Matka Boska, najważniejszy gość we wsi. Mieszkańcy czekali czterdzieści lat © WP.PL | Daniel Gnap

Matka Boska, najważniejszy gość we wsi. Mieszkańcy czekali czterdzieści lat

Piotr Barejka
15 marca 2020

Gdy do wsi przyjedzie Matka Boska, znikną sąsiedzkie kłótnie. Mieszkańcy będą czuwać nocą przy obrazie, nawet jeśli o świcie wstają doić krowy. Sołtysi się dziwią, bo każdy chce ulice ozdabiać. Tylko niektórzy przeklną, bo za Matką Boską jeżdżą też złodzieje.

Zebrani na Jasnej Górze pielgrzymi zobaczyli cudowny obraz Matki Boskiej. “Matko, zejdź do nas! - skandował tłum. Ale obrazu nie można było z klasztoru wynieść. Matka Boska musiała być tam, gdzie jej miejsce. Zrobiono więc kopię, która zeszła do ludu.

Był rok 1956.

Gdy odwiedzała parafie w całym kraju, obserwowała ją bezpieka. Śledziła każdy jej ruch, krzyżowała plany, zmieniała trasy przejazdów. Pewnego dnia Matka Boska została aresztowana. Milicja zawróciła ją na Jasna Górę.

Był rok 1972.

Wtedy po Polsce jeździły puste ramy obrazu. I tak przez sześć lat, aż obraz został z klasztoru uwolniony. Ukrywano go, milicja szukała winnych. Nie znalazła, a Matka Boska znów odwiedzała parafie. Objechała cały kraj, modliły się do niej miliony.

Był rok 1980.

I znów ruszyła w Polskę.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Do płotów nikt, na Maryję wszyscy

Dotarła do Kobylnik. Minął tydzień, odkąd wyjechała stąd Matka Boska, ale we wsi są jeszcze ozdoby. Powiewają chorągiewki, w oknach przyklejone są obrazy, nad ulicą wiszą girlandy. Słupy przystrojone są niebieskimi lampkami, które świecą blado.

- Ciarki miałam na całym ciele - wspomina pani Krystyna. - Wnuczka twierdziła, że Maryja wciąż na nią patrzy, a mi się wydawało, że na mnie. Ona wszystkich objęła swoim wzrokiem.
- To najważniejszy gość w moim życiu. Nie ma drugiego takiego - przytakuje Elżbieta, jej sąsiadka.
- Taką ulgę po wszystkim poczułam - mówi Krystyna. - Nawet kasetę z nagraniem sobie zamówiłam.

Drugiego takiego wydarzenia, jak wizyta Matki Boskiej, mieszkanki nie pamiętają. Było otwarcie drogi ekspresowej, był też remont wiejskiej świetlicy, ale to nie może się temu równać.

- Trzeba to przeżyć. Wciąż to powtarzam - oznajmia Krystyna.

Sołtysowa za to dziwiła się, że mieszkańcy tak szybko ozdobili wieś. Kiedy szukała kogoś, kto pomaluje płot, łatwo nie było. Chętni się nie garnęli. Myślała, że takie ozdabianie zajmie dzień, nawet dwa. Ale wystarczyły dwie godziny.

- Zwykle nikomu się nie chce, nikomu nie pasuje. Byłam w szoku, ile osób wtedy przyszło - opowiada - Nie mieli do siebie pretensji. Czasami sąsiad z sąsiadem nie gada, ale wtedy nie było problemu.

Choć nie wszystkie domy mają w oknach obrazki. Niektóre tylko jedną, skromną flagę, a inne wyglądają, jak co dzień. Wśród tych jest dom pana Piotra, na którym ozdób nie ma. Tylko w środku wisi krzyżyk, przyczepiony nad drzwiami.

- Moim zdaniem to grzech bałwochwalstwa, wszystko na pokaz - oznajmia pan Piotr. - Księża o tym grzechu nie mówią.

Gdy przyjeżdżała Matka Boska, we wsi go nie było. I nie żałuje tego.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Skąd my to wszystko weźmiemy

Potem Matka Boska pojechała do Radomicka. Gdy pani Genowefa usłyszała, że będzie u nich, zaczęła się martwić. Wciąż pamiętała, jak obraz przyjechał czterdzieści lat temu. Wtedy sami musieli załatwić materiał, uszyć chorągiewki, zrobić lampiony. Martwiła się, jak to teraz zorganizować.

