Masowy protest rosyjskich związkowców
W ponad 300 rosyjskich miastach doszło do demonstracji przeciwko reformom socjalnym. Jest to
jeden z największych aktów sprzeciwu społecznego od dojścia do
władzy Władimira Putina w 2000 r.
Fala manifestacji, które przebiegały spokojnie rozpoczęła się w regionach położonych na Dalekim Wschodzie kraju. W obwodzie irkuckim demonstrowało łącznie kilkadziesiąt tysięcy osób, podczas gdy budynek władz syberyjskiej Jakucji w Jakucku pikietowały dwa tysiące protestujących.
W europejskiej części Rosji frekwencja była niższa - w Moskwie manifestowało ok. 1,5 tys. członków związków zawodowych. Również półtora tysiąca demonstrowało w uralskim Jekaterynburgu, zaś około tysiąca związkowców zebrało się w Saratowie na południu Rosji.
"Związki zawodowe prowadzą dzisiejszą akcję w ramach walki z biedą. Domagają się zachowania i wzmocnienia gwarancji socjalnych" - powiedział w Irkucku szef lokalnej Rady Związków Zawodowych Aleksandr Obołkin.
Jeden z liderów Federacji Niezależnych Związków Rosji (FNPR) Andriej Isajew twierdził z kolei, że wprowadzając reformy w ustawodawstwie socjalnym władze postąpiły "bez debaty w ramach rosyjskiej komisji trójstronnej".
Związkowcy niezadowoleni są przede wszystkim z tzw. "monetaryzacji przywilejów" - likwidacji dotychczasowych ulg i zniżek sektorowych w zamian za podwyższenie pensji pracowników. Według nich, podwyżki są zbyt małe i nie stanowią pełnej rekompensaty.
Brak protestów społecznych stanowił dotąd jeden z głównych argumentów zwolenników rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, który w marcu uzyskał reelekcję na kolejne cztery lata zdobywając w wyborach ponad 70% głosów.
Ekipa prezydenta wielokrotnie chwaliła się, że od jego dojścia do władzy w kraju wypłaca się regularnie pensje, zaś poziom zadowolenia społecznego jest zdecydowanie wyższy niż za rządów jego poprzednika Borysa Jelcyna.