Trwa ładowanie...

Marta Tychmanowicz: polski premier - ofiara niemieckiej prowokacji

Jego przeciwnicy nazywali go "polskim Quislingiem" i oskarżali o próby utworzenia podczas drugiej wojny światowej marionetkowego rządu polskiego podporządkowanego Niemcom. Profesor Leon Kozłowski był dwukrotnie skazany na karę śmierci - przez władze sowieckie oraz polskie. W 1941 roku przedarł się przez front niemiecko-radziecki i trafił do Berlina, gdzie spędził ostatnie trzy lata życia oskarżany o zdradę i kolaborację.

Marta Tychmanowicz: polski premier - ofiara niemieckiej prowokacjiŹródło: PAP, fot: CAF
d1gtk3z
d1gtk3z

Przeczytaj wcześniejsze felietony historyczne Marty Tychmanowicz

11 maja 1944 roku w Berlinie w hotelu Alemannia w wieku 52 lat zmarł były premier II Rzeczypospolitej - Leon Kozłowski. Jest dziś jedną z najsłabiej znanych postaci z politycznej elity międzywojnia. Oficjalną przyczyną śmierci - jak poinformowano rodzinę - było zatrzymanie akcji serca. W niemieckich doniesieniach prasowych pojawiały się jeszcze informacje jakoby powodem zgonu miały być rany odniesione na skutek alianckiego bombardowania Berlina, tyle że ostatni nalot nad stolicą Rzeszy alianci przeprowadzili trzy dni wcześniej.

Przed wojną był profesorem archeologii na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza, a zarazem politykiem (związanym z obozem Piłsudskiego), stopniowo budującym swoją karierę: od posła, poprzez tekę ministra reform rolnych (1930-1932), aż po funkcję premiera rządu polskiego (1934-1935) i senatora (1935-1939). Wybuch drugiej wojny światowej zastał go we Lwowie, gdzie został aresztowany 26 września 1939 roku przez NKWD. W więzieniu był wielokrotnie przesłuchiwany, oskarżano go m.in. o „służbę w bandach Piłsudskiego” i działalność antysowiecką. W wyniku przeprowadzonego śledztwa, potwierdzającego główne przewinienia Kozłowskiego (gnębienie komunistów w Polsce oraz wymierzona w Związek Radziecki działalność polityczna) zapada wyrok: śmierć przez rozstrzelanie. Jednak 20 dni później wyrok został złagodzony do 10 lat łagru. Na mocy amnestii wynikającej z zawartego dopiero co układu Sikorski-Majski, były premier II RP wychodzi z więzienia we wrześniu 1941 roku. Wówczas też zapisuje w swoim pamiętniku: "Rosja,
wszystko jedno jaka, carska, sowiecka czy jakakolwiek by była inna, jest śmiertelnym wrogiem Polski i będzie w każdych okolicznościach sięgać po nasze ziemie. Jedynie całkowita jej klęska i rozpad na wiele państw narodowych mogą Polsce zapewnić warunki trwałego, pokojowego życia".

Na początku października 1941 roku natarcie niemieckie zbliża się do Moskwy, tamtejsza polska ambasada zarządza ewakuację na wschód - do Taszkientu. Kozłowski również wybiera się w tym kierunku, jednak po drodze zatrzymuje się w Buzułuku, gdzie rezyduje sztab nowo powstającej armii Andersa. Jako człowiek z bliskiego otoczenia Piłsudskiego nie zostaje tam jednak ciepło przyjęty, co więcej postanowiono utrudnić mu życie, zakazując wstępu do kasyna oficerskiego oraz do gmachu sztabu. Kozłowski wraz z jeszcze jednym oficerem rezerwy Andrzejem Litwińczukiem, nie znajdując dla siebie przyszłości w Buzułuku, postanawiają przedostać się na niemiecką stronę frontu i dotrzeć do okupowanej Polski. Po kilkunastu dniach podróży finalnie docierają do wioski zajętej przez wojska hitlerowskie i około 9-10 listopada 1941 roku oddają się w ręce pierwszego spotkanego żołnierza niemieckiego.

Przejście frontu przez byłego premiera II RP i oddanie się ręce niemieckie jest dla hitlerowców sytuacją niezwykle korzystną. Pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych postanawiają wykorzystać jego postać propagandowo: oto prominentny polski polityk ucieka od Sowietów, by przedostać się do Niemców. W niecałe dwa tygodnie później Kozłowski zostaje odtransportowany do Berlina, gdzie zostaje ulokowany w Hotelu Alemannia. Ma jednak ograniczoną swobodę ruchów - jest przesłuchiwany, nieustannie kontrolowany, nie ma prawa do odwiedziny ani samodzielnych wyjazdów. Pracownicy niemieckiego MSZ próbują nakłonić go do bliższej współpracy. Niemiecka propaganda stara się obecność Kozłowskiego w Berlinie wykorzystać do swoich celów - informacje o jego ucieczce ze Związku Radzieckiego ukazują się nie tylko w prasie niemieckiej, ale i w gadzinówkach w języku polskim. Oprócz tego różnymi kanałami hitlerowcy rozpowszechniają plotki o rzekomych rozmowach politycznych jakie Kozłowski ma prowadzić w Berlinie. Do polskich władz
w Londynie zaczynają spływać też niepokojące depesze od rezydentów polskiego wywiadu, choćby jak ta ze Sztokholmu z 16 stycznia 1942: "Niemcy rokują z Kozłowskim o utworzeniu proniemieckiego rządu polskiego. Proponują status protektoratu w granicach gubernatorstwa plus kresy wschodnie w granicach 1939". Cała ta sytuacja zaczyna być jednoznacznie interpretowana - gen. Sikorski zleca śledztwo, z Londynu do Buzułuku z pilną klauzulą wysłano instrukcje: "Naczelny Wódz poleca przeprowadzić dochodzenie sądowe przeciw byłemu premierowi Leonowi Kozłowskiemu i zameldować telegraficznie o wyroku. Według posiadanych wiadomości wymieniony oddał się w Berlinie całkowicie na usługi Niemiec i ma rzekomo wśród Polaków organizować legion antysowiecki. Jest dokonanym faktem, że Kozłowski będąc żołnierzem zbiegł do nieprzyjaciela".

