PolskaMarynarze odpływają

Marynarze odpływają

Absolwenci wrocławskiej szkoły pływają na statkach w Holandii, Niemczech i Belgii. Mimo dużego zapotrzebowania na marynarzy, Wrocław nie będzie już kształcił fachowców od żeglugi. Władze miasta wciąż twierdzą, że likwidacja szkoły była konieczna.

Marynarze odpływają

10.06.2005 | aktual.: 10.06.2005 11:39

Cztery lata temu, 18 października 2001 roku, decyzję o likwidacji szkoły podjęli radni miejscy. Mówili: szkoła produkuje bezrobotnych. Tymczasem Holendrzy, Belgowie i Niemcy przyjeżdżają do Wrocławia, żeby szukać pracowników. – Jeszcze w tym roku chcemy zatrudnić 200 marynarzy – mówi Kamila Palicka z holenderskiej firmy Polska Contractors, która zatrudnia osoby pływające na barkach. – Młodszy marynarz, pływając przez cały miesiąc, zarabia 3200 złotych na rękę.

W następnym miesiącu wraca do domu i nie mając żadnych obowiązków dostaje 849 zł brutto. Tak przez 12 miesięcy, bo tyle trwa kontrakt – mówi Kamila Palicka. Niderlandzki rynek jest w stanie wchłonąć jeszcze tysiąc polskich marynarzy.

Jest praca

Wczoraj z rejsu wrócił Damian Cieślak. Płynął z Budapesztu do Amsterdamu. Jest absolwentem wrocławskiego technikum. – Skończyłem tę szkołę 11 lat temu. Na początku nie było pracy, ale teraz w Unii Europejskiej są możliwości dla marynarzy śródlądowych. To dobra i bezpieczna praca. W dodatku świetnie płatna – tłumaczy Cieślak. Na Zachodzie praca jest, bo tam żegluga śródlądowa jest dużo bardziej rozwinięta. 30 procent transportu w krajach Unii Europejskiej to właśnie transport wodny. Bardziej ekonomiczny i ekologiczny.

W Polsce tylko jeden procent transportu odbywa się drogą rzeczną. – W naszym kraju nie ma pracy dla marynarzy śródlądowych. I to był argument, który przekonał radnych, że utrzymywanie tej szkoły nie ma sensu. Technikum kosztowało miasto siedem razy więcej niż utrzymanie jednego liceum ogólnokształcącego – mówi Wojciech Król z Urzędu Miejskiego we Wrocławiu. Jednak zdaniem Waldemara Lisowskiego, dyrektora Urzędu Żeglugi Śródlądowej, w Polsce potrzebnych jest coraz więcej marynarzy śródlądowych. – Mamy deficyt. Fachowców jest mało. Potrzebujemy ludzi pływających na barkach, pracowników śluz i budowniczych wodnych.

Praca w Polsce jest i będzie jej teraz coraz więcej – zapewnia Lisowski. Życie na statku Po polskich rzekach od 30 lat pływa Tadeusz Hordejuk. Jego statek „Driada” zabiera turystów na wycieczki. – Skończyłem tę szkołę w 1972 roku. I zawdzięczam jej całe życie. Bez tej szkoły nie miałbym takiej roboty. Żaden kurs by mnie tego nie nauczył. Z wodą nie ma żartów i teoria przekazywana na kursach to za mało, by sprawnie sterować barką, która ma ponad sto metrów. Bez praktyki marynarz nie przepłynie przez śluzę, pchając przed sobą 90-metrową paletę wiozącą 100 ton węgla – mówi kapitan żeglugi śródlądowej. Tegoroczni absolwenci technikum nie boją się, że zostaną bez pracy. – Zastanawiam się, czy nie wyjechać do Niemiec albo do Holandii.

Rodzice nie mają pieniędzy, by dłużej mnie utrzymywać. A jak przywiozę im z kursu 3-4 tysiące złotych, będą szczęśliwi – mówi Łukasz Maciołowski, tegoroczny maturzysta. Jego kolega Mariusz Wachowski zdecydował, że chce się dalej uczyć żeglugi. Od października będzie studentem Szkoły Morskiej w Szczecinie. – Wychodząc ze szkoły jestem spokojny o swoją przyszłość. Dziś nie każda szkoła daje takie poczucie młodemu człowiekowi. Nawet licea profilowane, które powstały w miejsca techników, nie gwarantują pracy. A już na pewno nie tak dobrze płatnej jak nasza – dodaje Wachowski, tegoroczny absolwent szkoły. Ostateczna decyzja Jutro o godzinie 17 ubierze granatowy mundur i odbierze swoje świadectwo dojrzałości.

– Ostatni raz popatrzymy na sztandar szkoły, który trafi potem do szafy i po Technikum Żeglugi Śródlądowej zostaną tylko wspomnienia – mówią nauczyciele. Mają jeszcze nadzieję, że szkoła nie zostanie zlikwidowana. – Technikum przestanie istnieć formalnie dopiero po wakacjach, 31 sierpnia. Może ktoś otworzy oczy i zrozumie, że ta szkoła jest tu potrzebna. Po Odrze barki pływały zawsze i to się nie zmieni. To jedyna droga, którą transportuje się do Wrocławia węgiel z Górnego Śląska – tłumaczy Henryk Pierchała, wieloletni nauczyciel technikum. Dziś już na emeryturze. – Ta decyzja jest nieodwołalna. Zgodnie z uchwałą rady miasta szkoła przestanie istnieć – mówi Wojciech Król. – Powstał jednak pomysł, by stworzyć prywatną szkołę żeglugi śródlądowej. Wtedy miasto na pewno wesprze ją finansowo.

Akademia Szuwarowo-Bagienna

Pierwsze lekcje w dwuletniej szkole Żeglugi Śródlądowej odbyły się 23 lutego 1947 roku. Szkołą kierował wtedy dyrektor Antoni Gregorkiewicz. W latach 50. kadra szkoły odbudowała zniszczoną w czasie wojny zabudowę hydrotechniczną Wrocławia. Szkoła zwana była popularnie Akademią Szuwarowo-Bagienną. Kształciła tylko chłopców. O szkole napisano dwie prace magisterskie. W latach 50. i 60. kończyło ją co roku 600-700 absolwentów. Przez 55 lat swojej działalności wykształciła 15 tysięcy absolwentów: mechaników maszyn i urządzeń okrętowych, marynarzy żeglugi śródlądowej, techników budownictwa wodnego i ślusarzy okrętowych.

Małgorzata Agaciak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)