PolskaMarta Tychmanowicz: samobójstwo czy polityczne morderstwo?

Marta Tychmanowicz: samobójstwo czy polityczne morderstwo?

7 stycznia 1949 roku w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach zginął legendarny już wówczas Jan Rodowicz "Anoda", jeden z bohaterów "Kamieni na szaniec". Nazywany ułanem Batalionu Zośka, po tragicznej śmierci został symbolem swego pokolenia. Ówczesne władze twierdziły, że popełnił samobójstwo, jednak z relacji zebranych przez rodzinę i historyków wynika, iż został zakatowany podczas przesłuchania, a jego samobójstwo zostało upozorowane.

Marta Tychmanowicz: samobójstwo czy polityczne morderstwo?
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

07.01.2013 | aktual.: 07.01.2013 11:10

Jan Rodowicz „Anoda” w chwili śmierci miał 27 lat. Przeżył drugą wojnę światową, wielokrotnie ranny przeszedł piekło powstania warszawskiego – był jedną z najbardziej wyrazistych postaci pokolenia wojennego. Przed wojną uczęszczał do Liceum Batorego w Warszawie, tak jak i m.in. Krzysztof Kamil Baczyński, Jan Bytnar "Rudy" czy Tadeusz Zawadzki "Zośka". Po wybuchu wojny wciągnął się w działalność konspiracyjną (Szare Szeregi, AK). Uczestniczył w wielu akcjach bojowych, w tym w najsłynniejszej Akcji pod Arsenałem (1943). Przezwany został – dzięki cechom swego charakteru (odwaga na granicy brawury, a przy tym szczęście i niesamowite poczucie humoru) – Ułanem Batalionu Zośka.

Po zakończeniu wojny Jan Rodowicz, korzystając z amnestii ujawnia się przed nową komunistyczną władzą (wrzesień 1945). Podejmuje studia na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Architektury. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztują go w Wigilię w 1948 roku. Powodem jest domniemanie zamachu w Belwederze na Zofię Dzierżyńską, która przyjechała z Moskwy na zjednoczeniowy zjazd partii (aresztowano wówczas kilkuset podejrzanych). Zresztą hipotez na temat powodów aresztowania "Anody" jest wiele – m.in. nielegalne posiadanie broni, udział w próbie porwania radzieckiego generała Masłowa w sierpniu 1945 roku oraz incydent na Politechnice Warszawskiej, kiedy to "Anoda" miał rzucić zdechłym szczurem w córkę Bieruta...

Jednak już kilka dni później licznie aresztowani zostają kolejni żołnierzy AK, zatem wszystkie powyżej wymienione powody wydają się być tylko pretekstem. Zresztą minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz zamiary nowej władzy wobec swych przeciwników ujawnia w przemówieniu sejmowym w lutym 1949 roku, kiedy to mówi o członkach Armii Krajowej, "którzy w przytłaczającej większości potrafili włączyć się do wspólnej pracy z pożytkiem dla siebie i kraju, znalazła się jednak garstka takich, którzy w podstępny sposób wykorzystali wielkoduszność demokracji ludowej, zawiedli zaufanie (...) i wznowili dywersyjną robotę, skierowaną przeciwko Polsce". Ofiarą paranoi nowej władzy komunistycznej w Polsce zostają wkrótce tysiące niezwykle zasłużonych osób o pięknych biografiach politycznych, społecznych, wojskowych, których jedyną winą staje się niewłaściwy (czyli wrogi komunistom) światopogląd.

Aresztowanego Jana Rodowicza przetrzymywano i przesłuchiwano w gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (róg Koszykowej i Alej Ujazdowskich) w Warszawie (dziś to budynek Ministerstwa Sprawiedliwości)
. Co dokładnie stało się 7 stycznia 1949 roku do końca nie wiadomo, relacje ówczesnych ubeków raczej wybielają ich udział, sugerując próbę ucieczki lub wręcz samobójstwo "Anody". Według oficjalnej wersji UB i prokuratury Jan Rodowicz miał wyskoczyć z IV piętra podczas przesłuchania (na protokole z tego przesłuchania zapisano w poprzek strony "Podejrzany wyskoczył oknem i zabił się"). Jednak według zebranych przez rodzinę oraz dziennikarzy relacji wynika, że Jan Rodowicz prawdopodobnie był brutalnie przesłuchiwany, wręcz skatowany. Dowiodła zresztą tego tajna sekcja zwłok przeprowadzona zaraz po śmierci "Anody", która wykazała wgniecenie klatki piersiowej, ciężkie złamania niemal wszystkich kości, zmiażdżenie trzewi jamy brzusznej oraz rozległe wylewy krwi, które miały powstać jeszcze za jego życia.

Jana Rodowicza pochowano w tajemnicy przed rodziną, która dowiedziała się o jego śmierci dopiero 1 marca 1949 roku od grabarza, który go rozpoznał (poznali się i współpracowali przy ekshumacjach i pochówkach żołnierzy z batalionu Zośka). 16 marca rodzina przeniosła szczątki „Anody” do rodzinnego grobowca na Starych Powązkach. Tam spoczął obok swojego brata, który spłonął w powstaniu warszawskim. Ich rodzice – Kazimierz i Zofia Rodowiczowie – przeżyli śmierć oraz ekshumacje obu synów. Kazimierz Rodowicz spoczął obok swych synów dwa lata później w roku 1951, Zofia Rodowicz zmarła w 1991 roku w wieku 96 lat.

W roku 1991 na wniosek ówczesnego ministra sprawiedliwości Wiesława Chrzanowskiego Główna Komisja Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu wznowiła śledztwo w sprawie przyczyn śmierci Jana Rodowicza. Przesłuchano żyjących jeszcze świadków, a nawet ponownie ekshumowano ciało "Anody". Jednak działania te nie przyniosły żadnych przełomowych informacji, śledztwo więc umorzono.

Celnym podsumowaniem okoliczności tajemniczej śmierci Jana Rodowicza są słowa Tadeusza Sumińskiego, jego kolegi z batalionu Zośka, który w rozmowie z Piotrem Lipińskim (autorem reportażu o śmierci "Anody" - "Gazeta Wyborcza" nr 101(1789)/1995) powiedział: "Dla mnie nie ma znaczenia, czy Janka zabito, czy popełnił samobójstwo. Zmuszenie go do samobójstwa było mordem, może gorszym niż zwyczajny".

Specjalnie dla Wirtualnej Polski Marta Tychmanowicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (159)