Marzył o śmierci. Janusz Świtaj właśnie osiągnął życiowy sukces

Brakuje mi własnego oddechu – mówi Wirtualnej Polsce Janusz Świtaj. Od lat oddycha za pomocą respiratora. Jako pierwszy człowiek w Polsce złożył oficjalny wniosek o odłączenie od aparatury. Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Właśnie obronił pracę magisterską i pracuje w szpitalu. – Marzę o studiach podyplomowych – mówi.

Marzył o śmierci. Janusz Świtaj właśnie osiągnął życiowy sukces
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magda Mieśnik

13.06.2019 | aktual.: 13.06.2019 10:12

W 2007 r. Świtaj wywołał narodową dyskusję na temat eutanazji. 14 lat wcześniej, tuż przed 18. urodzinami, uległ wypadkowi motocyklowemu. Uraz kręgosłupa szyjnego i zmiażdżony rdzeń kręgowy sprawiły, że od tamtej pory oddycha za pomocą respiratora. Miał dość życia w czterech ścianach, przykuty do łóżka.

Wystąpił do sądu z wnioskiem o odłączenie od aparatury. Tłumaczył, że cierpi nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nie może nawet wyjść na spacer. Z pomocą ruszyła mu wtedy Anna Dymna. Jej fundacja "Mimo wszystko" przekazała Januszowi specjalistyczny wózek, dzięki któremu mógł wreszcie pojechać na spacer.

Zaczął pracę w fundacji Dymnej i zrezygnował z walki o eutanazję. W 2013 r. rozpoczął studia psychologiczne na Uniwersytecie Śląskim. We wtorek obronił pracę magisterską na temat stresu i wypalenia zawodowego pielęgniarek pracujących na oddziałach intensywnej terapii.

Wiele wyrzeczeń

- Ostateczną decyzję o studiach podjąłem w dniu, w którym zaliczyłem wszystkie przedmioty z egzaminu maturalnego. Już tak mam, że jak podejmę poważną decyzję, to daję z siebie maksimum starań i zaangażowania, aby zrealizować swoje postanowienie i marzenie. Psychologią interesowałem się od dłuższego czasu – mówi Świtaj.

Przyznaje, że ukończenie studiów dla osoby z dużymi ograniczeniami ruchowymi jest bardzo trudne. - Dałem radę, lecz kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń i poświęcenia. Gdyby kontynuacja studiów nie była połączona z pasją, to w tak znacznym stopniu niepełnosprawności ruchowej i braku własnego oddechu nie ukończyłbym studiów – mówi Świtaj.

W docieraniu na uczelnię pomógł mu nowy, dużo lżejszy wózek. - Starałem się przyjeżdżać systematycznie na wydział, uczestniczyć w wykładach i ćwiczeniach i mieć bezpośredni kontakt z wykładowcami zamiast cyfrowego odpowiednika – mówi mężczyzna.

Szpital i studia

Nie zamierza kończyć nauki na tytule magistra. Od kilku miesięcy jest na stażu w Górnośląskim Centrum Rehabilitacji w Reptach Śląskich. Od pracujących tam psychologów uczy się kontaktu i pracy z chorymi. Świtaj chce też rozpocząć studia podyplomowe na Uniwersytecie SWPS w Katowicach.

Świtaj przyznaje, że jest teraz zbyt zajęty, by w ogóle jeszcze myśleć o eutanazji. - Po prostu nie mam czasu na wracanie do przeszłości – zapewnia. I dodaje: - Te wydarzenia nieoczekiwanie odmieniły moje życie, a przede wszystkim pozwoliły się w minimalnym stopniu usamodzielnić, wyjść z mieszkania rodziców, w początkowej fazie realizować pierwsze marzenia. Po 16 latach przebywania tylko w pomieszczeniach lub salach szpitalnych byłem spragniony słońca, widoku nieba, chmur, poczucia świeżego powietrza na twarzy.

Gdy zaopiekowała się nim Anna Dymna, zaczął wychodzić z domu i udzielać się społecznie. - Mogłem pozwolić sobie na podejmowanie decyzji i ukierunkować je zgodnie z moimi myślami. Bardzo lubię podrożę, uczestniczyć w różnych wydarzeniach kulturalnych, lubię też spotkać się ze znajomymi motocyklistami na różnych zlotach motocyklowych, ale bardzo chciałem też zadbać o własny rozwój intelektualny. Podstawową opiekę natury biologicznej dają mi w dalszym ciągu rodzice, mam też wsparcie ze strony asystenta osobistego – mówi Świtaj.

Z dala od polityki

Pięć lat temu otrzymał propozycję startu do rady miasta. Odmówił, bo chciał się skupić na studiach. Zamiast w politykę, woli się angażować w działalność społeczną i walczyć o zniesienie barier architektonicznych dla niepełnosprawnych.

Gdy pytam go, czy eutanazja powinna być dopuszczalna w Polsce, odpowiada: - Było już w Polsce kilka prób podjęcia tego tematu i ja jako ofiara wypadku komunikacyjnego, żyjąca w sposób biologicznie nienaturalny, oddychający za pomocą aparatury medycznej, nie chciałbym tu przyjmować jednoznacznego stanowiska, bo przecież jestem żywym przykładem na to, że jeśli się otrzyma odpowiednią pomoc i wsparcie, tak jak ja od Anny Dymnej i całej fundacji "Mimo Wszystko", to nawet w takim stanie jak mój można funkcjonować i cieszyć się życiem. Więc niech będzie to inspiracją dla innych osób, instytucji, oraz rządu, że warto pomagać takim ludziom.

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (77)