- A wystarczyło gotowe kupić. Nawet takie drogie nie było, bo taki obrazek - mówi, pokazując na okno. - Po pięć złotych.
- Dobrze, że latem dom pomalowałam. Byłby wstyd teraz - wtrąca się jej córka.
- Maryja jest jak druga matka - mówi dalej Genowefa. - Matki ziemskiej już nie mam, ale ona będzie zawsze.

Pani Genowefa wzruszyła się, kiedy zobaczyła sąsiadów, którzy zwykle nie wychodzą z domów. Starsi, schorowani, na wózkach i o kulach. Ci, którzy ledwo chodzą. Ale na mszy dla chorych byli, modlili się o zdrowie.

Niełatwo było im dojść do kościoła, bo stoi na wzniesieniu. Wewnątrz panuje półmrok, przy ścianie widać oświetlony obraz. Kilkanaście osób siedzi w ławkach. Ciszę przerywa trzaskanie drzwi. Matka Boska jest we wsi prawie dobę, została jeszcze godzina.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

- Przepraszam, dokąd Matka Boska teraz jedzie? - pyta jeden z wiernych.
- Do Bronikowa - odpowiada kościelny.

Matkę Boską wynoszą z kościoła strażacy, ramę trzymają w białych rękawiczkach. Niosą ją przykrytą folią, bo od rana leje deszcz. Mokną im galowe mundury, woda kapie na czapki. Salutują, gdy obraz chowa się w samochodzie.

- Modliłam się o zdrowie dla siebie, dla rodziny, o spokój na świecie - wymienia pani Anna - Jak wróciłam do domu, to ciepło na sercu się zrobiło. Łezki do oczu napływały.

Ksiądz żegna obraz. Słuchają go schowani pod parasolami wierni. Bagażnik się zamyka, a zakonnik siada za kierownicą. Włącza koguty.

- To przykre, jak odchodzi obraz. Tak jakby ktoś bliski odszedł - wzdycha Anna.

Pierwszy cud Matki Boskiej

Przed Matką Boską jedzie policyjny radiowóz. Za nią wozy strażackie. Skręcają obok stacji benzynowej, jadą wzdłuż blaszanych hal. Wzdłuż drogi stoją kobiety ze zniczami, do Matki Boskiej machają całe rodziny. Ludzie nagrywają ją telefonami.

Wjeżdża do Bronikowa. Klapa bagażnika otwiera się automatycznie. Wnętrze jest oświetlone, wypełnione różańcami. Po obu stronach stoją małe głośniki. Strażacy salutują. Zakonnik wysiada zza kierownicy.

- Byłoby łatwiej, gdyby nie padało - zaczyna mówić proboszcz. - Ale nasi rolnicy czekają na deszcz, cieszą się. To pierwszy cud, że Matka Boska przyniosła deszcz.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Ludzie wchodzą do ciasnego, drewnianego kościoła. Zapełniają się wszystkie ławki, przejścia pomiędzy nimi, przedsionki. Niektórzy miejsca nie znajdą. A na zewnątrz ustawione są stragany. Do kupienia obrazki, książeczki, różańce i krzyże.

- Śpimy w przyczepie kempingowej. Codziennie gdzie indziej jesteśmy - mówi Grażyna, gdy przykleja cenę na różaniec.

Ma chwilę spokoju, kiedy ludzie są na mszy. Opowiada, że jeżdżą za obrazem od kilkunastu lat. Jak Matka Boska w drodze, to i oni. Przerwę mają, gdy przerwę ma obraz. Czyli zwykle na święta. I czasami parę dni odpoczynku, jak brakuje sił.

- Warunki mamy bardzo dobre - mówi. - Mamy prysznic, toaletę, lodówkę, piec, kablówkę i dwie sypialnie. Niektórzy tak w domu nie mają.

Na początku zawsze pytają proboszcza, czy mogą się ustawić. Jeden pozwoli, nawet zaprosi na obiad. Użyczy prądu, który podepną do przyczepy. Inny przeklnie ich pod nosem. Oni rozstawiają swój stragan, obserwują ludzi.

- To jak ze śmiercią naszego papieża. Wrogowie się pogodzili, minął tydzień i wszystko było po staremu - mówi. - Tutaj też najpierw sobie słodzą, a na drugi dzień kłócą za parafią.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Obok pamiątek stają jeszcze stoiska ze zdjęciami. Sprzedawcy zrobili je, kiedy ludzie wchodzili do kościoła. Wydrukowali naprędce w samochodzie. Tak, żeby do kupienia były zaraz po mszy.