d1gtk3z

Śledztwo nie trwało nawet dwóch dni - 21 stycznia 1942 sąd wojskowy po czterogodzinnej rozprawie uznał Leona Kozłowskiego za winnego, skazując go na karę śmierci, przepadek majątku oraz utratę praw obywatelskich. Jak się potem okazało polskie władze padły ofiarą nie tylko własnych uprzedzeń politycznych, ale też dały się zwieść niemieckiej propagandzie, której jednym z celów jest było szerzenie dezinformacji i prowokacji. W tym samym czasie Kozłowski pisał w liście do brata: "Co do plotek to przypuszczam, że puściło je otoczenie Sikorskiego. Możesz powiedzieć komu należy, że od mego przyjazdu stoję na stanowisku, że wszelkie rozmowy polityczne w sprawie polskiej są niemożliwe w obecnych warunkach”. Sam wyrok zaś nazwał „zwykłym łajdactwem", a w liście do siostry pisał o politycznej intrydze uknutej przez Sikorskiego, który chciał usunąć ze swej drogi konkurenta. Biograf Leona Kozłowskiego wydanie wyroku śmierci ocenił jednoznacznie: "był to wynik zaplanowanej prowokacji niemieckiej, której ofiarą stał się
polski wywiad, polska dyplomacja – a w konsekwencji polski rząd – i wykonując rządowe polecenia dowództwo polskiej armii w Związku Sowieckim. Niemcom zależało na skłóceniu aliantów, na sianiu możliwie największego zamieszania. Raz po raz wypuszczane sygnały o jakichś rozmowach z Polakami doskonale do tego celu służyły".

Niemcy szybko zorientowali się, że poza prowokacjami, nie uda im się wykorzystać już do niczego Kozłowskiego, pomimo tego jednak nie pozwolili mu na powrót w rodzinne strony, mógł jedynie zająć się pracą naukową w berlińskim Muzeum Etnograficznym (przygotowywał się do napisania wielkiej syntezy o pradziejach Słowian). W połowie roku były premier pisał: "Nikt się mną nie interesuje i mam zupełny spokój". Jednak rok później, kiedy w kwietniu 1943 roku Niemcy ogłosili światu odkrycie grobów polskich oficerów, przypomniano sobie raz jeszcze o Kozłowskim, kiedy między Niemcami trwała wojna propagandowa z Sowietami o to, kto dokonał tego masowego morderstwa. W maju 1943 roku Kozłowski został przez Niemców przewieziony do Katynia, jednak chyba nie spełnił pokładanych w nim nadziei, bowiem w prasie ukazały się tylko krótkie notki o jego wizycie. Sytuacja Kozłowskiego w Berlinie pogarszała się, od dłuższego też czasu dla Niemców był już tylko zbędnym pionkiem, nie potrzebnym do żadnej gry. Do tego wszystkiego
dochodził brak pieniędzy oraz głód. Kozłowski planował ucieczkę, brat przygotował nawet fałszywą kennkartę, jednak przedostanie się do okupowanego kraju oznaczało podwójną konspirację – musiałby nie tylko ukrywać się przed hitlerowcami, ale i prawdopodobnie przed polskim podziemiem.

Po tragicznej śmierci gen. Sikorskiego w lipcu 1943 roku nowy dowódca Polskich Sił Zbrojnych gen. Sosnkowski zlecił rewizję wydanego wyroku śmierci. Ówczesny szef sądownictwa wojskowego, płk Słowikowski, w swoim raporcie wytknął wszystkie błędy proceduralne i logiczne sędziów z Buzułuku, jednak całą sprawę pozostawiono w zawieszeniu, "bez nadania jej dalszego biegu". Śmierć Leona Kozłowskiego 11 maja 1944 roku niejako automatycznie zamknęła rewidowanie wyroku. Jeszcze po wojnie pod koniec lat czterdziestych grupa weteranów z I Pułku Ułanów Beliny zwróciła się do gen. Andersa o wznowienie rehabilitacji. Anders miał wówczas obiecać zajęcie się sprawą oraz przyznał, że proces Kozłowskiego miał rzeczywiście charakter polityczny i był niejako odwetem za jego sanacyjną przeszłość.

Leona Kozłowskiego pochowano na cmentarzu w Berlinie i dopiero trzydzieści lat później w roku 1974 jego prochy sprowadzono do Polski na Cmentarz Powązkowski. Jak pisze biograf Leona Kozłowskiego: "Paradoksem pozostaje fakt, że gdy wydany nań wyrok sowiecki został uchylony, wyrok śmierci wydany przez sąd Wolnej Polski wciąż pozostaje w mocy".

Specjalnie dla WP.PL Marta Tychmanowicz

Źródło: Maciej Kozłowski "Sprawa premiera Leona Kozłowskiego. Zdrajca czy ofiara" (Iskry, Warszawa 2005)

d1gtk3z
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1gtk3z
Więcej tematów