PolskaMarynarze odpływają

Marynarze odpływają

Absolwenci wrocławskiej szkoły pływają na statkach w Holandii, Niemczech i Belgii. Mimo dużego zapotrzebowania na marynarzy, Wrocław nie będzie już kształcił fachowców od żeglugi. Władze miasta wciąż twierdzą, że likwidacja szkoły była konieczna.

Marynarze odpływają

Cztery lata temu, 18 października 2001 roku, decyzję o likwidacji szkoły podjęli radni miejscy. Mówili: szkoła produkuje bezrobotnych. Tymczasem Holendrzy, Belgowie i Niemcy przyjeżdżają do Wrocławia, żeby szukać pracowników. – Jeszcze w tym roku chcemy zatrudnić 200 marynarzy – mówi Kamila Palicka z holenderskiej firmy Polska Contractors, która zatrudnia osoby pływające na barkach. – Młodszy marynarz, pływając przez cały miesiąc, zarabia 3200 złotych na rękę.

W następnym miesiącu wraca do domu i nie mając żadnych obowiązków dostaje 849 zł brutto. Tak przez 12 miesięcy, bo tyle trwa kontrakt – mówi Kamila Palicka. Niderlandzki rynek jest w stanie wchłonąć jeszcze tysiąc polskich marynarzy.

Jest praca

Wczoraj z rejsu wrócił Damian Cieślak. Płynął z Budapesztu do Amsterdamu. Jest absolwentem wrocławskiego technikum. – Skończyłem tę szkołę 11 lat temu. Na początku nie było pracy, ale teraz w Unii Europejskiej są możliwości dla marynarzy śródlądowych. To dobra i bezpieczna praca. W dodatku świetnie płatna – tłumaczy Cieślak. Na Zachodzie praca jest, bo tam żegluga śródlądowa jest dużo bardziej rozwinięta. 30 procent transportu w krajach Unii Europejskiej to właśnie transport wodny. Bardziej ekonomiczny i ekologiczny.

W Polsce tylko jeden procent transportu odbywa się drogą rzeczną. – W naszym kraju nie ma pracy dla marynarzy śródlądowych. I to był argument, który przekonał radnych, że utrzymywanie tej szkoły nie ma sensu. Technikum kosztowało miasto siedem razy więcej niż utrzymanie jednego liceum ogólnokształcącego – mówi Wojciech Król z Urzędu Miejskiego we Wrocławiu. Jednak zdaniem Waldemara Lisowskiego, dyrektora Urzędu Żeglugi Śródlądowej, w Polsce potrzebnych jest coraz więcej marynarzy śródlądowych. – Mamy deficyt. Fachowców jest mało. Potrzebujemy ludzi pływających na barkach, pracowników śluz i budowniczych wodnych.

Praca w Polsce jest i będzie jej teraz coraz więcej – zapewnia Lisowski. Życie na statku Po polskich rzekach od 30 lat pływa Tadeusz Hordejuk. Jego statek „Driada” zabiera turystów na wycieczki. – Skończyłem tę szkołę w 1972 roku. I zawdzięczam jej całe życie. Bez tej szkoły nie miałbym takiej roboty. Żaden kurs by mnie tego nie nauczył. Z wodą nie ma żartów i teoria przekazywana na kursach to za mało, by sprawnie sterować barką, która ma ponad sto metrów. Bez praktyki marynarz nie przepłynie przez śluzę, pchając przed sobą 90-metrową paletę wiozącą 100 ton węgla – mówi kapitan żeglugi śródlądowej. Tegoroczni absolwenci technikum nie boją się, że zostaną bez pracy. – Zastanawiam się, czy nie wyjechać do Niemiec albo do Holandii.

Rodzice nie mają pieniędzy, by dłużej mnie utrzymywać. A jak przywiozę im z kursu 3-4 tysiące złotych, będą szczęśliwi – mówi Łukasz Maciołowski, tegoroczny maturzysta. Jego kolega Mariusz Wachowski zdecydował, że chce się dalej uczyć żeglugi. Od października będzie studentem Szkoły Morskiej w Szczecinie. – Wychodząc ze szkoły jestem spokojny o swoją przyszłość. Dziś nie każda szkoła daje takie poczucie młodemu człowiekowi. Nawet licea profilowane, które powstały w miejsca techników, nie gwarantują pracy. A już na pewno nie tak dobrze płatnej jak nasza – dodaje Wachowski, tegoroczny absolwent szkoły. Ostateczna decyzja Jutro o godzinie 17 ubierze granatowy mundur i odbierze swoje świadectwo dojrzałości.

– Ostatni raz popatrzymy na sztandar szkoły, który trafi potem do szafy i po Technikum Żeglugi Śródlądowej zostaną tylko wspomnienia – mówią nauczyciele. Mają jeszcze nadzieję, że szkoła nie zostanie zlikwidowana. – Technikum przestanie istnieć formalnie dopiero po wakacjach, 31 sierpnia. Może ktoś otworzy oczy i zrozumie, że ta szkoła jest tu potrzebna. Po Odrze barki pływały zawsze i to się nie zmieni. To jedyna droga, którą transportuje się do Wrocławia węgiel z Górnego Śląska – tłumaczy Henryk Pierchała, wieloletni nauczyciel technikum. Dziś już na emeryturze. – Ta decyzja jest nieodwołalna. Zgodnie z uchwałą rady miasta szkoła przestanie istnieć – mówi Wojciech Król. – Powstał jednak pomysł, by stworzyć prywatną szkołę żeglugi śródlądowej. Wtedy miasto na pewno wesprze ją finansowo.

Akademia Szuwarowo-Bagienna

Pierwsze lekcje w dwuletniej szkole Żeglugi Śródlądowej odbyły się 23 lutego 1947 roku. Szkołą kierował wtedy dyrektor Antoni Gregorkiewicz. W latach 50. kadra szkoły odbudowała zniszczoną w czasie wojny zabudowę hydrotechniczną Wrocławia. Szkoła zwana była popularnie Akademią Szuwarowo-Bagienną. Kształciła tylko chłopców. O szkole napisano dwie prace magisterskie. W latach 50. i 60. kończyło ją co roku 600-700 absolwentów. Przez 55 lat swojej działalności wykształciła 15 tysięcy absolwentów: mechaników maszyn i urządzeń okrętowych, marynarzy żeglugi śródlądowej, techników budownictwa wodnego i ślusarzy okrętowych.

Małgorzata Agaciak

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)