaniu na warszawskiej Białołęce, pozostawiła chłopców bez opieki. Sąsiedzi zauważyli jak dzieci wychylają się z balkonu i wezwali policję. Braciom nic się wtedy nie stało.
Obrona Izabeli B. wnosiła o uniewinnienie; zwracała uwagę, że kobieta samotnie wychowywała chłopców i mimo trudnej sytuacji materialnej starała się im zapewnić opiekę. Ponadto, jak ustalono, okna w mieszkaniu były zabezpieczone - żeby je otworzyć trzeba było najpierw sięgnąć po wymontowaną klamkę. Nie ustalono, kto ponosi odpowiedzialność za otwarcie okna, nie zabezpieczono klamki i nie sprawdzono, kto ostatni trzymał ją w ręku - mówił mec. Jan Woźniak.
Sąd jednak podkreślił, iż gdyby matka po powrocie w nocy z pracy do domu zajrzała do pokoju, w którym spały dzieci, dostrzegłaby otwarte okno. Jak to może być, że matka, która wraca z pracy ma towarzyskie spotkanie, a dzieci jakby w ogóle nie było - mówił sędzia. Dodał, że wyrok byłby znacznie łagodniejszy, gdyby nie wcześniejsze skazanie Izabeli B.
Uzasadniając uniewinnienie Adama K. Mioduszewski zaznaczył, że odpowiedzialności podlega tylko ten, na którym ciąży prawny, szczególny obowiązek zapobiegnięcia skutkowi, a Adam K. był jedynie "więcej niż znajomym". Sąd zajmuje się tylko kwestiami prawnymi, a nie moralnymi, ale niech się pan zastanowi, czy nie ponosi żadnej moralnej odpowiedzialności, skoro przyznał pan, że dzieci pana lubiły - powiedział sędzia zwracając się do Adama K.
Wyrok nie jest prawomocny. W przypadku uprawomocnienia wyroku skazującego, sąd może odwiesić poprzedni wyrok wymierzony Izabeli K.