- Zdjęcia są jak lista obecności. Nie raz wychodzi proboszcz, mówi: Boże, ja nie wiedziałem, że mam tylu parafian! - śmieje się Grażyna.

Ludzie wychodzą z kościoła, przeglądają zdjęcia, szukają siebie i bliskich. Myślą czy wziąć jedno, czy dwa. Trafia się zawiedziona pani, siedziała w drugiej ławce, ale nie ma ani jednego zdjęcia. Obok młoda kobieta szuka swojego synka.

- Za to na straganie czasami jest drugi konfesjonał - opowiada Grażyna. - Starsze panie nie mają z kim pogadać, więc przychodzą do nas. Później ja to przeżywam, popłaczę sobie, jak wrócę do przyczepy.

Niektórzy wierni zostają w środku, siedzą w milczeniu przed obrazem. Później, przez całą noc, będą czuwać. Na zmianę, po godzinie. Każda ulica ma swój czas. I tak do rana, gdy znów zaczną się msze.

- O drugiej wróciłem, o piątej wstałem. Krowy trzeba doić - mówi pan Arek. - Tu jest osiemset dusz. Zwykle połowa do kościoła chodzi, a wczoraj byli wszyscy. Córka mówiła, że ludzi nie znała - kręci głową.
- A pamiątkę pan kupił?
- Ja nie jestem za tym. Tak kasę robić - prycha. - Zamiast na mszę, to każdy na zdjęcia patrzy.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Tabletki na uspokojenie

Matka Boska ma przejechać do Bucza. Mieszkańcy wiedzą, którędy prowadzi jej trasa. Również na drodze się przygotowują. Co wieś, to inne chorągiewki wiszą. Gdzieś kupione, dalej własnoręcznie uszyte, bo tak taniej.

- Jak ksiądz mówi, to tak trzeba - stwierdza pan Henryk. - Ale wygląda, jakby miał prezydent jechać.

W jego wsi flagi powbijanie są po obu stronach drogi, w równych odstępach. Gdy zaczyna się kolejna wieś, zamiast flag są kolorowe proporczyki.

- Oczekujemy - mówi pani Stefania. - Ozdobione wszystko mamy.
- Trzeba się wystroić, ale też poprawić - dodaje jej koleżanka.
- Duchowo - precyzuje Stefania. - Ale emocje są. Tabletki muszę wziąć, takie wyciszające.

Starsza kobieta podjeżdża zardzewiałym rowerem. Wyjmuje z koszyka kokardki, które zawiązuje na balustradzie. Kawałek dalej ktoś zamiata ulice, grabi trawnik, sadzi nowe bratki. Strażacy szorują wóz, którym pojadą po obraz. Choć została jeszcze godzina, pierwsi mieszkańcy wychodzą z domów.

Syreny z remizy zaczynają wyć. Proboszcz uruchamia dzwonnicę. Matka Boska zbliża się do wsi. Tym razem jedzie w asyście motocyklistów, towarzyszy jej ryk silników. Policja wstrzymuje ruch, obraz wysuwa się z samochodu.

Najpierw Matkę Boską biorą ojcowie, potem matki, a na końcu młodzież. Proboszcz dziękuje, że tak szybko udało się wyremontować kościół. Renowację dachu i ołtarzy skończyli akurat na przyjazd Matki Boskiej.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap

Złodzieje za Matką Boską

Niedaleko kościoła jest jedyny we wsi bar. Wnętrze, w którym nic się nie zmienia od trzydziestu lat. Kawa w szklankach z koszyczkiem, piwo za parę złotych, bilard i piłkarzyki. Wszystkie stoliki są wolne, a za barem stoi pani Małgosia.

- Przygotowania powinno się w sercu robić, a nie że ktoś się oklei obrazami, wstążkami, a resztę ma gdzieś - mówi. - Duchowo trzeba się przygotować.

Chociaż na swoim domu flagi ma już wywieszone. Nie mieszka w Buczu, ale w sąsiedniej wsi. Do niej Matka Boska przyjedzie pod koniec tygodnia.

- Córka prosi, żebym na flagach skończyła - zamyśla się. - Ale mam jeszcze taki świecący obrazek. Chyba go wystawię. Nie za dużo, ozdobię chociaż jedno okno.

Gdy zaczyna się msza, ulice wsi pustoszeją. Gasną światła w domach. I wtedy do wsi wchodzi jeszcze ktoś. Złodzieje, którzy jeżdżą za Matką Boską. Mieszkańcy opowiadają, jak kradną gotówkę, przewracają domy do góry nogami.

Obraz
© WP.PL | Daniel Gnap